Książka i film pokazują zło, brzydotę, głupotę i prymitywizm. Plus narkotyki i przemoc. Niedługo bohaterowie będą wzorami dla całej młodzieży. Żadnej refleksji autorki nad tym, co pokazuje (W filmie „Wesele”, który też pokazywał ohydę, zakończenie określa stosunek autorów do przedstawionych wynaturzeń). Zwróćcie uwagę na przykład na scenę napadu na barmankę i rabunku telefonów. Jawne poparcie przemocy; szkoda, że nie ma na to przepisów penalizujących. Autorka widzi wszystko ze swojej perspektywy żaby. Pisanie takich książek i robienie filmów to działania zmierzające do popularyzacji bandytyzmu i najgorszej subkultury. Wynikiem filmu niewątpliwie będzie zwiększona liczba "Silnych" i "Magd". W filmie brakowało bardziej zaawansowanych środków wyrazu. Dlaczego tylko sikanie? Przecież można było pokazać robienie kupy. Ale to już pokazywał Arrabal ("Niech żyje śmierć"). Film w filmie (przesłuchanie Masłowska - Szyc) - chwyt tego rodzaju, w literaturze od czasów Don Kichota trochę się znieświeżył; ostatnio także w "Tataraku". W sumie film ma ten sam kierunek, co nagłaśnianie zbrodni w Jedwabnem. Zobaczcie, tacy są Polacy. Oczywiście wiem, że i Jedwabno i Wejherowo są prawdą, ale autorzy mogą wybierać, czy pokazują Kampanię Wrześniową, czy Jedwabno; czy kulturę Krakowa i piękno Tatr, czy środowisko Masłowskiej z Wejherowa. To, że niedouczona grafomanka napisała coś takiego – mogło się zdarzyć, pewnie na różnych blogach i tp. jest wiele jeszcze gorszych rzeczy. Szkoda, że na takie filmy są wydawane publiczne pieniądze. Można było je wydać na walkę z elementem przedstawionym w tym filmie, a nie na jego gloryfikację.
Nie wiem czy oglądaliśmy ten sam film, i czy każdy z nas oglądał go świadomie. Horrory, Thillery czy Kryminały też nazywasz popularyzacją złych występków? Masłowska po prostu nie mydli oczu, a to jak wyglądają nasze piękne osiedla, miodem i mlekiem płynące to już chyba każdy widzi.
Żadnej refleksji? Mnie "Wojna Polsko-Ruska" bardzo poruszyła, tylko trzeba ją oglądać w skupieniu. Jeżeli nie zauważyłeś/aś nic więcej prócz wszelkiego rodzaju wulgaryzmów to nie moja wina( podobnie jak nie jest winą załóżmy Deppa, że dziecko po obejrzeniu "Piratów.." skoczyło z balkonu). Dla mnie zarówno film jak i książkę, można odbierać na bardzo różnych płaszczyznach. Jednak w filmie można znaleźć większą wzmiankę na temat tego po co w ogóle takie dzieła powstają. I choć nie ma tu, dla Masłowskiej żadnego wymyślnego tłumaczenia jak tylko własna chęć tworzenia rzeczywistości i struktur, odrealnienia się od tych już istniejących, to również cały obraz ma w sobie głęboko negatywny stosunek co do używek, taniej kultury czy przesadnego oddania do Polskości, oddania powierzchownego co znamy już z Gombrowicza.
Nie wiem czy autor posta skojarzył czemu(moim zdaniem) wykorzystano w filmie właśnie utwór zespołu Dżem pt. "List do M.", który możemy usłyszeć w scenie kiedy Szyc budzi się i spogląda przez balkon na białe domki.
"Samotność to taka straszna trwoga", to słowa najbardziej obrazują, pewne zagubienie Silnego, ale też i Magdy, oraz ich niestałości w uczuciach, emocjach. Warto również podkreślić, że przecież wokalista owej grupy-Ryszard Ridel, zmarł właśnie po przez branie narkotyków.
Spoglądając takim okiem na universum Masłowskiej, nie wydaję się ono już takie zabawne, albowiem dowodzi o wątpliwej jakości prowadzonego życia przez ludzi pokroju "Silnego", których ambicja ograniczają się do ciągłego wciągania "fety" i seksu z co dopiero poznanymi kobietami.
