OCENA w pełni zasłużona. Fabuła beznadziejna. W zupełności nic nie wnosi - więc co tu mówić o czymś 'nowym'. Animacja beznadziejna - kilka fajnych ujęć i tyle. 'Styl' dokumentu - żałosny.
W sumie doszedłem do wniosku, że ten obraz jest dla ludzi, którzy przespali XX wiek - i nie widzieli filmów z 'tamtych odległych czasów'.
w filmach nie chodzi o to by wciąż pokazywać coś nowego
fabuła wnosi wiele
aspekt psychologiczny ale z tej bardziej medycznej strony > nie , że przeżyłem wojne i cierpie
animacja nie daje rady tylko w pierwszych scenach później piękne momenty
wykorzytsuje to , ze za sprawą animacji właśnie można bardzos ymbolicznie pokazywać rzeczy, których w zwykłych obrazach nie przedstawisz
rzecz cholernie przemyslana
tyle do twojej wypowiedzi
Fabularnie rzeczywiście nic nowego. Ale forma owszem. Oczywiście to nie pierwszy animowany film wojenny, ale chyba pierwszy z tym rodzajem animacji. "Ładnych" ujęć jest tu IMO więcej niż kilka, juz sama czołówka mnie rozwaliła. No i to co najważniejsze - mnie ten film naprawdę wciągnął, a podczas zakończenia nie powstrzymałem się od łez. Na pewno zobaczę jeszcze raz w kinie.
jeżeli o końcówkę chodzi to była tak naprawde jedyna rzecz która mi sie w filmie nie podobała
oszczędziłabym sobie tych zdjęć nieanimowanych
za duża dosłowność kojarząca mi się z drżącą ręką małaszyńskiego pod ziemią w katyniu
Widze,że niektórzy nie zrozumieli treści filmu..Animacja jest inna niż w innnych filmów, ale to nie znaczy że jest-żałosny.,,Styl,, dokumentu jest bardzo orginalny i moim zdaniem odróżnia się od innych.Po obejrzeniu zostaje długo w pamieci,naprawde warty zobaczenia! 9/10.
Twoja opina, Janku, jest bardzo do opinii nie podobna. Same nieopiniotwórcze słowa. Co znaczy "beznadziejna animacja", co znaczy "beznadziejna fabuła", co znaczy "żałosny styl"? Same słowa, które nic nie mówią o filmie. Już nawet pal sześc, że się z Tobą nie zgadzam, ale nawet skrytykować filmu nie potrafisz. Wypadałoby porównać do czegoś, jeśli nie potrafisz przemawiać obrazowymi opisami. Fabuła jest pretekstem do ukazania pewnych obrazów z wojny, obrazy te są przekazane sugestywnie. Ciężko mówić o fabule w przypadku tak poprowadzonego filmu - styl dokumentu pokazuje ciekawe podejście twórców, nadaje realizmu całej historii, nawet pomimo tego (a może zwłaszcza dlatego), że film jest animowany. Historii o ludzkim barbarzyństwie nigdy dość, szczególnie w obecnym społeczeństwie, które woli oddalić o siebie nieprzyjemne, drażniące oczy i uszy tematy. O takich zbrodniach warto mówić, nie wolno milczeć o okrucieństwie. Krytykować należy ludzką nieczułość. Miałem okazję obejrzeć ten film już miesiąc temu z okładem i widownia nie umiała go przyjąć. Śmiech z języka, nieczułość na obrazy zbrodni, ciągła wesołość sali - oto widownia, która potem zawłaszcza sobie prawo do tworzenia opinii. To jest żałosne, Janku. I jest to kolejny powód, by robić takie filmy. Społeczeństwo jest niewrażliwe, trzeba próbować je przekształcić.
O jojoj! Aleś mi tu napisał. Ale dobra, już tłumaczę, skoro chcesz.
-Mój post wyraża moją opinię na temat tego filmu. W żadnym wypadku nie jest recenzją. Jeszcze raz: Recenzja nie równa się Opinia. Mylisz te dwie rzeczy, bo nie masz pewności co znaczą.
-Beznadziejna animacja - oznacza animację, która nie reprezentuje sobą sztuki.
-Beznadziejna fabuła - oznacza fabułę, która nie jest: ciekawa, zaskakująca, rozbudowana, poruszająca nowe aspekty danego tematu, poprowadzona w innowacyjny sposób. Na dobrą skalę ten film pod względem przesłania i schematu fabuły, nie różni się (a nawet nie dorasta do pięt) setkom wcześniej nakręconych obrazów.
-Tutaj pokazana jest przemoc, w całkowicie (odnośnie filmu) bezsensowny sposób. Chcesz dobrych ciekawych filmów o ludzkim okrucieństwie/wojnie? Polecam Full Metal Jacket; ofiary wojny; Bad boys; Colors; cienka czerwona linia; serial kompania braci; czas apokalipsy; ścieżki chwały; Tytus Andronikus; możesz sobie też Pianiste obadać itd. itp. Z ciekawych dokumentów polecam np. Cocain Cowboys - jedynka i dwójka.
Jak już powiedziałem. Cały ten nudny walc z bashirem, jest kolejną powtórką dramatu o wojnie. I żeby chociaż było to ukazane w jakiś ciekawy/nowy sposób... ale nie! Film wykorzystuje stare schematy, przy czym nie dorównuje swoim poprzednikom.
I następnym razem, nie rzucaj się jak g... w betoniarce, tylko dlatego, że dałem ocenę 1 a ty, dajmy na to 10.
Ps
Żyjemy w demokratycznym państwie i każdy może tworzyć opinię - ma to tyle samo zalet co wad, ale to się nazywa DEMOKRACJA!
No i patrz... Nie można było tak od razu napisać? Teraz mamy do czynienia z opinią. Zaś z tego co wiem, w betoniarce miesza się co innego, ale ja się nie znam. To że się z Tobą nie zgadzam i wystawiłem 8 (więc nie kombinuj od razu, że dokonuję gloryfikacji tegoż filmu), nie oznacza, że od razu mam coś Twojej persony. Co do rozłamu opinia/recenzja, wiedz, że różnią się jedynie poziomem subiektywizacji - opinię również warto uzasadnić, inaczej nie pozostawia po sobie żadnych śladów, nijak się da do niej odnieść.
PS: To że żyjemy w państwie demokratycznym nie oznacza, że należy pozwolić motłochowi tworzyć trendy i wydawać opinie. Już raz świat rządów robotniczych przeżyliśmy, nie potrzeba więcej. Tym bardziej że ten bliżej nieokreślony motłoch nie ma raczej wysokich gustów.
Do Narquelion
Jednak odwołuję cię jeszcze raz do definicji ‘opinii’ i ‘recenzji’
Oj tak! Ten ‘…motłoch nie ma raczej wysokich gustów.’ Przykładem jest zachwyt wokół ‘walca z Bashirem’, Nowe bondy, nowe batmany, punisher war zone, wanted, max payne i wiele innych filmów.
Jeśli chcesz zabronić ludziom (motłochowi) wygłaszania swoich poglądów, to witamy w alejce dyktatury, faszyzmu, nazizmu, komunizmu.
Jak już powiedziałem! Demokracja jest ZŁA! Ale i tak jest najlepszym realnym wyborem.
Najpierw o motłochu. Mamy pewien mainstream, rzeczy niemalże wciskane nam w twarz, by się sprzedały. Mamy lansowanie trendów. I opozycyjnie motłoch, który nie chce być motłochem nazwany w żadnym razie. Więc gdy wychodzi takie "kochaj i tańcz", to motłoch pierwszy pobiegnie kamienować. Zgodzę się, że nowe Bondy (ostatni zaś szczególnie) jest cieniutki. Nolanowski Batman to inne podejście, ja sam mając w pamięci zarówno komiksy, jak i dwie Burtonowskie produkcje, patrzę na nowego Batmana jak na zabawę konwencją, i podoba mi się taki obrót sprawy. Max Payne zaś to wypadek, tytuł jadący na licencji kultowej gry. Walc z Bashirem ciężko nazwać kinem popularnym. Owszem, jest skrojony na szeroką publiczność: ta animacja, sposób narracji, wszystko bardzo łatwo podane, w sam raz dla każdego; ale robi to bez spłycania tematu. I na końcu muszę to napisać: jestem nazistą. Nie lubię, gdy ludzie którzy pozbawieni są wyższych odczuć i uczuć, nie mający umiejętności "przeżywania" (nie takiego z chusteczkami do nosa, nie mam na myśli ckliwości) filmu chcą wydawać osądy, tworzyć opinie, wydawać wyroki. Powiedziałeś o "Walcu z Bashirem", że to już było. Cholera, a czego nie było? Wszystko już było. Każdy najmniejszy i największy dramat już był, co wcale nie umniejsza dramatyzmu powtórek; może jedynie wzmagać znieczulicę tych, dla których to nie był pierwszy raz. A obejrzyj go raz jeszcze, biorąc w nawias swoje doświadczenie filmowe. Ja tak robię za każdym razem, porównuję dopiero później. Musimy dać szansę takim filmom, bo są tego bardziej warte niż wybory motłochu. Do końca świata będę powtarzał: zanim coś ocenisz, zważ na to, jaką ocenę na filmwebie ma American Pie. I pomyśl, czy film, który właśnie obejrzałeś, był od niego gorszy.
