O co w tym cholera jasna chodzi? Bo wygląda mi to na pseudoambitny bełkot, w którym każdy
wielki "znafca kina" znajdzie jakieś drugie dno, a tak naprawdę jest on kompletnie bez sensu, a
sama Masłowska nie wie o co w tym chodzi.
Nie wiem czy w pełni się z Tobą zgadzam, ale zważając na to, że tego filmu kompletnie nie rozumiem (nie wiem, może jestem po prostu za głupia) jestem zdziwiona jakim uznaniem cieszy się ta produkcja.
Nie mówię o filmwebie, tylko o poważnych krytykach filmowych. Recenzje tych cenionych znawców po premierze były bardzo przychylne, tego nie rozumiem
"pseudoambitny bełkot" - pięknie powiedziane. Ja chciałem napisać pseudoartystyczny, ale skoro ktoś przede mną miał podobne odczucia, to nie ma sensu się powtarzać. Film o niczym. Zwykła patologia bez jakiegokolwiek ładu i składu. Ta Masłowska tak niewyraźnie mówiła, że miałem ochotę ją rozszarpać. Odnoszę wrażenie, że miało być o czymś, a wyszło o niczym. Dałbym - 1, ale że się nie da, daje 1. Argument, że trzeba przeżyć parę imprez i toksyczny związek, by ten film zrozumieć, pozostawiam bez komentarza.