Oczywiste jest,że aby rzecz było przyswajalna i robiła większe wrażenie, pomieszano tu konwencję, stawiają na niemal kino rozrywkowe, wpisujące się w ramy "zabawy dla zabawy", bo inaczej tego określić się nie da, jest to za to całkiem zdrowa postawa, połączenie niewymagającego chilloutu, z ważną i ciekawą opowieścią, które udało się tu bardzo dobrze.
Dziękuję za odpowiedź. W dodatku rzeczową (co oczywiście nie zanczy, że się z nią zgadzam). Tak, uważam, że ludzie, w szczególności nie mający odpowiedniego doświadczenia życiowego, często naśladują to, co się dzieje w filmach, grach kompyterowych itp. Były przypadki morderstw związanych z oglądaniem "Urodzonych morderców". Niektóre dzieci nie wiedzą, że w prawdziwym życiu ma się tylko jedno żcyie, a nie kilka, jak w grach komputerowych. To co się ogląda w TV, kinach naprawdę wpływa na zachowania widzów. Nie wiedziałem o dziecku skaczącym z balkonu po Deppie, ale mam nadzieję, że przyszli twórcy filmów uwzględnią ten fakt. Dyskusja o odpowiedzialności twórców za ich dzieła trwa od zawsze i nurt mówiący, że nie odpowiadają oni za nie i za ich odbiór jest raczej odosobniony. Ty (jeśli mogę się zwracać w tej formie) zwróciłeś uwagę na "List do M.". Ja nawet nie zauważyłem tej piosenki, chociaż pamiętam, że parę tygodni temu znalazła się dzisiątce najbardziej znanych polskich piosenek. Równie dobrze inni ludzie, w szczególności młodzi, będą zafascynowani pokazanym traktowaniem kobiet, słownictwem, stosowaniem narkotyków, napadaniem na barmankę - czy widzisz w filmie (a nie w zasobie innej wiedzy i doświadczenia) jakiś powód, który by im sugerował, że to nie są właściwe (łagodnie mówiąc) formy zachowania? Osiedla są fatalne, wstrząsnąl mną niedaleki Wejherowa Puck.
Film trudno oglądać w skupieniu ze względu na w zasadzie nieustający śmiech (raczej rechot) na widowni - niekoniecznie świadczący o zaangażowaniu w "głębsze" treści filmu. Ze sceny Szyca i domków zapamiętałem epatowanie nagością (jestem normalny, nie homo) - autorzy chcieli pokazać, niewątpliwie, piękno Szyca w tym momencie.
Gdyby ten film był pokazywany na zamkniętych pokazach dla Ciebie i dla mnie, problem byłby tylko z wyrzucaniem pieniędzy. Ale jeżeli będą nań chodzić typy Silnego i Lewego z Wejherowa oraz ci, którzy są w lokalne autorytety dopiero zapatrzeni, to film próbuje niszczyć społeczenstwo tak, jak nadmierne ilości alkoholu. Aha, wydaje mi się, że Gombrowicza rozumiem - tylko prawdziwa krytyka może doprowadzić do poprawy. Tylko że ten film nie jest krytyką, ale bełkotem zdemoralizowanej grafomanki zafascynowanej przestępcami z podwórka. Jej rodzina też się przewija przez film, który jest zadedykowany - "dla Taty", czyli środowisko rodzinne akceptuje ten rodzaj wypowiedzi. Gdzieś w poważnym niejscu spotkałem określenie, że jest to "pierwsza powieść dresiarska". Można promować i ABSy, ale uważam, że trzeba by się zastanowić - po co? Czy tylko "dla jaj" i zrobienia pieniędzy?
Po pierwsze mówienie o jakimś zjawisku czy, tak jak tutaj, pokazywanie go w filmie nie jest równoznaczne z popieraniem go. Po drugie ironia i wyszydzanie są bardzo dobrymi środkami wyrazu, ale faktycznie nie każdy umie je odczytać. Książka i film nie miały być moralizatorskim materiałem pomocnym przy socjalizacji dzieci i młodzieży. Film odważny, doskonale ilustrujący środowisko dreasiarzy. Cieszę się, że można w Polsce pokazać coś takiego, choć spodziewam się skrajnie różnych opinii, ponieważ "Wojna polsko-ruska" nie jest kolejnym polskim pseudorozrywkowym "hiciorem", ani dosłownym, przepoważnym i arcysmutnym dramatem społecznym. Czasem warto przekraczać sztywne ramy.