Co do opinii i recenzji, odwołuj się do definicji ile chcesz. Opinią (jedną z popularniejszych w użyciu) może być nawet "do dupy", "fajne", "zasysa", "nudne". Opinią może być nieuporządkowany zbiór znaków. Opinią może być "tak zabawny, że aż nam się popcorn wysypał, jak się turlaliśmy po naszym nowym dywanie w nowym mieszkaniu naprzeciwko basenu czynnego od 10 do 17". Ale jeśli ta opinia ma mieć jakiekolwiek znaczenie (a pisząc opinię masz świadomość, ze ktoś ją zobaczy, czyli zależy Ci na tym, by ktoś ją przeczytał, a więc żeby się z nią liczył, może nawet do niej odwołał), należy używać słów opisowych, uzasadniać, tworzyć ciągi logiczne. A że zbliżamy się do recenzji w tym momencie - cóż, to konieczne następstwo. Tyle że tutaj wolno Tobie powiedzieć, nie "podobał mi się", dajmy na to, montaż. Bo jak dla Ciebie to na przykład za szybko skacze obraz, z jednej osoby na drugą w dialogach. I pięknie, masz opinię, uzasadnioną w dodatku. W recenzji możesz to tylko opisać: "obraz skacze", ale o hulaszczym wygłaszaniu poglądów pomarzyć sobie można. Tak więc zdania nie zmieniam, nie demonizujmy, nie ma co być surowym dla "Walca z Bashirem" i dawać mu 1/10, a "Robocopowi" z ubiegłego wieku 10/10, tylko dlatego, że przed nim nie było nic podobnego. Pozdrawiam!
1) Co to miało znaczyć 'jestem nazistą'? Bo nie zrozumiałem.
2) Krótkie wypowiedzi, mają większą szansę przeczytania i wywołania dyskusji.
3) Na resztę nie chce mi się odpowiadać. Bez obrazy.
1)"Jestem nazistą" w kontekście wypowiedzi znaczyło tyle, iż nie daję wszystkim ludziom jednakowych praw co do wypowiadania się w temacie kina. W szerszym kontekście zaś uważam, że ludzie nie powinni mówić o rzeczach, na których się nie znają, ergo, wysłałbym ich na Syberię bądź do obozu za rzucanie pseudo opinii.
2)Syndrom czasów: "za dużo czytania, za dużo literek, to nie przeczytam." To może nawet lepiej, nie chciałoby mi się wykłócać z kimś o takim nastawieniu.
3)Urazy nie chowam. Ale szkoda.
No to masz problem, ponieważ:
-albo jesteś socjopatą.
-alb po prostu rzucasz słowa na wiatr.
Ja osobiście, nie zabraniam nikomu wygłaszania swojego zdania. Demokracja, to demokracja. Jak na razie nie ma lepszego systemu, bo społeczeństwo jest zbyt głupie. Oczywiście zawsze pozostaje dyktatura, ale taką mógłbym zaakceptować tylko wtedy, gdybym sam był dyktatorem. Wtedy miałbym pewność o słuszności działania tegoż systemu.
A tam problem. Ja z tym nie mam problemu. Także nie zabraniam mieć innego zdania. Ale uważam, że jeśli ktoś się na czyś nie zna, nie powinien o tym mówić. Cała ta gadka o tym, że jesteśmy równi, to stek bzdur. Różnimy się, i owe różnice trzeba zaakceptować. Nie każdy powinien móc wyrazić swoją opinię, to wszystko. Jeszcze nikogo nie zabiłem za to, ale nie jednego obdarzyłem osobistą pogardą - cechą numer jeden nazizmu. W kwestiach wielu, wielu filmów, gdy czytałem ludzkie opinie, pierwszą myślą jest zawsze: "każdy może, prawda, komentować. Ale nie każdy powinien."
'Nie jesteśmy równi'. Tu się zgodzę. Są ludzie, mądrzy, głupi i przeciętni. Ładni i brzydcy. źli, dobrzy lub sprawiedliwi (nie utożsamiać tego z dobrem).
Co do nazizmu. Pierwszą cechą jest rasizm. Następnie nacjonalizm i socjalizm. Potem wyłania się autokracja/dyktatura. To są własnie główne cechy nazizmu. Ta nietolerancja, o której mówisz jest zupełnie na drugim planie...
Nazizm, Janku, jak sam napisałeś: rasizm, nacjonalizm. Czyli co dokładnie? Nietolerancja wiążąca się z pogardą. Dążenie do oczyszczenia Ziemi. Mam te same cele, ale na podstawie innych kryteriów. I metod, bo pod terminem "oczyszczenie" nie widzę słowa "wymordowanie" (no, może poza beznadziejnymi przypadkami) a raczej: nauczenie, uświadomienie. Wiąże się to wszystko z moją koncepcją Jednej Ziemi, ale to nie miejsce na takie rozmowy. Jakbyś jednak był zainteresowany - z chęcią Ci to jakoś wyłożę, tyle, że nie tutaj.
Mylisz się. Nazizm ma na celu 'fanatyczne' zjednoczenie tłumu i ukierunkowanie jego gniewu na przeciwnika. Nie ważne kim jest wróg. Chodzi tylko o pretekst. Mógłbym tu podać setki różnych argumentów, popartych przykładami - będącymi faktami historycznymi. Ale najzwyczajniej mi się nie chce. Jeśli cię to ciekawi, to polecam zagłębienie się w historii - tak XX wieku jak jak i wieków poprzednich.
Natomiast to o czym ty mówisz, jest zupełnie innym systemem ideowym.
Ps
Rasizm, w nazizmie ma tylko zastosowanie praktyczne. Łatwiej walczyć z kimś lub czymś, co wygląda inaczej od nas.
Twoje ujęcie jest bezsprzecznie historyczne - przykłady przejawów w faktach historycznych. Pal sześć, że nie podajesz wspomnianych przykładów, bo mi z nimi nie po drodze, gdyż się nie zrozumieliśmy zwyczajnie. Tyle że sam się zapętliłeś: nazizm w znanej formie to nazizm niemiecki. Sam natomiast napisałeś, że mówię o systemie ideowym. I tu masz odpowiedź na nasze niezrozumienie: Ty rozpatrujesz nazizm od strony historycznej, a ja ideowej - jest to pewnie wynikiem zainteresowań własnych: z tego co widzę jesteś historykiem, ja filozofem. Problem inaczej wygląda. To tak jak z teorią ewolucji i ewolucjonizmem - niewymienne słowa. Tak samo tutaj: teoria nazizmu i nazizm w czystej formie. Gdyby temat wymagał rozjaśnienia i dopracowania, to jeszcze raz napiszę: nie tutaj.
Owszem. Zajmuje się historią. Ale na nią patrzę zawsze pod kątem psychologicznym. Nazizm ma tylko jedno i to całkowicie specyficzne znaczenie.
Filozofia upadła. Teraz jest nauka. Więc filozofia 'tradycyjnie' (a nie klasycznie) pojmowana jest zbędna i bezsensowna. Wiem co mówię. Sam kiedyś (byłem) uważałem się za filozofa, ale teraz (jestem) uważam się za 'człowieka'. Co jest doprawdy krokiem na miarę ewolucji.
Wracając do tego co chciałeś pierwotnie przekazać. Twój system opiera się na ewolucji, poprzez rewolucję. Coś czego wielu chciało już dokonać, a coś co jest niemożliwie. Inaczej. Chcesz by społeczeństwo składało się z najlepszych. Ja też tego chce. Problem w tym, że twoja droga jest błędna - niemożliwa do przebycia. Moja natomiast, nie jest moją, tylko drogą ewolucji...
Pozdrawiam.
Nazizm i teoria nazizmu - naprawdę jest w tym różnica, nie popełniłem błędu logicznego.
Filozofia jest nauką odkąd przestała być "klasyczna". Dawno już nikt nie pyta o świat. Teraz liczy się system rozumowań. Uważać się za filozofa, a być nim - ogromna różnica, więc nie wiem czemu zamiennie ich używasz. Ale z tej wypowiedzi by wynikało - nie uwłaczając, ani nie próbując nic podważyć - że z tą prawdziwą filozofią, a nie "filozofią" - światopoglądem, masz niewiele wspólnego. I jako nauka filozofia, szczególnie dzięki logice, jest czymś żelaznym u podstaw, dzięki niej mam żelazne przeświadczenie o pewności wyrażanych sądów i tworzeniu logicznych konstrukcji. Stąd też nazizm - teoria nazizmu i różnica pomiędzy nimi.
