Ten film kształtował moją wrażliwość. Widziałam go kilka razy jako nastolatka. Wtedy byłam porażona jego emocjonalnością, przenikliwością i subtelnością. Mam 34 lata, wczoraj postanowiłam obejrzeć go jeszcze raz. Nic się nie zmieniło. Miłość i nienawiść, duma i zagubienie, szaleństwo, ból, rozpacz, ambicja. Mamy tu całe spektrum uczuć, postaw i reakcji, co najmniej trzy sposoby kochania, jeśliby zapomnieć o miłości rodzicielskiej. Film pięknie oddaje namiętności targające ludzką duszą, pozwalając kroczyć wraz z bohaterami po jej wyboistych nieraz, a nieraz przeklętych skrawkach. Uczy pokory przed przeznaczeniem i tego, że tylko pozostając wiernym nakazom serca, możemy znaleźć spokój. Walka na nic się nie zda.
Właśnie obejrzałem po latach, jestem w tym samym wieku co Ty. Jako dzieciak widziałem siebie w Tristanie; też miałem demony, które rzucały mną po świecie w różne przygody. Dziś film jest, tak jak piszesz, tak samo piękny i wzruszający jak wtedy, choć mnie w szaleństwie i energii już pewnie bliżej do pułkownika, niż do Tristana ;) Ciekawe, że można się niejako przyjrzeć swojemu odbiciu w tym filmie.