Chciałam zwrócić uwagę na tę wypowiedź z wcześniejszego komentarza: "jestem normalny, nie homo". Pozostawiam ocenie każdemu z osobna..
1. Pisząc takie naiwne komentarze wykazujesz się właśnie "brakiem doświadczenia życiowego".
2. Mam nadzieję że film za bardzo Cię nie skrzywdził, bo wydajesz się być prawilną i wrażliwą emocjonalnie istotą. Szyc zagrał genialnie, był autentyczny i widać że dużo poświęcił dla roli.
3. Jeśli przeszkadzał Ci "rechot" na sali to proponuję wersję DVD albo kameralne kina, zamiast multipleksów (mi momentami przeszkadzali ludzie wcinający popkorn).
4. Wbrew pozorom (nie dla każdego tak radykalna estetyka jaką zaproponował Żuławski jest czytelna) film skierowany jest w pierwszej kolejności do ludzi nie bojących się kina.
5. Na Boga, czy wszystko co absurdalne i prowokujące musi wychodzić od tego nieszczęsnego Gombrowicza?:) przecież to śmieszne.
"To, że niedouczona grafomanka napisała coś takiego – mogło się zdarzyć, pewnie na różnych blogach i tp. jest wiele jeszcze gorszych rzeczy. Szkoda, że na takie filmy są wydawane publiczne pieniądze. Można było je wydać na walkę z elementem przedstawionym w tym filmie, a nie na jego gloryfikację."
Mógłbyś się uczyć dystansu i pokory od niejdnego dresiarza.
"Film trudno oglądać w skupieniu ze względu na w zasadzie nieustający śmiech (raczej rechot) na widowni"
No ja miałem to niewątpliwe szczęście, że wybrałem się na poranny seans, gdzie na sali nie było absolutnie nikogo oprócz mnie, tak więc atmosfera do skupienia właściwa. Nie nazwał bym Masłowskiej grafomanką, ale ok. To twoje zdanie( i coś mi się zdaję, że do swojego Cię raczej nie przekonam ;), tak czy siak dobrze,że twoja kultura wypowiedzi jest lepsza niż u nie jednego filmwebowicza( piszę o tych co reagują na inne zdanie podobnie jak "Silny").
Zgadzam się za to z "butterjuice", bo podobny komunikat chciałem właśnie przekazać. Pozdrawiam
"Gdzieś w poważnym niejscu spotkałem określenie, że jest to "pierwsza powieść dresiarska". Można promować i ABSy, ale uważam, że trzeba by się zastanowić - po co? Czy tylko "dla jaj" i zrobienia pieniędzy?"
Nie sądzę, aby miano "pierwszej powieści dresiarskiej" służyło do określenia samej osoby Masłowskiej. Jak mogliśmy zauważyć w filmie, miało to jednak, chyba pewien wpływ w jakim środowisku się wychowywała.
Pokazuję to bynajmniej,że to "złe i prymitywne" Wejherowo, zaczęło drążyć w jej głowie pewne pomysły, cała beznadziejna sytuacja w której się znalazła wywołała u niej obserwację i chęć tworzenia. Sama, głupota,brzydota itd. są więc nieodłączną częścią tej "subkultury"(?), której nie można było ominąć jednocześnie o niej traktując. Dresiarze przecież wcale nie rozmawiają o Prouście i nie używają złożonego języka. Forma jaką zaś pisarka stosuję, jest rozłożeniem, całego potocznego mięsa, mowy niechlubnej na części mniejsze.