Co do mnie, nie dążę do ewolucji poprzez rewolucję. To tak jakbym chciał zacząć tworzyć globalną świadomość, ale niczym kręgi na wodzie - dużo takich małych fal w różnych miejscach i może pofałduje się mózgowa tafla globalnego niskiego myślenia. Bez rewolucji, bo rewolucjoniści kończyli marnie - coś tam z historii pamiętam. Moja droga póki co startuje. Nie jest niezmienna, podlega przekształceniom, by mogła coś zdziałać naprawdę. W mojej skrzynce z narzędziami jest dużo narzędzi, nie tylko młotek. Mówisz o swojej drodze, ale nie mówisz, jaka jest dokładnie. To zaś, jaka droga jakie rezultaty przyniesie, okaże się za X lat, więc powstrzymuję się od osądu. Doradzam, nie wszystko można ostatecznie ocenić. Łatwiej tez nie wyjść na ślepego głupka, zachowując odrobinę powściągliwości.
Pozdrawiam!
-Filozofia jest widzimisię, odkąd przestała być nauką. A nauką była w starożytności. Teraz nauką jest nauka, a filozofia jest kpiną.
-Ktoś kiedyś napisał, że 'filozofem jest każdy'. Otóż ja bym to sprostował. Filozofem jest każdy inteligentny człowiek. Dalej natomiast, dopisałbym: Jednak, wraz z rozwojem intelektualnym, filozofia zostaje skompromitowana przez naukę i w ten sposób, człowiek staje się 'człowiekiem'.
Możesz ale nie musisz tego zrozumieć. Tam gdzie... albo nie. Powiedz mi lepiej, swoją definicję filozofii. Własnymi słowami i krótko. A i nie chodzi mi o światopogląd - 'filozofie życia'.
-Jeszcze jedno. Czytaj dokładnie. To nie jest moja droga, tylko droga ewolucji. Ja jako przedstawiciel gatunku Homo Sapiens Sapiens, mam całkowicie ograniczone możliwości, a moja droga kończy się ślepym zaułkiem.
Pozdro.
Ps
Mógłbyś przyznać się, że niewłaściwie użyłeś słowa 'nazizm' i tyle.
- Filozofia jest nauką. Kiedyś była pytaniem o świat. Teraz wielu idiotów myśli, że ich "przemyślenia" to filozofia - wszystko przez innych idiotów, którzy nie potrafili zrozumieć, czym dokładnie filozofia jest i wciągnęli niesłusznie jej miano do języka potocznego. Filozofia jest najściślejszą z nauk, w swych skrzydłach trzyma logikę i metodologię nauk. Tak więc nie brnij w tą stronę, gdyż coraz bardziej wychodzi, że nie masz pojęcia, o czym mówisz.
- Bycie inteligentnym nijak się ma do filozofii. Filozofia to ścisła nauka, mająca swój przedmiot, metodę i aspekt. Twoje dalsze przemyślenie to kpina, dla mnie osobiście brzmi jak pogląd wyłaniający się z opiatów, gdyż wraz z rozwojem intelektualnym filozofia staje się coraz bardziej nauką. Wybacz,ale w tej części Twojej wypowiedzi nic nie przebiega w porządku logicznym. Nie ma tu czego rozumieć, Janku. "Człowiek stał się 'człowiekiem'"? O czym to? O tym, jak człowiek osiągnął człowieczeństwo? Kiepski wywód. Ale jeśli możesz, wyjaśnij mi, proszę. Bo nie wygląda to w żadnym razie składnie dla mnie.
Z tą prośbą o moją definicję filozofii to pojechałeś strasznie. I nigdy nie nazywaj światopoglądu "filozofią życia" - cudzysłów nie tworzy tu parafrazy, pozostawia ślad niewiedzy. Definicja najprostsza: filozofia to umiłowanie mądrości. A potem rozbudowujemy: Filozofia to próba opisania świata. Im dalej w czasie, tym bardziej naukowa ta próba była. I dalej, w poszczególne odłamy: filozofia przyrody, metafizyka, Filozofia Boga, człowieka, Teoria poznania, i dalej, dalej - każda ma własne narzędzia do próby opisu. Każda z nich ma swój przedmiot i aspekt, każda może mieć inne metody. Parę lat już mam styczność głęboką z filozofią, więc mam jej w miarę jasny obraz. Komuś z zewnątrz - jak Tobie - ciężko wprowadzić myślenie naukowe do terminu filozofia. Jak się nie ma pojęcia, łatwo o niej mówić.
- Czytam bardzo dokładnie, a z Twojej wypowiedzi wynika, że Twoja droga jest tożsama z drogą ewolucji: "Moja natomiast, nie jest moją, tylko drogą ewolucji". Co oznacza, że nie stworzyłeś swojej drogi, ale przyjąłeś istniejącą. Więc pytam: jaka jest Twoja (nie stworzona przez Ciebie, ale przyjęta)droga? Jeśli poddajesz się czasowi i oczekiwaniu na potrzebę zmiany, czekając na czynnik ewolucyjny, swoisty kopniak mający wysłać ludzkość w kierunku rozwoju - to niewielkie dajesz światu szanse zmiany na lepsze.
Pozdrawiam!
PS: gdybym użył go bezprawnie, już bym się przyznał. Nie jestem twardogłowy, gdyby ktoś mi wytknął błąd faktyczny, zgodziłbym się z nim. Mam zbyt wysokie poczucie posiadania godności i honoru, a co za tym idzie - przyznaję się do pomyłek. Ale nie tym razem, Janku. Powolutku ta rozmowa zmierza w stronę rzeczy, o których już widać, że nie masz kompletnego pojęcia. Chyba, że udajesz, próbujesz mnie wciągnąć w jakąś pułapkę myśli. Ale to się nie stanie. Wiem, na czym stoję ze swoimi słowami, więc bezcelowe są te testy mojej wiedzy. Na Twoim miejscu skupiłbym się na odpowiedzi, nie unikach i próbach zadania ciosu z innej strony.
Hehe. A jednak nie zrozumiałeś. Otóż jak powiedziałem w poprzedniej wypowiedzi, moja droga kończy się ślepym zaułkiem. Inaczej, kończy się wraz z moim życiem. Ja nie ewoluuje, gdyż ewolucja następuje poprzez potomstwo. Dla mnie jest tylko tu i teraz. Moje możliwości jako Homo Sapiens Sapiens, są całkowicie ograniczone. Nie ma wyjścia, nie ma ucieczki. Jest tylko życie i śmierć, a w tle bezlitośnie upływający czas.
To właśnie miałem na myśli, mówiąc: ‘Moja natomiast, nie jest moją, tylko drogą ewolucji...’. Bo ja nic z niej nie osiągnę (to jest kolejny krok ewolucji), gdy już nastąpi… bo mnie nie będzie. I zamiast pytać się o drogę, której nigdy nie było mi dane posiadać, zapytaj się raczej co robie i czym jestem. W takim wypadku, odpowiem ci tak: Żyję, badam otaczający mnie świat i jestem człowiekiem.
Odnośnie znaczenia słowa człowiek, którego nie zrozumiałeś. Nie chciałem używać tutaj terminu Nietzschego (zapewne się domyślasz o co mi chodzi), dlatego po prostu napisałem w cudzysłowie.
Co do filozofii. Po ci ona, gdy masz:
- Fizykę do badania całego wszechświata.
-Biologię – i wszystkie jej dziedziny, oraz chemię do badania życia.
-Psychologię do badania ludzkiego umysłu.
-Matematykę jako uniwersalny język nauki.
-Logika – Którą ja sam, mam czelność nazywać po prostu ‘częścią umysłu’, a raczej częścią wszechświata. Ten ostatni, jest taki jaki jest, dlatego istnieje akurat ‘taka’ logika. I jestem przeciwny uznaniu jej za dziedzinę filozofii.
-Historię i wszystko co jest z nią związane, do dopełnienia pozostałych nauk.
Smutna prawda jest taka. Filozofia jest domeną słabych. A właściwie jest buntem przeciwko prawdziwej nauce. Jej stosowanie w dzisiejszym świecie jest całkowicie nielogiczne. Bo jak to inaczej nazwać, gdy stworzona została w starożytnej Grecji jako ‘umiłowanie mądrości’. Wziąłbyś takiego Arystotelesa i postawił w naszych realiach. Z pewnością ogólnie pojmowaną filozofią, nazwałby przedmioty ścisłe. Bo widzisz, filozofia była umiłowaniem mądrości. A jak to lepiej ‘umiłować’ niż poprzez faktyczne zgłębienie tajemnic wszechświata?
