Film aż kipi od namiętności, a wątki, mimo, że z pozoru zupełnie wyeksploatowane są wciąż jak najbardziej aktualne - kobieta rozbijająca męskie przyjaźnie, brudna polityka, napięcia pomiędzy ojcem a synami czy raczej pomiędzy doświadczeniem wieku średniego a młodzieńczym idealizmem. a do tego miłość wielka i czysta oraz śmierć która chodzi za Tristanem krok w krok. A na koniec, jak przystało na grecki dramat, wielka katharsis! Fabuła nie goni jak oszalała, a raczej płynie spokojnie niczym wielka rzeka i można się napawać do woli wspaniałościami krajobrazu Montany czy urodą Julii Ormond. Aktorzy grają znakomicie (szczególnie mi się podobał Brand Pitt i Anthony Hopkins oraz oczywiście Julia Ormond którą zawsze ceniłem za całokształt/ciałokztałt ale nie tylko, bo i za niewątpliwy talent aktorski) Do tego dodać trzeba wspaniałą muzykę (James Horner z zasady nie zawodzi!) i indiański mistycyzm. To jeden z tych filmów które dowodzą niezbicie, że wynalazek dwóch braci ze słodkiej Francji miał bardzo głęboki sens.
10/10 i serduszko
???? Już nawet nie wymagam byś się wyrażał gramatycznie, bo to dla ciebie, jak się zdaje, zbyt trudne. Mógłbyś/mogłabyś jednak zachować elementarną logikę wypowiedzi! Bo twoja odpowiedź na mój komentarz to ledwie artykułowany BEŁKOT. Albo jesteś notorycznie zaćpany/a, albo potrzebna ci specjalistyczna kuracja lekarska. Baaaardzo specjalistyczna!
Widzę, że nie tylko ja zachwycałam się Julią Ormond. Jestem zachwycona tą aktorką, zresztą jej niebanalną urodą również. Nie potrafię sobie wyobrazić kto mógłby zagrać rolę tak emocjonalnie związanego ze swoimi synami ojca jak zrobił to Anthony Hopkins. Dla niego również ogromne oklaski. Notabene niedawno obejrzałam duet aktorski Hopkinsa i Pitta w filmie "Joe Black". Brak mi słów, dla mnie niezwykle udany film.