Gorszej szmiry dawno nie oglądałem jeżeli właściwie kiedykolwiek oglądałem coś gorszego. Jest to najgorszy możliwy rodzaj produkcji czyli "artystyczne pierd***nie" bez ładu i składu. Rozumiem, że film aspiruje do jakichś wyższych celów starając się przedstawić jakże ważny i ujmujący Nas wszystkich problem, którym jest to przećpany dres. No dosłownie temat wartki jak woda w klozecie.
Ewentualnie autorka książki(bo zakładam, że jednak książka, na której wzorowany był scenariusz daleko nie odbiega od filmu) będąc jedną z przedstawicielek tejże zacnej grupy do jakiej należał główny bohater chce zwrócić uwagę spoleczeństwa na problem z jakim przyszło jej się zmagać(tutaj wywiad z autorką jak widać bardzo "elokwentna" lub "trzeźwa" osoba https://www.youtube.com/watch?v=ztzZfJlss-c).
Śmiem twierdzić, iż osoba ze schizofrenią stworzyłaby bardziej spójną historie, która na dodatek mogłaby aspirować do miana ambitnej. Zwińczonej na koniec jakimś morałem.
Natomiast tutaj mamy jedną wielką zbitkę jakichś wydarzeń, które nie mają wpływu na fabułę, bo właściwie takowej tutaj nie uświadczymy. Oglądając ten film miałem nadzieję, że na koniec tego "dzieła" czeka mnie jakieś objawienie, gdyż z minuty na minute było tylko coraz gorzej. Boże jak ja się myliłem! Nic, nie uświadczymy na koniec tego filmu, NIC, poza kolejnym artystycznym pierdzieleniem.
W trakcie pierwszej połowy miałem nadzieję, że okaże się z tego jakiś nie najwyższych lotów film psychologiczny, ale jednak zakończony lekkim wprowadzeniem widza w stan zaszokowania. W drugiej części sensu było tylko gorzej... Oczywiście całość zwieńczona tylko, krótkim rykiem rozpaczy Szyca, a po nim oczywiście artystyczne pierdzieleniem autorki książki.
Oglądając to i starając się dojść do sedna tego filmu obrałem pare koncepcji. Nie najwyższych lotów, ale jednak był to mój punkt odniesienia co może być przyczyną tak dziwnego przebiegu tego filmu:
1-bohater ma schizofrenie,
2-przećpał się i zmarł po czym trafił do piekła bądź czyśca,
3-jest w śpiączce i jego spaczony umysł płata mu takie figle,
Oczywiście po rozpaczliwym apelu Szycana końcu filmu niczego nowego się nie dowiedziałem.
Daję temu "dziełu" 2/10 tylko za grę Borysa Szyca, gdyż uważam, że była to jedyna rzecz w tym czymś zasługująca na aprobatę. Resztą aktorów i aktorek wypadła bardzo mizernie.
PS. Autorka ksiażki wynosi zwyczajnie na piedestały problem, który jest w skali całego społeczeństwa marginalny, gdyż nawet zakładając, że parę procent naszego społeczeństwa ćpa to z tych paru procent 100% nie wpada w dożywotnią psychozę z tej racji. Dajmy na to 1/10 wpada w stałą psychozę, więc problem lliczony zapewne w promilach.
PS.2 Odnośnie scen bez ladu i składu(czyli właściwie wszystkiego) w filmie to, żadna sie specjalnie nie wyróżniała oryginalnością, ani specjalnie nie szokowała ew. widz zadaje sobie pytanie w myślach: wtf? :/
PS.3 AHA! Odradzam zdecydowanie, chyba, że musicie.
to dzieło udaje coś czym nie jest, widać zamiar ambitnego kina ale tylko zamiar bo takowe ambitne kinonie powstało. a i owszem sensu możemy się doszukać, świat jest złożony i ten zlepek dowolnych scen możemy połączyć ze sobą używając tego co ma każdy - wyobraźni. ale prawda jest taka że to tylko zlepek scen z tymi samymi aktorami, brak ciągłości i sensu, takie t trash kino stwarzające źle zamaskowane pozory czegoś lepszego.
na plus można zaliczyć niektóre dresiarskie sceny - dobrze zagrane np ta w donaldzie