Najbardziej mnie śmieszy filozofowanie o Bogu, absolucie czy sile sprawczej. Jak kto woli. No więc co do badania tego ‘zjawiska’, są dwa wyjścia. Albo poprzez naukę ścisłą, albo całkowicie porzucić tą problematykę. Dlaczego? A no dlatego, że żyjemy we wszechświecie, którego językiem jest matematyka. Jeśli za jej pomocą nie jesteśmy wstanie wykryć choćby samego istnienia, absolutu, to są dwie możliwości. Albo ‘Bóg’ jest poza naszym systemem – to jest wszechświatem, albo go nie ma. W pierwszym wypadku, dalsze dociekanie jest niemożliwe, gdyż my jesteśmy zamknięci w naszym systemie i nie możemy fizycznie z niego wyjść. Natomiast bóg przebywający, w naszym wszechświecie, musiałby podlegać jego naturze. W drugim wypadku, uzyskujemy ‘satysfakcjonującą’ odpowiedz, a więc nasze poszukiwania uznajemy za zakończone.
Co do ‘ciosu’. Zawsze mnie dziwi, gdy ludzie uważają dyskusję za walkę/potyczkę. Jest to dość dziecinne i do niczego nie prowadzi. Bo jak samo znaczenie słowa ‘walka’ chodzi o pokonanie oponenta, w tym wypadku narzucenie mu swojego poglądu. Ja mam taki zwyczaj, że ze swoimi wrogami nie dyskutuję, gdyż nie ma to najmniejszego sensu. Co najwyżej mogę z nimi prowadzić rozmowę. Lub ośmieszyć ich przed oczyma innych – jako przykład. Ośmieszony i tak najpewniej niczego się nie nauczy, ale robię to dla osób trzecich. Natomiast dyskutuję tylko z tymi, którzy rozumieją co jest faktycznym i ostatecznym celem dyskusji. No więc ,tym celem jest zrozumienie rzeczywistego stanu rzeczy. Nie chodzi o zwycięstwo jednej ze stron. Dlatego zaczynam wątpić, w prowadzenie z tobą dalszej dyskusji. I nie chodzi mi o to, że mam całkowitą pewność słuszności swoich poglądów, lecz o to jak ty traktujesz tą sytuację – jako walkę.
Ale naprawdę. Nazizm to bardzo słabe, a nawet nieadekwatne określenie tego co starasz się przekazać. Bo z jednej strony zaprzeczasz chęci stworzenia rewolucji (a jakby nie patrzeć jest to nieodzowną częścią nazizmu/faszyzmu i komunizmu) a z drugiej wygłaszasz właśnie bardzo radykalne postulaty. Tak naprawdę nie chodzi ci o nietolerancję, a właściwie sam się zagubiłeś w tym co chciałeś powiedzieć. Bo równie dobrze, mógłbyś się nazwać komunistą. Jest to całkowicie bezsensowne.
Owszem, nie zrozumiałem. Napisałem to nawet, żebyś wytłumaczył, więc nie wiem czemu służy to "hehe". Wyrażasz się nieprecyzyjnie, używasz własnych skrótów myślowych - nie licz na zrozumienie. Nie odnajduj powodów do śmiechu tam, gdzie śmiech jest niewskazany, a nawet szkodzi. Bo na pewno nie służy tej dyskusji.
Co do filozofii, nie rozumiesz potrzeby jej istnienia, co jest dość zrozumiałe - nie masz o niej pojęcia. Biologia, chemia, fizyka, matematyka, psychologia...? Czemu wymienienie tych nauk miało służyć? Nie rozumiesz podstaw filozofii i chcesz się spierać o sens jej uprawiania? Zjednujesz ją z innymi naukami? Nie używamy miarek, menzurek, linijek, mikroskopów, bo mamy umysł. Pojęcia i powiązania między nimi. Mamy metafizykę, która w całości zamyka w sobie złożoność świata, całą hierarchię bytów. Po co? Dla porządku wewnętrznego, ze względu na i poprzez mądrość i jej umiłowanie. Co wynika z filozofii? Nic, absolutnie nic nie wynika dla świata. Bo jest czystą, niepraktyczną (poza etyką może) mądrością. Przyrównanie jej do nauk szczegółowych - śmiech na sali. Naprawdę widać, jak niewiele wiesz, ale brniesz w zaparte.
I jakby co: logika jest w pewnym stopniu częścią filozofii, rośnie razem z nią, jedna jest zakorzeniona w drugiej. Jest z nią związana poprzez klasyfikacje nauk. Nie musiałeś wiedzieć.
Faktyczne zgłębianie tajemnic wszechświata jest niczym, jeśli ciągle musisz doskonalić narzędzia poznawcze. Materialnie mierzony świat... Domena empiryków. Duży margines błędu. Wciąż. Zawsze będzie. Twoje żądanie postawienia Arystotelsa we współczesnym świecie, jest niedorzeczne. A co by powiedział Newton gdyby go skonfrontować z teorią względności? Ot, gdybanie, zupełnie jakbyś nie wiedział, że każda wiedza ma swoje miejsce na osi czasu. Na tym polega jej rozrost.
Co do filozofii Boga - nie ma terminologicznego "jak kto woli". Znów wkrada się w Twoją wypowiedź czysty empiryzm: "Albo ‘Bóg’ jest poza naszym systemem – to jest wszechświatem, albo go nie ma". Perełka po prostu. Zupełnie jakby filozofia miała na celu złapać Boga za poły płaszcza i wciągnąć na wieżę Babel, by wszyscy go ujrzeli. Gdybasz tylko, cały czas gdybasz nad przedmiotem i metodą badawczą w filozofii, posługując się terminologią niefilozoficzną, ergo: daleko nie zajedziesz. Studia filozoficzne rozwiązałyby Twój problem, zacząłbyś wiedzieć, o czym mówisz, nie byłbyś taki butny w opowiadaniu pseudonaukowych faktów. Opierasz się na czymś w tym, co mówisz? Jakiś system wartości, jakiś przeorany przez logików i uznany za niesprzeczny system rozumowań? Czy masz tylko swoje własne przemyślenia, które są logiczne o tyle, o ile sam uznasz je za logicznie wynikające? Mało tej naukowej postawy przez Ciebie przemawia. Raczej butne zadufanie w swoich przekonaniach, uznanych za ostateczne. Ze wszystkim tak robisz: z filmem, od którego się zaczęło, z kolesiem, który się z Tobą nie zgadza; nie dajesz sobie marginesu błędu, ciągle napierasz z pewnymi (Twoim zdaniem) faktami.
Cios był metaforą. Akurat takie metafory sprawdzają się w rozmowie. Ogółem nie wzięło się znikąd pojęcie "słownej potyczki". Ingarden opisał owocną dyskusję: taka, w której obie strony gotowe są odrzucić swoje poglądy w celu dojścia do prawdy. Póki co zboczyliśmy ze względu na Ciebie z rozumienia różnicy między teorią nazizmu a nazizmem na rozmowę o filozofii, w której się gubisz. Jak dla mnie cały problem skończył się w chwili mojego postu z 3 maja 2009, godzina 21:26. Napisałem w nim o tym, dlaczego mieliśmy obaj nieścisłości, wyjaśniłem różnicę - problem był rozwiązany. Ale nie, musiałeś podjąć daremną próbę publicznego podkopania filozofii, nie po to, żeby do czegoś dojść, ale po to, by pokazać swoją rzekomą rację i mój domniemany błąd. Od tego momentu, Janku, dyskusja przestał być owocna. Stała się słowną potyczką, ponieważ nie uznałeś kompromisu, a postanowiłeś dalej napierać w stronę, której nie rozumiesz na dodatek. W pełni się z Tobą zgadzam, iż nie ma sensu prowadzenie dyskusji z osobą, która nie wie o czym mówi, nie szuka kompromisu i na dodatek jest przekonana o swojej racji bez marginesu błędu. Sam zobacz, w co przekształciłeś rozmowę z problemu terminologicznego. Daje do myślenia. Nie popieram za to Twoich metod działania, są prześmiewcze, w żadnym razie nie mają celów edukacyjnych. Żadna przestroga, ale zapchanie Twojego ego poczuciem wyższości - to jest moje zdanie o tym, co robisz, nie musi tak być, mogę się mylić. Póki co sam Cię jeszcze na dyskusji nie przyłapałem, jedynie na forsowaniu poglądów własnych.
Po raz kolejny zatem, odnośnie Twojego ostatniego punktu, napiszę: inaczej patrzymy na to samo słowo, ze względu na różnicę terminologiczną. Nie stoimy na tej samej płaszczyźnie, przez to nie dochodzimy do porozumienia. Nie przyjmujesz różnicy terminologicznej - trudno. Nazizm ujęty historycznie a nazizm w teorii to dwie różne rzeczy. Nazizm jako pogląd nie zawiera w sobie czynów - jakim byłaby rewolucja. Zawiera przekonania. nietolerancję, żądanie oczyszczenia. Kryteria oczyszczenia i tolerancji są zmiennymi, przez to mogą być bardzo rozliczne. W moim przypadku: nietolerancja głupoty i żądanie oczyszczenia świata z ludzi, którzy nie chcą myśleć w sposób otwarty. Czysto rozumowe podstawy, żadnych materialnych postulatów. Swoją drogą z tym nazizmem to zabawne strasznie: powstał pod wpływem filozofii, będąc zniekształceniem myśli Nietzschego, pochłonął Heideggera... Myśl, Janku, nie fakty historyczne, stanowią o istocie nazizmu. Fakty historyczne to tylko... Wydarzenia (terminologia nieścisła, ale nie mam potrzebnej wiedzy, by się nią posługiwać. Ale się przyznaję, że jej nie mam). Historia jako nauka nie robi nic, poza zbieractwem. Metodycznie ustalonym zbieractwem wydarzeń, bez refleksji intelektualnej. Myśl jest wydarzeniom nierówna, nie jest tożsama. Stąd nazizm - teoria nazizmu. Nie mam pomysłu jak inaczej i prościej jeszcze pokazać Tobie, że mówiąc "nazizm" myślimy o innych cechach. Moje filozoficzne metody badawcze nie patrzą na fakty, ale kierują się na istotę nazizmu. Istota nazizmu nie równa się faktom historycznym. Prościej się już nie da, ale nie uwłaczając - nie piszę tego jako treści elementarza, wymagam pewnego poziomu samoświadomości i intelektu.
