Jak w temacie. Myślałam, że po horrorze o jogurtach zżerających ludzi nie zobaczę nic gorszego. A tu proszę - niespodzianka.
Nie wiem w jakim celu nakręcono ten film i co trzeba jarać, żeby złapać jego klimat. Nie pojmuję po co przenosić na ekran książki najwyraźniej kompletnie "niefilmowe". Na siłę, bez sensu. Następna niech będzie telefoniczna. Albo encyklopedia.
Chociaż może książka była filmowa, tylko ktoś coś przekombinował - nie wiem - nie czytałam książki Masłowskiej. I zdecydowanie nie przeczytam.
Za duże ryzyko, że jednak może być podobna do filmu ;).
Naprawdę nie uważam, że trzeba rzeczywistość maksymalnie pokręcić, żeby ją ukazać. Jest wystarczająco powalona i bez tego.
Najwyraźniej nie jestem dość "kulturalna". I pewnie mało "inteligentna".
Jeśli wyznacznikiem inteligencji i kultury, jak to wynika z niektórych wypowiedzi na forum, ma być gustowanie w takich gniotach, to ja inteligentną i kulturalną nie chcę być nazywana.
Sala była pełna. Na początku. Reklama robi swoje. Powolutku się wykruszało towarzystwo. Dosiedziałam do końca czując się jak totalnie wyrolowany jeleń. W kinowym korytarzu po seansie słychać było wśród tych, którzy wytrzymali te tortury opinie w rodzaju "co to k... miało być", "jakie dno", "porąbany film", "powinni za to dopłacać". Najwyraźniej inteligentni i oświecieni oniemieli, bo pozytywnej opinii słychać nie było.
"Naprawdę nie uważam, że trzeba rzeczywistość maksymalnie pokręcić, żeby ją ukazać. Jest wystarczająco powalona i bez tego."
Zgadzam się z Tobą w 100%. Film ma genialne fragmenty, jednak cała reszta jest przekombinowana. Zdecydowanie powinien iść w konwencję pierwszej sceny + np. sceny z McDonalda (nawet wliczając efekty specjalne a'la Matrix) - ale zeschizowane wizje autorki/twórców psują klimat i niepotrzebnie wprowadzają akcent nierealistyczny w ultrarealistycznym obrazie!