Można Wojnie Polsko-Ruskiej zarzucić wiele (nerwowo porwana akcja, poetyka sado-maso teledysku, jawny gwałt na prozie Doroty Masłowskiej, niebezpodstawne skojarzenia z twórczością zepsutego porno-starca Andrzeja Ż.), ale na pewno nie to że jest filmem bez uzasadnienia wulgarnym.
Śledząc skrajne reakcje osób opuszczających salę kinową, mam wrażenie że to cud. Tym cudem był Borys Szyc (wielkie ukłony) i reszta obsady. Z korowodu odrzucających, paranoicznych i zaskakująco znajomych zdarzeń, wyłaniają się żywe, charyzmatyczne postaci, chcące odnaleźć się w rzeczywistości (społecznej czy filmowej, bez znaczenia), błagające nas o uwagę. Takie kino powstaje dla odważnego aktora i doświadczonego widza, a zarazem bawi zdrowych(!) psychicznie ludzi, pozostawiając im miejsce na refleksję. Tych z problemami zniesmaczy i oburzy.