Na tym proponuję zakończyć, gdyż jak sam zauważyłeś, nie wiedzie nas nigdzie dyskusja o filozofii, gdyż mamy nierówny poziom wiedzy i terminologii. Znalazłem kompromis, którego sam nie wskazywałeś. Proszę, przyjmij go, jeśli nie masz lepszych pomysłów na wspólne wnioski. Pokaż teraz, że masz przysłowiowe jaja, by przyjąć kompromis i zaprzestać dalszego parcia w kierunku drogi, na końcu której nie czeka rozwiązanie.
Co ja dla was nie robie. Właśnie całkowicie skasowałem ponad 2 strony
tekstu pisanego czcionką rozmiaru 11. Uznałem, że jest tego stanowczo za
dużo. Nie lubię zalewać ludzi słowotokiem.
Dlatego tutaj wypowiem się w punktach:
-Przeczytałeś kiedyś jakąś naukową książkę z Astronomii, Fizyki,
Biologii, historii lub psychologii? Masz pojecie, że za pomocą dwóch
elektrod, podłączonych do mózgu człowieka, możesz kontrolować jego stan
emocjonalny? Wywołać u niego depresję i skrajny smutek lub ekstatyczną
radość? Czy wiesz, że uszkodzenie mózgu, może spowodować u ciebie zmianę
politycznych poglądów? Albo zmianę postrzegania świata? Np. będziesz
wiedział co to ptak, ale nie będziesz wstanie go opisać.
-Metafizyka? Daj spokój. To właśnie ten żałosny dział filozofii, skłonił
mnie do wymienienia psychologii, biologii, fizyki, chemii i historii.
-Gdybyś miał jakiekolwiek pojecie o rzeczywistości, to wiedziałbyś, że w
naszym wszechświecie nie może istnieć coś, co jest niezgodne z jego
naturą – czyli tym co ludzie określają prawami fizyki.
-‘ Faktyczne zgłębianie tajemnic wszechświata jest niczym, jeśli ciągle
musisz doskonalić narzędzia poznawcze’
To zdanie, spowodowało u mnie niekontrolowany śmiech. To ty uważasz, że
masz ostatecznie doskonałe narzędzia poznawcze? Albo chociaż jakiś inny
filozof? Jeśli tak, to mogę się tylko sardonicznie uśmiechnąć i
pogratulować ci totalnej ignorancji. W sumie cała twoja wypowiedz opiera
się na takich bezsensownych zdaniach. Stosujesz terminologiczny bełkot.
-Słyszałeś może o logice matematycznej? I czytaj dokładniej. Ja się
przeciwstawiam klasyfikacji logiki jako dziedziny filozofii.
-Macie umysł. Ale umysł to nie wszechświat. A jeśli chcecie zbadać
świat, to musicie wykorzystać umysł jako narzędzie do badania otoczenia,
za pomocą odpowiednich środków, jakimi są nauki ścisłe.
-Podsumowując. Filozofia jest dla dorosłych, którzy mentalnie są nadal
dziećmi, ale szukają bardziej ambitnego sposobu ucieczki od prawdziwej
nauki.
-Nazizm, jest wydmuszką. Tak jak komunizm. Każdy bardziej inteligentny
człowiek jest to wstanie zrozumieć. Główną cechą nazizmu, jest
wykreowanie sobie wroga, fanatyczne skupienie motłochu i ekspansja
poprzez agresję. Tak jak komunizm. Również oba systemy są z gruntu
socjalistyczne.
I nie brnij w uzasadnianie słuszności użycia przez ciebie słowa nazizm.
Po prostu zdobądź na ten temat więcej informacji i się nad tym zastanów.
Ale rozumiem, że chodzi ci o nieliczne ‘idee’ związane z nazizmem i brak
rzeczywistej chęci wprowadzenie ich (przez ciebie) w życie. Ja myślę
podobnie. Tylko nigdy nie nazwałbym tego nazizmem, bo nie mam chęci być
kontrowersyjnym za wszelką cenę. A o to ci tutaj chodziło. Bo gdyby było
inaczej, mógłbyś się nazwać faszystą albo utożsamiać się z sanacją.
Chociaż użycie tych terminów jest tak samo błędne, jak użycie nazizmu.
-Jeszcze jedno. Wspominając w jakimkolwiek stopniu o powiązaniu
przemyśleń Nietzschego z nazizmem, jest po prostu zabawne. Bo jak
zapewne nie rozumiesz, ta cała papka ideowa tego systemu politycznego,
to tylko kłamstwa dla tępych mas. Ponad to, ten wielki myśliciel
wyśmiewał cały ludzki świat – a raczej nim gardził i postulował o
samodoskonalenie… ale nie będę tutaj tłumaczył jego przemyśleń.
-I teraz pytanie. W co wierzysz? Masz jakiegoś Boga?
Ps
To co mnie najbardziej śmieszy u ‘Filozofów’ to ich sposób zabierania
głosu w sprawach o których nie mają pojęcia. A prawda jest taka, że oni
nie mają pojęcia o otaczającym ich świecie. I o jaki ‘twój’ kompromis ci
chodziło?
Okej, spróbuję krótko. Bez inwokacji do Ludu, bo nie łudzę się, że ktoś to poza nami czyta. Jeśli jednak, to musiałaby to być Twoja stała widownia... Zapraszasz ludzi, by popatrzyli, jak z kimśtam wymieniasz się uwagami? Nie chcę w to wierzyć.
- od czapy, nawet jeśli przeczytałem, to nie wnosi to nic do dyskusji. A problem z określaniem, siebie w przestrzeni, nazw, przedmiotów itp itd opisywał Merleau-Ponty na przykładzie pacjentów z powojenną traumą. Zabawne, że użył wyników tych badań do rozwinięcia myśli Husserla względem świadomości ciała. Nie musiałeś wiedzieć. Nauki ścisłe często stanowią podwalinę głębokiej myśli filozoficznej. Tam gdzie kończą się nauki ścisłe i kończy się empiryczne doznanie, zaczyna się refleksja intelektualna. Jeśli to negujesz - źle to świadczy o Twoim jakże naukowym podejściu.
- Nieogarnianie metafizyki sprzyja jej negowaniu. Też tak miałem na pierwszym roku filozofii. Oblałem przedmiot. Spędziłem z nim więcej czasu i zrozumiałem. Metafizyka to nie jest coś, co możesz łyknąć na raz i potem głosić o tym długie przemówienia. Brak cierpliwości w tym wypadku to nie usprawiedliwienie.
- Mało wiemy nadal o naszym świecie, nie zaprzeczysz. Ciągle coś nas może zaskoczyć, vide fizyka newtonowska względem teorii względności, a przecież to się dzieje ciągle. Usprawnienia postępują. Coś, co nie jest dziś opisane przez fizykę, może się stać jej prawem jutro. Tak więc masz rację i jej nie masz, bo nie zawierasz w swojej wypowiedzi klauzuli rozszerzenia. Zresztą, ciężko jest mówić o Tobie i szerokich horyzontach, im dalej w rozmowę, tym ciężej.
- Powiedz, że nauki ścisłe mają doskonałe narzędzia poznawcze, to wzbudzisz mój śmiech.
Omijasz dalej szerokim łukiem całą serię rozumowań logicznie niesprzecznych, które pozwalają określić granice poznania intelektualnego. Logika, o której tyle mówisz, leży u podstaw każdej nauki filozoficznej. Rozważania Kartezjańskie, fenomenologia Hussela - nie masz o nich pojęcia i to wychodzi w konwersacji. Żeby coś krytykować, trzeba to znać, Janku. Inaczej możesz krytykować tylko swoje wyobrażenie czegoś, w tym wypadku - filozofii. To co nazywasz bełkotem, ja nazwę terminologią. A za mną cała rzesza naukowców. Widzisz, człowiek poważny - i tu niestety robi się uwaga personalna - nie krzyczy niczym pięciolatek, że kotek to KAŻDE zwierzę, które ma cztery łapy, ogon i je mięso, bo to nieprecyzyjne. Niskie porównanie, ale dość proste i wiąże się z moją koncepcją ludzi świadomych swojej niewiedzy w jakimś temacie: nie masz wystarczającej wiedzy w temacie - nie udawaj, że masz. Każdy student filozofii może powiedzieć jedno po pierwszym tygodniu: nie tak to sobie wyobrażałem. Niezwykle ścisła i wymagająca nauka.
