Jedynymi słowami, które mi przychodzą do głowy, a które najpełniej odzwierciedliłyby jakość tego filmu to: "taki sobie". Film wydaje się być nieprecyzyjnie zmontowaną układanką. Nie czytałem książek pana Sapkowskiego, dlatego pisząc tę recenzję, nie oceniam filmu ze względu na zgodność z treścią jego utworów. A mimo to mam wrażenie, że w filmie rzuca się w oczy totalne poplątanie różnych wydarzeń, osób itd. Można powiedzieć: "No dobrze! Ale przecież w filmie oto chodzi, żeby było dużo ciekawych zdarzeń i bohaterów". Chodzi o to, że w Wiedźminie nie ma jakiegoś sensownego połączenia tych zdarzeń. Nie ma przejścia z jednego wątku do drugiego. Wszystko jest ze sobą zlepione jakby na chybcika. Tę sytuację próbuje jeszcze uratować dość ciekawa muzyka Grzegorza Ciechowskiego i chyba tylko ona sprawiła, że wytrzymałem na kinowym fotelu do końca.
Najbardziej chyba jednak rzuca się w oczy żółty smoczek (który miał być zdaje się złoty?) i jego szalenie niski głos, z którego nie sposób wyłapać pojedynczych słów. Scenografia również nie była oszałamiająca (w "Quo Vadis" była o wiele ciekawsza i bogatsza przede wszystkim). Widoki co prawda były czasami oszałamiając (jak np. wspaniałe zdjęcia nad chmurami), ale to jedyne co, na czym można było oko zawiesić.
Gra aktorska... Niezauważalny był jakiś pecjalny wysiłek aktorów. Choć pan Żebrowski raczej sobie z rolą poradził. Podobała mi się też Agata Buzek (chociaż nie jest za piękna).
Wychodząc z kina czułem ogromny niedosyt, mimo że przygotowałem się na wszystko po przeczytaniu recenzji moich poprzedników na tej stronie:) Również koledzy, z którymi byłem w kinie nie byli zachwyceni. Niektórzy widzowie wychodzili po kilkudziesięciu minutach filmu - widocznie nie zdołała ich zatrzymać nawet muzyka... Ci natomiast, którzy zostali mieli co najmniej dziwne miny:) Nie mogę się doczekać "Władcy pierścieni" - może tam dopiero zobaczymy prawdziwe kino....