Ja WAS błagam, proszę i zaklinam !!!! Może ja jestem nienormalny, może mi się tylko pofarciło że studia skończyłem, może mi się strony w książce skleiły i coś przeoczyłem. Nie wiem. Ale nie wiem tez gdzie ta wielkość ?? Język ?? raczej nic wielkiego, to raczej zasługa dobrej obserwacji otoczenia (tego Masłowskiej odmówić nie mogę) niż jej zdolności literackich, a co poza tym mówi nam ta książka ?? ze istnieją drechy, satanistki i cnotki niewydymki ?? ze jest źle ?? bo nic więcej tam nie dojrzałem. więc tak zupełnie na serio proszę ja was oświećcie mnie...
Naprawdę sądzisz, że Twoje prześmiewcze ataki personalne na moją osobę w jakikolwiek sposób mnie dotkną? Jak wcześniej mówiłem - napisałem - nie obchodzi mnie Twoje zabawne poczucie własnej sposobności - wcale. Kultura. Żegnam.
Może po prostu Masłowska to nie pisarka, którą interesuje świat dresów tylko dres, który lubi pisać? Przyznam, że książki takie jak ta, czy "Gnój" które poza opisem, często wyolbrzymionym, rzeczywistości nie wnoszą nic. Dziwi mnie popyt na to, bo 120 tys. + to w naszym kraju poważna liczba.
Poza tym, filmu nie oglądałem, ale jak czytam komentarze typu każda mina Szyca coś wyraża, jakieś szarganie emocjami etc. to mi szczęka opada. Znacie chociaż jednego blokersa, który przedstawia jakiś poziom intelektualny, a tym bardziej ma przemyślenia egzystencjalne? Proszę was...
Według mnie to niektóre wypowiedzi Silnego w filmie były nawet aż nadto inteligentne
film żenada i ścierwo na maksa, absurdalne, groteskowe, ale przede wszystkim jednak żałosne połączenie oderwanych od siebie scen z dupy wziętych, zmarnowane dwie godziny życia i szkoda nerwów, bo film naprawdę męczy, ja gdybym miał miejsce w kinie bliżej wyjścia, z pewnością nie wytrzymałbym do końca seansu, chociaż co ciekawe gawiedź oglądająca film ze mną była rozbawiona powtarzającą się gołą dupą Szyca, czy wciąganiem kreski raz po raz:/ ten film to jednak największy gniot jaki w życiu widziałem i nie polecam go nikomu, żenujące połączenie Gombrowicza z Matrixem, z domieszką Psów, blech
Książka i film wywołujące skrajne emocje. Znaczy, że warte zapoznania się z nimi. Masłowska geniusz czy przypadkowy bohater mediów? Prawda leży po środku.
Nie czytalam jeszcze ksiazek Maslowskiej, za to znam jej felietony z Przekroju. Wypisywala tam stek bzdur bez ladu i skladu, taki slowotok, po przeczytaniu felietonu trudno bylo nawet w zarysie okreslic o czym byl tekst. Nabawilam sie wtedy alergi na pania Dorote i ocenilam jako kolejny przypadek "nagiego krola", kazdy sie zachwyca, bo taki jest trend, bo ktos panne wylansowal a tak naprawde to dno.
Dlatego nigdy mnie nie cignelo do jej ksiazek, chociaz planuje jakas przeczytac z ciekawosci i po to, zeby wyrobic sobie zdanie.
Czytam duzo ksiazek, roznych, i zawsze zastanawiaja mnie fenomeny typu Janusz Wisniewski czy Stephani Mayer, do bolu grafomanskie ksiazki ktore odniosly taki sukces, ze nawet je sfilmowano. To az boli:)
Spróbujmy przez moment odrzucić zacietrzewienie fanów i antyfanów Masłowskiej i skupić się na dziele. W mojej opinii (tak jak w opinii jednego z przedmówców) cały problem polega na mocy przekonywania (głównie samych siebie :)) krytyków literackich. Podobna sytuacja była z książką T. Tryzny; dość poprawną, ale (niesłusznie moim zdaniem ) obwołaną nieomal arcydziełem, po którym przyszedł film-koszmarek. Czym jest książka Masłowskiej? Otóż opisem jakiegoś wycinka rzeczywistości, z jakiejś perspektywy. Napisana koszmarną stylistycznie polszczyzną (być może z zamysłem groteski). Krytyka uznała, że jest to jakąś nowością itp., itd. pani Masłowska uwierzyła że jest nieomylna-ten mechanizm opisał już ktoś przede mną. Czym książka nie jest? Nie jest nowatorska w języku (dziesiątki takich opowiadań czytywałem w fanzinach, króre niestety/lub stety nie miały szansy przebić się do szerszej publiki). Jest obrazem świata "blokersów", "dresów" jakim chcą go widzieć owi krytycy literaccy i ci którzy nigdy z nim (tj. tym światem) nie mieli do czynienia. Innymi słowy "Wojna polsko-ruska" to ucieleśniony stereotyp świata "podklasy" pisany językiem jakim (stereotypowo) owa podklasa mówi (myśli i śni). Książka nie sprawdza się ani jako opis rzeczywistości, ani też nie niesie w sobie treści głębszych. Głód środowiska literackiego, głód jakiejś wielkiej powieści o Polsce współczesnej i jednoczesna obawa żeby takowej nie przegapić powoduje że "Wojna polsko-ruska" została za coś podobnego uznana (pochopnie-tak uważam). Uważam że Dorota Masłowska padła ofiarą swojego sukcesu. Książka która wyniosła ją na parnas sprawiła że jest niewolnikiem takiej a nie innej stylistyki, i nie może wyjść poza ramy w które ją wtłoczono (została wtłoczona?-"Paw królowej", felietony-czysta zgroza). Jak sądzę lepszy literacko jest na przykład Daniel Odija, tyle że jego książki defalsyfikują rzeczywiste mechanizmy kontroli społecznej, a to nie jest nikomu na rękę (przecież nawet jeśli dresiarz Silny powie coś do rzeczy, coś co zburzy "światopogląd zadowolonego z siebie burżuja"-to jest to tylko dresiarz; vide tak czy owak nie traktujemy go poważnie). Niesłuszne moim zdaniem jest porównywanie Masłowskiej do Burroughsa. On, czy Irvine Welsh (ten od Trainspotting i The Acid House)nie ograniczali się do naturalizmu( chociaż właśnie w ich wydaniu ten naturalizm jest drapieżny, trafny i bezlitosny)lecz na tym gruncie zbudowali trafne metafory ludzkiej egzystencji. "Wojna..." to twór sztuczny, papierowe blokowisko z postaciami jak wycinanki żyjące w dwuwymiarowej przestrzeni. A film cóż... W gruncie rzeczy, jak na tak kiepski materiał literacki to interpretacja może być. I tyle
ksiazki nie czytalem ale w ciemno daje glowe ze te polskie rezysery i aktory sa w stanie zniesmaczyc nawet najwieksze dziela