Z baśniowej Krainy Oz zrobiono potworka. Historia, która miała być magiczna i niewinna, została przerobiona na wydumaną dekonstrukcję z infantylnymi bohaterami. Glinda – zamiast dobrej wróżki – to zapatrzona w siebie blondynka bez charakteru. Elphaba jako origin story byłaby ciekawa w osobnym świecie, ale tu niszczy wspomnienie oryginału. Radość z „utylizacji” czarownicy na początku filmu? Serio? Zamiast magii mamy cynizm i chaos. Ani dla dzieci, ani dla dorosłych. Strata czasu i uroku.