Kenneth przeszedł sam siebie. Swą miłością do Szekspira (bo jak to inaczej nazwać?) zaraził także i innych aktorów. I oto mamy okazję zobaczyć w tej adaptacji takie znakomitości (nie wymienię wszystkich, lecz tylko tych którzy zrobili tu na mnie wrażenie) jak D. Washington, K. Reaves czy Brian Blessed. Kenneth doskonale wie, że dzieła Szekspira, mimo iż klasyczne, nie starzeją się, nie nudzą (pod warunkiem, że nie oczekuje się czegoś w stylu JP3 i skupi się na sztuce teatralnej, książce czy filmie). Poza tym dbałość o szczeguły epoki czy krajobrazy.
Z drugiej strony, Kenneth nie chce Szekspira poprawiać, uwspółcześniać (co niestety jest ostatnio bardzo modne i raczej przynosi mizerne efekty). A wszelkie drobne zmiany mają raczej charakter próbojący wygładzić, przystosować sztukę teatralną do sztuki jaką niewątpliwie jest kino.