PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=724694}
7,8 164 tys. ocen
7,8 10 1 163611
7,4 85 krytyków
Wołyń
powrót do forum filmu Wołyń

Tak Maciej Skiba, czyli postać grana przez Arkadiusza Jakubika, podsumowuje jedną z paskudnych zbrodni. Dokonaną przez kogo? Chyba Ukraińców, ale nie jest to do końca sprecyzowane i myślę, że tutaj Smarzowski, świadomie czy nieświadomie, pokazał, że zło nie ma narodowości, a czasy o których przyszło mu opowiadać w "Wołyniu" były czasami, w których nie trzeba było się bać wilków (piękna scena z wycieńczoną Zosią, którą wyczuł wilk, ale poszedł dalej), a sąsiadów. Bo to sąsiedzi sąsiadom zgotowali ten los. Głównie Ukraińcy Polakom, ale też incydentalnie Polacy Ukraińcom w ramach odwetu. Dlatego tak ważne jest, by teraz, przy okazji kolejnej rocznicy Krwawej Niedzieli, nie szukać zemsty. Sprawiedliwości, przyznania się do win, nalegania na ekshumację wszystkich, którzy leżą w bezimiennych grobach – tak, musimy. Ale nie szukajmy odwetu. Nie ciągnijmy spirali nienawiści. Piętnujmy wciąż pojawiające się złe zachowania i słowa Ukraińców na temat rzezi wołyńskiej, ale nie mszcząc się na Bogu ducha winnych ludziach, którzy tu przyjechali w ucieczce przed wojną.

"Wołyń" Wojtka Smarzowskiego jest oparty na motywach tekstów Srokowskiego, które swego czasu czytałem, pogłębiając wiedzę historyczną, i muszę przyznać, że w filmie widać wpływ tych książek. Dziecko, które schowało się w budzie, bo tam czuło się najbezpieczniej, jako alegoria tego, że dzieci w tamtych czasach były traktowane jak psy i bały się dorosłych jak psy. Opowieść cudem ocalałej z rzezi kobiety z wyraźnie zaznaczonym słowem "sąsiady". "Pogrzeb" Polski i święcenie kos przez popa. I inne takie, które sprawiają, że "Wołyń" jest bardzo realistyczny.

Smarzowskiemu udało się zbilansować rachunek krzywd w taki sposób, że nikt nie ma wątpliwości, kto siekierą najwięcej nawojował. Większe wątpliwości są już w pierwszych scenach filmu, w których stopniowo pokazywane jest pogłębiające się napięcie pomiędzy narodami. Każdy ma coś za uszami i każdy podskórnie czuje, że ten tygiel narodowościowy długo nie wytrzyma. Reżyser przygląda się kamerą Polakom, Ukraińcom, Żydom i innym, lecz zawsze wraca do postaci Zosi, i to sprawia, że film jest wspaniały. Nie gubi się w detalach, ponieważ wiemy, że najważniejsza w tej historii jest dziewczyna, kobieta, której życie nie oszczędzało (nawiasem mówiąc, człowiek ogląda to współcześnie i jest zdumiony, że tak się traktowało kobiety niecałe sto lat temu...). Oglądając któryś już raz zauważam parę podobieństw do poprzednich filmów Smarzowskiego, głownie "Róży", lecz nie przeszkadzają mi one, dopóki reżyser wie, na kim skupiona jest opowieść (co nie udało mu się w nowym "Weselu", gdzie nie było postaci, za którą widz szedł). Najistotniejsze jest to, że Smarzowskiemu udało się opowiedzieć kawał historii, pokazując ją w zbilansowany sposób, ale też prezentując światu prawdę, o której długo milczano, nie tracąc tego, co w "Wołyniu" jest esencją – miłości Zosi i Petro przypadającej na okrutne czasy.

Pamiętam, że w wywiadzie dla "Newsweeka", który miał promować to nieszczęsne "Wesele 2021", Smarzowski wspominał, że był naiwny, licząc przed realizacją "Wołynia", że uda mu się zrobić ten film we współpracy z Ukraińcami. Co tylko pokazuje, że antagonizmy wciąż są żywe i trzeba je zakopać. Zrobić "pogrzeb" nienawiści.

P.S. Trudno mi odczytać finał. Chyba tak miało być, żeby widz sam sobie wybrał wersję – Zosia z dzieckiem przetrwali i dotarli do w miarę bezpiecznego miejsca albo odeszli i poszli w piękne miejsce wraz z Petro.