"Wiedźmin" w reżyserii Marka Brodzkiego pojawił się wreszcie na ekranach kin. Żadna polska produkcja nie budziła w tym roku tylu emocji i kontrowersji. Do premiery fimu dni odliczali przede wszystkim fani prozy Andzrzeja Sapkowskiego, żądni ujrzenia na ekranie swoich bohaterów: białowłosego Geralta z Rivii, rezolutnego poety Jaskra i pęknej czarodziejki Yennefer. Życzenia ich stało się zadość.
Film okazał się wielkim rozczarowaniem. Opowiedziana na ekranie historia nie miała wiele wspólnego z kśiążkami Sapkowskiego. Otóż twórcy nakręcili serial skaładający się z dwunastu odcinków, który wyemituje za kilkanaście miesięcy telewizja. Jednak twórcą zamarzył się "prawdziwy film pełnometrażowy", a zatem wzieli co ciekawsze - w ich imieniu- fragmenty nagranego materiału i ułożyli z nich trwający ponad dwie godziny zestaw scen. Powstały obraz przypomina zwiastun serialu, a nie pełnometrażowy film.
To podatawowy zarzut, jaki stawiam ekipie tworzącej film. Praktycznie nie zdołali stworzyć logicznie rozwijającej się fabuły. Widz, który nie czytał książki i nie ma pojęcia, o czym jest ksiazka to nie połapie się w tym wszystkim. Cięzko byłoby mu nawet opowiedzieć w paru zdaniach o czym jest "Wiedźmin".
Białowłosy zabójac poyworów zagrażających gatunkowi ludzkiemu pojawia się ni z tąd ni z owąd. Raz do czasu zabije potwora. Filmie jest wiele scen, które na dezorientują. Naprzykład scena w której pokonana Renfri mowi do Geralta : " Obejmij mnie ". Aniby dlaczego miałby to zrobić, skro wcześniej nie było nawet sladu wątku romansowego?
Takie niejasne sytuacje w scenariuszu "Wiedźmina" zdarzają się co pięc minut. Złosc bierze, gdy patrzy się na wysiłki aktorów usiłujacy podzwignąć jakoś ten fatalny scenariusz. Szkoda zwłasza Ewy Wisniewskiej, która świetnie zapowiadajacą się rolą na dobrą sprawę została zniszczona. Podobnie Grazyna Wolszczak, czyli filmowa Yennefer, nie dostała szansy, żeby zpprezentować cokolwiek poza urodą. W najgorszej sytuacji znalazł się jednak Michał Żebrowski, odtwórca roli Geralta z Rivii. Nie można zlekcewazyć jego ogromnego wysiłku i poświecenia. Nie chodzi nawet o długie godziny spedzone na treningach aikido. Żebrowski włozył naprawdę sporo serca w to, aby przekonująco wcielić się w chmurnego, tajemniczego wiedxmina. Cóż z tego, skoro infantylne kwestie wygłaszane przez Geralta praktycznie osmieszaja tę postać.
Wielu kinomanom spodoba się z pewnościa muzyka Grzegorza Ciechowskiego. Niestety, nieliczne zlaty nie równoważą nadmiaru wad. Tym bardziej, iż "Wiedźmin", reklamowany jako pierwsza superprodukcja fantasty, przynależy do tego nurtu tylko z nazwy. Prózno doszuliwać się na ekranie magicznych, nieistniejacych światów czy nierzeczywistych basniowych istot. O magii i basniowych istotach możemy w zasadzie zapomnieć ( jeen smok wiosny nie czyni).
"Wiedźmin" miał zachecić widzów, którzy nie czytali ksiązki do jej przeczytania. Ale chyba zniechecił do opowiadań Andzrzeja Sapkowskiego.