- Temat logiki wyjaśniony; szkoda tylko, że logika jako taka jest często specjalizacją wybieraną na którymśtam roku filozofii. Czyli: bez filozofii nie wejdziesz w logikę sensu stricte. Mówię tylko o znanych mi realiach, niemniej z tego co wiem takie jest połączenie - nie ja je ustalałem, mogę się również mylić - popraw mnie jeśli jest inaczej. I powiedz gdzie, kolega szuka studiów czysto logicznych z pominięciem filozofii, ja mu niestety nie pomogłem.
- Podsumowując: wybrałeś swoje wyobrażenie nad faktyczny wygląd filozofii. Mało naukowe, ale przecież Ci nie zabronię żyć w swoim świecie. A następnym razem, jeśli będziesz mnie chciał obrazić, napisz wprost: wolę ciętą ripostę nad rodzonymi w trudzie pseudo komicznymi epitetami. Tak, Twoja wypowiedź w tym punkcie była względem mnie obraźliwa. Ale przecież Ty o tym wiesz, nie od dziś okazujesz ludziom tyle pogardy, ile się tylko da tylko za to, że ich poglądy nie zgadzają się z Twoimi.
- Dalej nie rozumiesz, ale to już naprawdę nie jest śmieszne. Problem dwóch płaszczyzn nie dotarł. Wskazanie mi innych opcji: komunizm, faszyzm itp wskazuje tylko na to, jak zamknięty jesteś na swoją dziedzinę wiedzy i jak bardzo nie dopuszczasz świadomości istoty nazizmu odmiennej od istoty komunizmu. Znów patrzysz od strony materialnej (historycznej) gzie terminy te można zrównać na podstawie wydarzeń, w których teorie znalazły swe odzwierciedlenie. Wmawianie mi kontrowersji traktuję jak dowcip. Sam mi dałeś to słowo. Cytat z 6 kwietnia 2009, godzina 22:08 :"Jeśli chcesz zabronić ludziom (motłochowi) wygłaszania swoich poglądów, to witamy w alejce dyktatury, faszyzmu, nazizmu, komunizmu." Ze wszystkich podanych przez Ciebie opcji najbardziej teoria nazizmu pokrywa się z moimi poglądami. Jak sam zauważyłeś, istnieją pomiędzy nimi różnice, a teraz mówisz, że mógłbym ich używać zamiennie. Finito. Jak do tej pory w takich sytuacjach (czytaj: klarownych) uśmiechniesz się jowialnie i jak głupiutkiemu malcowi wytkniesz błąd. Ciekawi mnie, jaki tym razem.
- Zniekształcona myśl Nietzschego miała wpływ na Hitlera. Podkreślam: zniekształcona. Wielu ludzi (tępe masy) nie ma jednak pojęcia o zniekształceniu. To, że Nietzsche gardził światem to Twoja myśl? Przeczytanie Zaratustry nie czyni z Ciebie znawcy,a Twoja wypowiedź jest właśnie jakby tożsama ze zniekształconą myślą nietzscheańską. Tą Hitlerowską wersją. Postulował samodoskonalenie - tak. Głęboka pogarda to już zniekształcenie.
- nie zacznę nowego wątku, a to zapytanie o Boga jest takim. Nie tym razem, nie tutaj, Janku.
PS: Pisząc o mnie możesz używać słowa filozof, cudzysłów zbędny. Otaczający nas świat to przedmiot badań filozofii (więc jakby z lekka się nie wykazałeś, nijak się też ma ta uwaga do rozmowy), więc może wreszcie uznasz, że są na tym świecie rzeczy, których najnormalniej po ludzku nie czaisz...? To nie wstyd, a ofiar w ludziach mniej. Nie wszystko, czego nie rozumiesz, musi być głupie, upraszczając.
Mój kompromis w dyskusji? Zrozumienie różnicy dwóch płaszczyzn: teorii nazizmu i nazizmu historycznego (tak może napiszę, ze wskazaniem), uznanie tego, że nie ma sensu się spierać o coś, co ma więcej niż jedną płaszczyznę. Tak jak antropologia i psychologia: najogólniej przedmiotem obu nauk jest człowiek. Ale ważny jest aspekt. Aspekt, Janku, stanowi o różnicy, o istnieniu dwóch nauk. Dwóch płaszczyzn tego samego. Mój kompromis to zakończenie tej rozmowy takim właśnie, obopólnym zrozumieniem. Pozdrowieniem na przyszłość, życzeniem wszystkiego dobrego - w miarę szczerym, bez jakichś wzajemnych uprzedzeń, bez poczucia wyższości nad Drugim. Z szacunkiem i otwartym umysłem. Bez kontynuacji innych wątków, które nie przynoszą nic i wyrosły na gruncie Twego zarzutu do myśli filozoficznej. Dyskusje na filmwebie są jak paraolimpiada: nawet jeśli wygrasz to i tak jesteś upośledzony. Porozumienie = brak zwycięstwa = zachowanie człowieczeństwa. Wybrałbym porozumienie. Pozdrawiam!
A ty znowu zalałeś mnie terminologicznym bełkotem. Wybacz, że używam tego określenia, ale moim zamiarem nie jest atak czy obraza. I jeszcze jedno. Ta wypowiedz jest moją ostatnią podczas tej rozmowy - bo nie była to dyskusja. Jeśli chcesz mieć ostatnie słowo, zaakceptuję to i nie udzielę komentarza na twoją następną wypowiedz. Więc pożegnam się z tobą na wstępie. Pozdrawiam.
Z braku ochoty pisania długich wypowiedzi, prowadzących do nikąd, wybiorę tylko kilka podpunktów i krótko je omówię:
-'Powiedz, że nauki ścisłe mają doskonałe narzędzia poznawcze' - Nigdy nie powiedziałem czegoś takiego. Stwierdzam tylko fakt. Nauki ścisłe są jedyną racjonalną drogą do badania świata i cały czas się rozwijają. I zważ na jeden prosty fakt. Gdyby nie astronomia i fizyka, filozofia nie miałaby podstaw ani żadnej możliwości, do rozważań na temat znanego wszechświata. Bo skąd wzięto by podstawowe informacje, do podjęcia problemu, którego by nie było? I więcej. Rozmyślanie o czymś i tworzenie do tego wyimaginowanych teorii nie ma sensu, gdy można to zbadać za pomocą nauk ścisłych.
-Zapytanie o Boga jest kwestią rozstrzygającą. Często wydaje się to banalne, ale tak nie jest. Ale twoja wola. Ja cię do niczego nie zmuszam, ani nie przekonuję. Tak jak przez całą rozmowę, nie kazałem ci odpowiadać na moje pytania, na które nie odpowiadałeś. Jedynie omijałeś łukiem wszystkie moje argumenty, nie wysuwając swoich, posługując się słowotokiem. Dlatego nie była to dyskusja.
-Jakim cudem kompromis? Przecież pojęcie nazizmu i 'teorii nazizmu' to właśnie centrum naszego nieporozumienia. Więc jakim cudem widzisz kompromis w uznaniu swojego poglądu za prawdziwy? Dla mnie kompromisem byłoby zwyczajne uznanie tej rozmowy za bezowocną i zakończenie jej.
-Najsmutniejsze jednak jest to, że wiem o co tobie chodzi, ale ty nie masz pojęcia o czym ja mówię. Głównie z powodu niechęci do zrozumienia. No cóż, zapewne wyobrażasz sobie w tej chwili, że próbuję przez poprzednie dwa zdania, ukryć 'fakt' klęski... no cóż.
-Z naszej rozmowy, wyciągnąłem wiele wniosków, ale głównym jest ten. Sam nie wiesz co rozumiesz przez termin Nazizm.
-Jeśli uważasz, że gardzę ludźmi bo mają odmienne zdanie to się mylisz. Jestem ateistą. Wiarę w osobowego Boga uważam za śmiechu warte. Jednak, szanuję wielu katolików bardziej niż niektórych ateistów.
Dalej. Dla skonkretyzowania stanowisk, przybrałem bardziej radykalną postawę. Filozofia jest tam, gdzie nauka nie jest jeszcze wstanie wyjaśnić faktycznego stanu rzeczy. Nie jest to ani zaletą, ani jej wadą tylko skłonnością człowieka. Tak po prostu jest. Filozofia również stanowi 'cement' pomiędzy naukami ścisłymi, a jako samodzielna nauka nie ma racji bytu - podajże tak jak ją traktowano w kole wiedeńskim i tak samo uważam ja. Myślę, że to powinno ci ostatecznie rozjaśnić całą zagwozdkę.