I jeszcze ostatnia odpowiedź na pytanie "Czy tylko "dla jaj" i zrobienia pieniędzy?". Owszem, być może i "dla jaja". Jeżeli ktoś oglądał filmy Miike'iego czy Tarantino to powinien zrozumieć o co mi chodzi. Albowiem, nie wszystko co włożone w ramy sztuki musi mieć konkretny sens oraz uzasadnienie, a które koniecznie chcą znać widzowie, bo przecież coś w tym być musi. Otóż nie musi, co więcej wszystko to dobrze radzi sobie w zasadach artystycznej swobody. Sądzę, że powieść ówcześnie 18-letniej dziewczyny, nie miała jeszcze typowo komercyjnego zastosowania. Była odreagowaniem, tak samo jak ktoś np. kto miał dzisiaj zły dzień i idzie do kina by obejrzeć komedię. Wszystko zależy od tego jakie pozy przyjmiemy, i albo się to kupuję, czyli cały( choć jak dla mnie)pozorny bezsens, albo nie.Przyjmuję zatem,że Ty-drogi autorze tematu, tego nie kupiłeś, i wcale nie twierdzę,że jest w tym coś złego. Po prostu nie czułeś się w tym dobrze, mając do czynienia z tyleż eksperymentalnym dziełem, jest to normalne i zrouzmiałe.
Bardzo ładnie dyskusja się rozwija. Leciutko podsumowując – nikt z dyskutantów nie odnosi się do mojego głównego zarzutu – że twórcy odpowiadają za swoje produkty i 99% (no, może 97%) trochę mniej przygotowanych widzów w Wejherowie, Pajęcznie, Siedlcach, Szczecinie i wielu innych miejsc zobaczy „fajny film” i prawdziwych facetów, którzy naprawdę umią się bawić. I których będą naśladować. Tak, bardzo wiele osób nie będzie potrafiło odczytać ironii i wyszydzania. Ironia, zresztą, kojarzy mi się z bardziej subtelnymi środkami przekazu. W filmie subtelność jest na poziomie siekiery i obucha. Piękne było ucinanie głowy spadającymi panelami… Albo wbijanie noża w udo… Czy rzyganie na wszystko...
Oczywiście, zgadzam się z tym, że mówienie i pokazywanie zjawiska nie jest równoznaczne z popieraniem go, ale pod jednym warunkiem – że się go nie popiera. W filmie brak dowodów na brak fascynacji autorów pokazywanymi zjawiskami.
Komentarze ad personam w moim kierunku świadczą o wszechogarniającej agresji, którą klientela p. p. Masłowskiej i Żuławskiego uważa zapewne za standard zachowania. I to właśnie jest problem, na który staram się zwrócić uwagę. Odnoszę wrażenie, że zbieżność akceptacji filmu i tego rodzaju zachowań jest zupełnie nieprzypadkowa. Uwaga o mojej normalności seksualnej była (jak najbardziej oczywiście prawdziwa) prowokacją, mającą na celu wywołanie do odpowiedzi ludzi prezentujących ogólny permisywizm moralny. Udało się. Polecam artykuł w dzisiejszej Rzeczpospolitej o v-miss Stanów Zjednoczonych, która odważyła się sprzeciwić małżeństwom homoseksualnym.
Na szczęście nie znam osobiście żadnego dresiarza. I nie mam ochoty zawierać takich znajomości. Więc w szczególności pokory od nich nie będę się uczył. Dla takich ludzi, jak pokazani w filmie, miejsce jest w więzieniu. Proponuję zastanowić się, czy w filmie jest choć jedna główna postać, nie podlegająca karaniu w obowiązującym u nas systemie prawnym – choćby za posiadanie narkotyków.
Ależ całkowicie się zgadzam z tym, że wszystko w dziełach sztuki musi mieć łatwo objaśnialny sens. Ale tematem tego filmu akurat jest społeczna rzeczywistość. To nie jest film, jak na przykład „Macunaima”, który z założenia jest zupełnie o niczym. P. Masłowska chciała się wypowiedzieć o czymś i według mnie poparła najgorszy element społeczeństwa i jej „dzieło” będzie promować przedstawione zachowania i to budzi największy sprzeciw. A komentarze o doskonałym sfilmowaniu powieści czy rewelacyjnej roli aktora spuszczam z wartką wodą. Przypominam opinię Pauliny Kael: jedyną rzeczą, która mnie interesuje, jest moje osobiste odczucie i przesłanie filmu. Warsztat jest wewnętrzną sprawą twórców, zupełnie nieważną dla widzów.
