Jak ktoś jest fanem przerysowanych, wielogodzinnych wędrówek przez pozornie utopijny świat, będącym streszczeniem młodości niejednego szkolnego nerda (jedna inteligentna osoba pośród bandy idiotów), gdzie na porządku dziennym uwypukla się kolesiostwo i patriarchalizm jako przykład ludzkiej niesprawiedliwości, bo ktoś wygląda/zachowuje się inaczej niż reszta, to wyjdzie z kina zadowolonym. Ja niestety po 40 min zacząłem się potwornie męczyć. Erivo dobrze oddała to odrzucenie Elfaby, Ariana po prostu była...sobą. Czarodziej w wykonaniu Goldbluma wychodzi na ostatnią pierdołę (bardzo podobna rola do tej z Thor: Ragnarok), a głównym antagonistką na drugą część mianuję zdecydowanie Morrible, bo Czarodziej słucha się jej jak świnia grzmotu.
Nie mówię tego z uprzedzenia do musicali, sam chętnie odświeżam sobie 'Nędzników' co jakiś czas. Natomiast ten cukierkowy splendor troszeczkę mnie razi.