I pomimo wszystko... tak naprawdę ja sam siebie uważam za Filozofa. Może bardziej za filozofa upadłego. Ale jednak filozofa. Jak zawsze mówiłem: człowiek jest zbieżnością sprzeczności.
No i kij. Napisałem więcej niż chciałem. Trudno.
Zgadłeś - ostatnie słowo będzie moje. Rozumiem, że podczas całej rozmowy (bardziej pasuje wymiana zdań, bądź dwumonolog) używałeś własnych terminów na różne rzeczy, więc "terminologiczny bełkot" skrywa różne trudne słowa, których nie musiałeś znać. Niestety żeby mówić o filozofii, trzeba je znać, stąd też ja musiałem ich używać.
Wybranie tych podpunktów świadczy jedynie o tym, że nie znalazłeś odpowiedzi na pewne pytania. Być może dlatego, że gdzieniegdzie za wysoko ustawiłeś sam sobie poprzeczkę i nie byłeś w stanie kontynuować.
"Nauki ścisłe są jedyną racjonalną drogą do badania świata" - to Twoja klatka. Ratio - rozum. Racjonalizm - używanie rozumu. Empiryzm - zmysłowe postrzeganie/doznawanie/badanie. Nauki ścisłe są zatem jedyną empiryczną drogą do badania świata. Racjonalną drogą jest filozofia. Za cały rozwój i popchnięcie ludzkości do myślenia odpowiada filozofia. Od momentu, w którym ktoś zadał pytanie o świat w odcięciu do wierzeń w bogów. Cała ciekawość świata zaczyna się w filozofii. A późniejsze jej wyniki wracają do filozofii, by w niej się rozwinąć. Nic w tym dziwnego.
Wyimaginowane teorie to te teorie, które operują abstrakcyjnymi pojęciami? Zaneguj zatem matematykę. Bo czym różni się pojęcie bytu od pojęcia liczby w skali abstrakcyjności? Niczym, absolutnie niczym. Sam obracasz się tylko w kręgu empirycznego poznania świata. (nawias kwadratowy obejmuje moje luźne przypuszczenie względem Ciebie, nic wiążącego, mogę się mylić, ale psychologiem przecież nie jestem) [Może to wynikać z ateizmu. Drażni Cię, że nauka ta podejmuje zagadnienie Absolutu. Raptem trzy odłamy: metafizyka w wersji Arystotelesowsko - Tomistycznej, Filozofia Boga i Filozofia Religii. Reszta może nie mieć z nim nic wspólnego, ale ważne jest, że filozofia nie traktuje tego jako wymysłu tępych mas. I przez to próbujesz ją zdeklasować od początku jako naukę.]
Pytanie o Boga nic nie wnosiło. To co nazywasz unikiem z mojej strony, było wrzuceniem Twoich rozumowań na tory nauki, o której nie masz pojęcia. Twoje pytania wobec naukowego podejścia albo były niedorzeczne, albo były pytaniami nie z dziedziny. Mówiąc szczerze niewiele zadałeś pytań. Szybki rzut oka i pytań tam było mało. I nie, nie liczyłem znaków zapytania. Głównie stwierdzasz, używając tonu nieomylnego.
Kompromis... Centrum naszego sporu było użycie słowa "nazizm" - od tego się zaczęło, prześledź historię rozmowy. Pamiętam, że na początku zastanawiałem się, jak to jest możliwe, żebyśmy nie mogli zrozumieć nawzajem różnicy poglądów co do tego terminu. I w końcu zrozumiałem, że ciągle piszesz w kontekście historycznym. Gdy wskazałem na to, iż dlatego nie zrozumiałeś mnie mówiącego o sobie"jestem nazistą", zaatakowałeś filozofię jako moją płaszczyznę postrzegania terminu. Każdy, kto ma oczy, może prześledzić naszą rozmowę i zobaczy dokładnie to, co opisałem. Gdy ja odszukałem przyczynę niezgodności, Ty zanegowałeś racjonalność mojego stanowiska. Niskie to było, aż żałuję, że się dałem wciągnąć. Kompromisem było uznanie, że inaczej patrzymy na pewne rzeczy, bez negowania stanowiska Drugiego tylko dlatego, że opiera się na nauce, o której mamy mniejsze pojęcie. Od momentu, w którym zaatakowałeś filozofię, rozmowa była bezowocna, ale wciąż parłeś do przodu, nie przeszkadzało Ci to wtedy, nie powinno przeszkadzać teraz. Tyle że teraz rzecz staje się zbyt prosta i pokazuje Twoje intencje względem rozmów. Czemu mają służyć, do czego mają prowadzić. I teraz jest idealny czas, by się wycofać. Zgadzam się zatem, rozmowa była bezowocna.
Za często używasz cudzysłowów. Fakt klęski. Ale pamiętam, że nie lubisz porównywania rozmowy do potyczki, więc o żadnej klęsce mowy być nie może. Jeśli wiedziałbyś, co mi chodzi, to zrozumiałbyś co nas poróżniło i jak można było to wyjaśnić, zatem mówienie o zrozumieniu jest bardzo nie na miejscu. Ale dodawałoby Ci tragizmu: byłbyś jak Mozart, który słyszy muzykę, ale zagrać jej nie umie - to bardzo dramatyczne i teatralne, jednak wciąż - nieprawdziwe. Jedyną rzeczą, którą próbowałem zrozumieć na początku, była nasza różnica zdań do słowa "nazizm". Zrozumiałem przyczynę różnicy. Zrozumiałem, że nie wynika z błędu myślenia jednego z nas, a jedynie z innych aspektów, które przyjmujemy za priorytetowe w kwestii znaczenia i istoty pojęcia.
Zabawne jest to, ze wyciągnąłeś wniosek względem mojej osoby, a nie względem tematu rozmowy. Jest to tylko wynikiem tego, iż nie pomyślisz o niezrozumieniu: myślisz o błędzie w myśleniu tych, którzy z Tobą rozmawiają. Tak jak mówiłem: nie dajesz sobie marginesu błędu. A zatem zrzucasz błąd na innych.
Ateiści częściej mają w sobie mniej pogardy, niż wierzący. Na przykład Dawkins, najbardziej znany reprezentant ateistów. To raczej on spotyka się z pogardą. Ja sam uznaję szkodliwość każdej religii, ale jednocześnie nie wierzę w to, że Boga nie ma; jakiś Bóg istnieje. Ale modlić się, czcić? Co to, to nie. Pierwszy Poruszyciel. Nic nie dzieje się bez jakiejś przyczyny. Nawet jeśli nie wiemy, co jest tą przyczyną.
Koło wiedeńskie... To samo, które zanegowało naukę o wartościach. To samo, które nazwało etykę "chmurą emocji". To samo, które miało jak się dziś uznaje, bardzo ograniczone pojęcie o filozofii i jej zakresie. Ale tak, rozjaśnia mi to sytuację. Cement? Nietrafna metafora, okropnie. Bez cementu nie ma konstrukcji. A istotą cegły jest wykorzystanie do budowy, nie zaś trwanie samo w sobie. Samobójstwo poprzez metaforę? Albo zatem można z tego co powiedziałeś założyć, że się sypnąłeś, albo uznać, że wykazałeś tylko, iż istnienie filozofii jest konieczne dla istnienia nauk ścisłych i odwrotnie; ja jednak uważam, że się sypnąłeś. Nie mam jednak już siły (i celu) w wyjaśnianiu Ci, że filozofia to nauka. Po prostu nie ma w tym sensu.
Ostatnie zdania... Zostawiają niepewność. Nie każdy, kto czytał dzieła filozoficzne, musiał je właściwie zrozumieć. Każdego mogły nakłonić do przemyśleń, nie każdego jednak musiały uczynić filozofem. Czemu ja miałbym siebie uznać za jednego, a Ciebie już nie? Przyjąłem nauki zgodnie z kanonem wiedzy, przyjąłem je tak, jak powinienem je przyjąć. Przyjąłem je tak, jak powinny być odebrane. Filozofia to nie poezja: słuszna interpretacja może być tylko jedna. I fakt sporów filozoficznych i rozbieżności tego dowodzi: coś po drodze odpadło. Coś wykluczono. Owszem, istnieją poglądy równoległe i niesprzeczne wewnętrznie, choć sprzeczne ze sobą; są jednak one oparte na innych rozumowaniach. Same teksty źródłowe to istota, ale ważny jest klucz do niej. A klucz to pobrane nauki. Filozofia z zewnątrz... To wyobrażenie, do którego gdy wejść, przyjdzie się rozczarować w pierwszej chwili, tylko po to, by po ustaleniu zasad odkryć jej możliwości i potencjał.
No i nie pierwszy powiedziałeś o sprzecznościach. Było paru przed Tobą. Również filozofów.
