Dziełko Davida Gordona Greena uważam za dobre, a nawet świetne, ale tylko wtedy, gdy możemy w nim oglądać bezceremonialne wykpiwanie napuszonego melodramatyzmu niektórych "poważnych" filmów fantazy i sci-fi. Poza tym to wolałbym z Natalie Portman wybrać się do lasu na prawdziwe maliny.