Co do Twojego "głównego zarzutu": artyści nie mają obowiązku zastanawiać się, jak odbierze ich dzieło każdy z widzów z osobna. Oni starają się zawrzeć w nim jakąś istotną treść, którą mają do przekazania. Nie jest w ich gestii, czy każdy zrozumie. To jest odwracanie kota ogonem. To oni poświęcają swój czas, energię. Jeśli ktoś zrozumie to opacznie, to jego - za przeproszeniem - problem.
A dalej, zdaje mi się, brniesz coraz bardziej w tym odwracaniu kota ogonem, zamienianiu białe na czarne. Jeśli w filmie autor pokazuje rzeczywistość w krzywym zwierciadle, jeśli ta rzeczywistość jest zła i nie do zaakceptowania, to jest oczywistym jak słońce, że intencją autora nie jest poparcie, ale krytyka pewnych postaw i zachowań.
Jak mam być zupełnie szczery, to powiem, że nie jestem wręcz w stanie pojąć, co masz na myśli, mówiąc o "poparciu dla najgorszego elementu", itp. Jest kompletnie i bezapelacyjnie na odwrót. To jest ukazanie złych postaw i złych zachowań za pomocą narzędzia zwanego groteską.
Nie chodzi tu nawet wyłącznie o świat dresów. Jest tu krytyka komercjalizacji, konsumpcyjnego podejścia do życia, posiadania radykalnych poglądów na każdy temat, hipokryzji moralnej, zmieniania swoich przekonań w zależności od rozmówcy, nieumiejętności budowania właściwych relacji międzyludzkich (na przykład taka miłość Silnego i Magdy - to jest rzecz typowa dla wszystkich warstw społecznych - wzajemne ranienie się, konkurowanie o jakąś abstrakcyjną rację).
A tzw. świat dresów to w filmie świat, w którym nic się nie dzieje, w którym najmniej znacząca sytuacja urasta do rangi wydarzenia. W którym rzeczywistość jest szara, nieciekawa i dlatego trzeba ją ubarwiać, trzeba brać narkotyki, być wulgarnym, agresywnym. Gdyby nie te środki zastępcze, to gość, którego rodzice piją, niczym się nie interesują, miałby tylko jedno wyjście: śmierć. Oni nie są tacy, jacy są, bez przyczyny. I wcale nie chcą tacy być. Do ludzi wykształconych, do ludzi kultury należy zmienianie tego świata.
Nie zgadzasz się na przedstawiony w filmie świat. No to go zmieniaj. Tak, jak Masłowska. Bo rolą literatury, rolą kinematografii jest właśnie wskazywanie problemów, ukazywanie tego, z czego być może nie wszyscy zdają sobie sprawę. Doprowadzenie do dyskusji. Ten film to rodzaj lustra, w którym wszyscy możemy się przejrzeć i coś zmienić w swoim życiu. Czy nie taka jest właśnie rola filmu?
Aha, artyści nie mają obowiązku zastanawiać się nad odbiorem dzieła... To dość śmiała opinia, raczej niezgodna z przyjętym spojrzeniem na sztukę. Piękne filmy robiła Leni Riefenstahl (o narodowym socjalizmie); piękne wiersze pisali poeci w czasach stalinizmu...
Argumenty się powtarzają. Niestety to co pokazano w filmie, nie jest krzywym zwierciadłem, ale zachowaniem pewnych ludzi. Niestety, w filmie nie ma opinii twórców o tym co pokazują - przeciwnie, jest podziw, na przykład dla napadu na barmankę. To właśnie mam na myśli mówiąc o poparciu najgorszego elementu.
Ja twierdzę, że oni właśnie tacy chcą być. Proszę się zapoznać z badaniami dotyczącymi skuteczności resocjalizacji w Polsce. I film im w tym pomaga.
Akurat ten film nie jest lustrem w ktorym wszyscy się przglądają. Ja - na pewno nie. Problem jest w tym, jak już kilka razy pisałem (i wystarczy), że - nawet zakładając taką czy inną wolę autorów filmu - najbardziej istotnym skutkiem tego filmu nie będzie walka z degeneracją społeczną, ale nowe zastępy Silnych i Magd.