Pozdrawiam Cie zatem i życzę wiele dobrego, może nam przyjdzie jeszcze kiedyś walczyć o ludzkie umysły, razem, nie ze sobą... O masz, i wróciły mi motywy walki do słownika. Trzymaj się!
bez obrazy, ale wydaje mi sie ze Twoj zarzut co do filmu brzmi: "Nie jest on o tym o czym bym chcial zeby byl" :)
Animacja kwestia gustu, ale film jest wykonany porzadnie. Widac ze nie ma wielkiego budzetu i z tego powodu tworcy wymyslili fajny styl do swojej produkcji. Oczywiscie nie jest to ta sama polka co Animatrix, ale tez tu wazniejsza jest tresc, a nie forma. Ogolnie wizualnie jest ciekawie, a wizualnosc ta nie przeszkadza w odbiorze sedna produkcji.
Jaka fabula? ;) To nie jest film nastawiony na rozwoj akcji, ale studium psychologiczne. IMHO nie chodzi tez o pokazanie beztialstwa wojny, ale raczej jak ta wojna uksztaltowala glownego i pobocznych bohaterow. Tutaj nie ma oceniania, pokazywania dramatow rodzinnych. Przemoc jest tutaj tylko tlem do pokazania czegos zupelnie innego. Nie o to w tym filmie chodzi...
To jest zupelnie inny film niz wymienione przez Ciebie. Laczy je tylko tematyka wojenna.
Podsumowujac: nie wypada mowic ze kolor niebieski jest zly, dlatego ze nie jest czerwonym. Sprobuj kolego zrozumiec film zanim go ocenisz w tak negatywny sposob. Wystrzegaj sie tez zapetlenia we wlasne gusta. Jest tyle fajnych dziel na ziemi, nie kazde trzeba traktowac od tej samej linijki.
Przeczytaj kilka razy każdą moją wypowiedz w tym poście – to może zrozumiesz treść.
Przeciez to Ty wypowiadasz swoja opinie o czyms czego nie rozumiesz i nawet nie probujesz. Najpierw skumaj film, potem komentuj.
A moim zdaniem film jest tendencyjny - ujęłabym to - politycznie. Jeśli
chodzi o wymazanie z pamięci okropnych wydarzeń, w których się brało
udział, to jest to psychologicznie uzasadnione, zbadane i opisane. Ale
dlaczego akurat ma bazować na tym cały film, w którym Izraelczycy
umywają ręce od masakry, którą tak naprawdę widzieli i o której
wiedzieli od początku? Ponadto w filmie pokazuje się "zwykłych
żołnierzy", którzy rzeczywiście mogli na czas walk "wyłączać swoją
świadomość", ale nie można tego samego powiedzieć o politykach, którzy
pociągają za sznurki siedząc w bezpiecznej odległości.
pozdrawiam
to jest film dokumentalny? Jaka fabula? Jesli ktos nie potraktuje tego jako nowy glos w temacie wojny gdzie gadajace glowy sie madrze wypowiadaja to powinien go docenic. Oczywiscie tu ludzie tez mowia, ale nie jest to ujete w taki powazny nawias. A animacja mnie np zauroczyla
na początku myślałem, że to będzie jedna wielka PROPAGANDA, będzie mowa o biednych Żydach i wrednych Arabach... jednak po chwili zmieniłem zdanie... Pokazał on w niezwykły sposób wojnę. W sposó bardzo niekonwencjonalny, inny, odmienny... Dla wielu mógł być nudny, mnie jednak szarpnął... a na dodatek świetny obraz i montaż...
miałem to samo wrażenie, film jest dobry do momentu w któym to... okazuje się że palestynczyków mordowali CHRZEŚCIJANIE. To jawne nadużycie. Bo była to w zasadzie grupa religijna zwiazana luzno z Kościołem, a wykorzystana przez Izrael do wymordowania ludności cywilnej. I przyznania sie do winy zabrakło w tym filmie, a zamiast tego mamy NIESTETY spychanie odpowiedzialności. Szkoda bo film jest zrobiony bardzo dobrze. Wyglada też na to ze ma służyć doraźnej walce politycznej w samym Izraelu. Przecież jawnie oskarża konkretnego polityka.
A ty spod jakiego kamienia wypełzłeś, że wypisujesz takie bzdury?
Ciebie to chyba za to Bin Laden do spółki z Koreą Północną wykorzystuje do pisania takich andronów ~!
Wydaje mi się, że niewiele wiesz o tym filmie i o historii w nim przedstawionej.. tak przynajmniej wnioskuję z Twojej wypowiedzi i oceny. Dziwi mnie to, że bardziej interesujące są dla Ciebie filmy których scenariusz oparty jest w dużej części na fikcji, przerysowaniach i uproszczeniach, niż dokument którego autor opowiada własną, prawdziwą historię.. Ari Folman (reżyser i scenarzysta) jest głównym bohaterem tego filmu, a wszystkie osoby które w nim występują to postaci autentyczne, opowiadające historię ze swojego punktu widzenia. Jedyną różnicą między "zwykłym" dokumentem, a tym filmem jest użycie animacji (co moim zdaniem świetnie podkreśla wątek pamięci/wspomnień/snów w tym filmie).
Temat jest jeden - masakra setek bezbronnych cywilów. Historię opowiada naoczny świadek tej tragedii. Z mojego punktu widzenia, przyznanie temu dokumentowi oceny, jaką Ty przyznałeś, jest kompletnym brakiem szacunku wobec autora oraz ludzi ukazanych w tym filmie.
..a demokracja nie zwalnia od myślenia.
chciałbym polecić film "Checkpoint" reż. Yoav Shamir, zobaczysz jak naprawde wyglada sytuacja, niestety. Jest wiele filmów ktore to pokazuja. Jak z dzieciaków ktorzy musza isc do wojska tworzy sie "zołnierzy" ktorzy do momentu kiedy nie zginie ich kolega (koleżanka) traktuja to jako zabawe, a potem nagle zaczynaja czuc nienawisc do tych ktorzy zabijaja ich towarzyszy i obwiniaja wszystkich Palenstynczyków za to co sie dzieje. I nie bronie tu terrorystów bo tak samo sa odpowiedzialni, jak ci co robia to z tej 'dobrej' strony. Problemem jest wlasnie to ze sa osoby ktore nie potrafia przyznac sie do błedu i to z obywdu stron.
Odpowiedz do komentarza zack'a z 14 kwietnia 2009 19:37.
1) Powiem krótko. Historią interesuję się odkąd pamiętam. Codziennie czytam jakąś historyczną książkę.
2) W samym XX wieku, działo się tyle ciekawych i niesamowitych rzeczy... i biorąc to pod uwagę, historia ukazana w walcu z Bashirem jest po prostu ŻAŁOSNA. Ten film nie ma żadnego przesłania i niczego NIE WNOSI.
3) Najlepsze jest wybielenie żydowskich żołnierzy – a właściwie zrobienie z nich głupiutkich (ale wewnętrznie głębokich) niewiniątek. W Izraelu są tylko źli politycy (a właściwie JEDEN), a wszyscy pozostali ludzie są CACY.
4) Zrealizowany jest w niesamowicie nudny i tendencyjny sposób.
5) Tak! Moja ocena jest okazaniem braku szacunku dla twórcy tego filmu. Właśnie TAK! Zrobił badziew dlatego go nie szanuje jako reżysera i scenarzystę.
6) Czy ktoś z was uważa, że żołnierz może opisać wydarzenie (akcje wojskowe) w którym brał udział w obiektywny sposób? To jest retoryczne pytanie oczywiście. Odpowiedz jest jedna i brzmi: NIE. Żołnierze nie mogą być obiektywni z kilku powodów. 1- Nie mają wiedzy i informacji. 2 -Biorą udział w usprawiedliwionym przez prawo ZABIJANIU innych ludzi. Jednak prawo a moralność społeczeństwa to dwie różne rzeczy. Dlatego taki żołnierz nigdy nie przyznałby się do tego co naprawdę robił. Z tego co pamiętam autor/bohater nie zabił nawet jednej osoby w filmie.
Z tych powodów uważam historię Ari Folman’a za zakłamaną i niesamowicie naiwną.
7) Rysunki są po prostu OKROPNE. Ale jak się nie ma kasy na normalny film, to zawsze można walnąć animację… po prostu…
Jeszcze jedno. To co mnie najbardziej wkurzyło w tym filmie. TO JEST NIEUDOLNA ZRZYNA Z ‘CZASU APOKALIPSY’!
Ciesze sie ze przynajmniej ostatnia część mojej wypowiedzi na forum Watchmen nie była całkowicie stratą czasu.
tutaj cię rozczaruję jantarze, gdyż wypowiedz do zacka miałem już wcześniej, tylko jej nie wysłałem, gdyż nie miałem czasu.
Jak już była mowa o opiniach i recenzjach i udowodnione zostało, że
Janko przedstawiasz opinie to ja ze swojej strony dodam prośbę abyś tę oponie zostawiał dla siebie
Nie ma takiej szansy! hehehe! I lepiej się z tym pogódź, albo szykuj się do podróży na tamten świat - którego z resztą nie ma.