Z jednej strony sposób przedstawienia historii jest świetny. W końcu to Scorsese. Z drugiej strony zaś sama historia jest niewarta uwagi. Ot kolejny człowiek, który zatopił się w bogactwie i narkotykach, który traktuje innych przedmiotowo i zarabia na kłamstwach. Czy warto robić o kimś takim film? Czy warto o kimś takim mówić? Moim zdaniem nie.
Hmmm... tutaj kłania się kwestia konieczności tworzenia filmu biorącego na warsztat jakąkolwiek inną niejednoznaczną postać.
Wychodzę z założenia, że "Wilk" ma pewną słuszność bytu. Składa się na nią chociażby możliwość ukazania wzorców zachowania, których powielać nie należy. To znaczy, to zależy od systemu wartości i subiektywnego postrzegania świata - każdy odbierze historię na swój sposób. Zachowania, reakcje, relacje z ludźmi i podejście do życia Belforta ukazane przez Scorsesego niekoniecznie przecież muszą stanowić kanon i wzór postępowania. Mogą być przestrogą, bo przecież w filmie jesteśmy świadkami przykrych konsekwencji działań bohatera.
Jak dla mnie film napisany, zagrany i zrealizowany świetnie i z rozmachem, natomiast sedno jego istnienia pozostaje wątpliwe. Jest to 3-godzinna impreza pełna nieuczciwości, machlojek, złego traktowania bliskich i znajomych, seksu, ćpania i tak dalej.
W ostateczności rzeczywiście sprowadza się to wszystko do pytania, "czy warto robić na ten temat film?"