4,0 55 tys. ocen
4,0 10 1 54973
2,5 30 krytyków
Wiedźmin
powrót do forum filmu Wiedźmin

Przypominajcie śmieszne sytuację z filmu jak i z książek a było ich niemało. Ja zacznę.

fragment Ostatniego życzenia.

- Ha! Popatrz co znalazłem!
Geralt zbliżył się zaciekawiony. Znaleziskiem okazał się obtłuczony kamionkowy dzban,
coś w rodzaju dwuuchej amfory, zaplątany w sieć, czarny od zgniłych glonów, kolonii
chruścików i ślimaków, obciekający śmierdzącym mułem.
- Ha! – Zakrzyknął znowu dumnie Jaskier. – Czy ty wiesz co to jest?
- Owszem. To jest stary garnek.
- Mylisz się – oświadczył trubadur, kawałkiem drewna odrapując z dzbana muszle i
skamieniałą, zbryloną glinę. – To jest ni mniej, ni więcej, tylko zaczarowany dzban. W
środku zaś siedzi dżinn, który spełni mojee trzy życzenia.
Wiedźmin parsknął.
- Możesz się śmiać – Jaskier zakończył odskrobywanie, schylił się i opłukał amforę. –
Ale na czopie jest pieczęć a na pieczęci czarodziejski znak.
- Jaki? Pokarz.
- A jużci – poeta ukrył dzbanek za plecami. – Jeszcze czegoś, chciałbyś. Ja go znalazłem
i potrzebne są mi wszystkie życzenia.
- Nie ruszaj tej pieczęci! Zostaw to!
- Puść, mówię! To moje!
- Jaskier, uważaj!
- Akurat!
- Nie dotykaj! O, jasna cholera!
Z dzbanka, który podczas szamotaniny upadł na piasek, buchnął czerwony, świetlisty
dym.
Wiedźmin odskoczył i rzucił w stronę biwaku po miecz. Jaskier, skrzyżowawszy ręce na
piersi nawet nie drgnął.
Dym zatętnił, skupił się w nieregularną kulę wiszącą na wysokości głowy poety. Kula
przybrała kształt karykaturalnej, beznosnej głowy z wielkimi ślepiami i czymś w rodzaju
dzioba. Głowa miała około sążnia średnicy.
- Dżinnie! – przemówił Jaskier tupnąwszy nogą. – Ja cię wyzwoliłem o od nynie jam jest
twym panem. Moje życzenia…
- Uciekaj! – Jaskier, uciekaj!
- Moje życzenia – kontynuował poeta.- są następujące. Po pierwsze, niechaj co rychlej
szlag trafi Valdo Mar-xa, trubadura z Cidrais. Po drugie, w Caelf mieszka hrabinka
Virginia, która nie chce nikomu dać. Niech mnie da. Po trzecie…
Nikt nigdy nie dowiedział się jakie było trzecie życzenie Jaskra. Potworna głowa wyłoniła
z siebie dwie jeszcze bardziej potworniejsze łapy i chwyciła barda za gardło. Jaskier
zaskrzeczał.


Fragment Chrztu ognia.

"Geralt przypisywał zachowanie kobiet tragedii, jaką niedawno przeżyły, podejrzewał
jednak, że przyczyną niechęci mogły być też dość swobodne maniery krasnoludów.
Zoltan i jego kompania klęli równie plugawie i często, co papuga nazywana
Feldmarszałkiem Dudą, ale mieli bogatszy repertuar. Śpiewali świńskie piosenki, w
czym zresztą dzielnie sekundował im Jaskier. Pluli, smarkali w palce i puszczali gromkie
bąki, stanowiące zazwyczaj okazję do śmiechów, żartów i współzawodnictwa. W krzaki
chodzili wyłącznie za naprawdę grubą potrzebą, z lżejszymi nie trudzili się dalekim
odchodzeniem. To ostatnie rozjuszyło wreszcie MIlvę, która zdrowo obrugała Zoltana, gdy
ten rankiem wysikał się na ciepły jeszcze popiół ogniska, zupełnie nie przejmując się
widownią. Zwymyślany Zoltan nie stropił się i oświadczył, że wstydliwie ukrywać się z
tego rodzaju czynnościami zwykli tylko osobnicy dwulicowi, perfidni i skłonni do
donosicielstwa, po czym się takich zwykle rozpoznaje. Na łuczniczce jednak elokwentne
wyjaśnienie żądnego wrażenia nie wywarło. Kranoludy poczęstowane zostały bogatą
wiązanką i kilkoma bardzo konkretnymi groźbami, które poskutkowały, bo wszyscy
posłusznie zaczęli chodzić w zarośla. By nie narazić się jednak na miano perfidnych donosicieli,
chodzili grupowo".

Gdy sobie coś przypomnę, napiszę.