Kiedy tylko zapowiedziano ekranizację "Wiedźmina" postanowiłam, że zanim zobaczę film przeczytam książkę, mimo, że nie jestem fanką fantasty. Robię tak zawsze, lubię mieć porównanie, a wychodzę z założenia, że książka prawie zawsze bywa lepsza. Jednak tym razem nie dotrzymałam sobie danego słowa, bo zaraz po premierze "Wiedźmina" pojawiły się komentarze, że film podoba się laikom, którzy książki nie czytali, a fani Sapkowskiego są rozczarowani i na filmie nie zostawili "suchej nitki". Po takich opiniach stwierdziłam, że może lepiej tym razem zrobić wyjątek i zmienić kolejność, tj, najpierw obejrzeć film, a potem wziąść się za książkę, no i tak też zrobiłam i nie żałuję tego. Z kina wyszłam co prawda rozczarowana, ale nie do przesady, przeciętny film z godnymi pożałowania efektami specjalnymi (smoczek dla dzieci :>>), wiele polepionych wątków, taka "kadrowość" scen, mało porywająca muzyka ... no i Agata Buzek w jednej z ról, muszę przyznać, że były to moje główne zarzuty, jednak byłam pod olbrzymim wrażeniem roli Michała Żebrowskiego, który ratował film. Po przeczytaniu "Miecza przeznaczenia" i "Ostatniego życzenia" stwierdziłam, że zarzuty, które podają fani Sapkowskiego, są trafne w 100%. Reżyser i scenarzysta po prostu spaprali świetny materiał na film, książki z filmem nie mają za wiele wspólnego ... odważę się nawet powiedzieć, że są zupełnie inne ... Poczekam jeszcze na serial, może ten będzie choć troszkę lepszy... A co do prozy Sapkowskiego to jest świetna, dlatego cieszę się, że na film poszłam, bo m.in. dlatego przeczytałam Jego opowiadania :))