Pozdrawiam
Czytam co za debilizmy wypisujesz, i się łapię za głowę. Jaki podziw?! Cała historia jest pokazana oczami Silnego, który jest alter ego Masłowskiej - uosabia jej zagubienie, ale jest... No, silmy. Walczy z tym wszystkim.
Jeżeli zaś odbierzemy ten film bardziej dosłownie, jak historię jakiegoś tam drecha, to i tak, groteskowe podejście podkreśla emocje bohatera. Cholera, to co napisałeś, jest tak żałosne, że aż śmieszne. Czy napieprzanie się po mordach w Greenstreet Hooligans to działanie, mające ukazać podziw dla chuliganów? Czy Full Metal Jacket jest peanem pochwalnym wobec brutalnego wojska? Zastanów się dwa razy co piszesz.
Po prostu osłabłem.
Nie bardzo chciałbym wkraczać na poziom słownictwa mojego Szanownego Dyskutanta. Chociaż dzięki stosowanemu "sposobowi argumentacji" zaczynam rozumieć, dlaczego możemy mieć rózne spojrzenie na ten film.
Wracając do rzeczy: proszę tylko zwrócić uwagę, jeśli rzeczywicie chcesz wymieniać myśli, a nie obrażać ludzi, że żadne z przestępstw pokazanych na filmie nie zostało ukarane (w sensie prawnym, społecznym czy psychologicznym). W najbardziej odpowiednim momencie, po napadzie na barmankę, autorzy wykręcają się (niezbyt świeżym, zresztą) chwytem formalnym. Silny na pewno nie walczy ze środowiskiem, w którym się znajduje; co najwyżej ukradnie komuś coś, da w mordę, albo wbije nóż kochance. To jest raczej akceptacja norm tego środowiska, a nie walka z nim.
Czy brak reakcji na Riefenstahl i zachowania literatów w czasach stalinowskich jest zbyt niewygodnym argumentem, żeby na niego odpowiadać?
Pozdrawiam.
PS. Nie wiem, kim są i jak się zachowują Greenstreet Hooligans i Full Metal Jacket, więc nie mogę się na ten wypowiadać.
Szanowny dyskutancie, chyba zrozumiałem, że robisz sobie jaja. Tak więc szanownie przepraszam i życzę powodzenia dalej ;]
> PS. Nie wiem, kim są i jak się zachowują Greenstreet Hooligans i Full Metal Jacket,
> więc nie mogę się na ten wypowiadać.
I tu właśnie jest moim zdaniem pies pogrzebany. Za mało filmów w życiu widziałeś prawdopodobnie (akurat wymienione pozycje GH oraz FMJ to klasyki, więc dość mocno ich nieznajomość Cię obnaża jako widza), żeby właściwie odebrać "Wojnę". To nie jest prosty film, ale raczej dla bardziej doświadczonego widza.
> Czy brak reakcji na Riefenstahl i zachowania literatów w czasach
> stalinowskich jest zbyt niewygodnym argumentem, żeby na niego
> odpowiadać?
Ta sprawa jest dużo bardziej skomplikowana niż prawdopodobnie uważasz. Obie ideologie miały w sobie pewną magię, czar i urok. W obu było coś romantycznego, co porywało właśnie łatwowiernych i nieco przesadnie marzycielskich artystów, poetów. Tworzyli dzieła propagandowe, bo naprawdę wierzyli w sens tych ideologii, głoszonych poglądów (jak np. czystość rasowa, szlachetna i silna jednostka, miłość i oddanie dla ojczyzny - faszyzm, a także wspólne dobro, solidarność, dzielenie się wszystkim z bliźnimi - komunizm).
Ale niezależnie od tego nie bardzo wiem, co ten argument z Leni i poetami ma tutaj w ogóle do rzeczy. To jest jak piernik w porównaniu z wiatrakiem. Ten film nie jest filmem propagandowym, który ma propagować jakąś ideologię. To jest właśnie wręcz przeciwnie - film demaskatorski, napisany językiem groteski, który krytykuje różne postawy i różne właśnie ideologie.
To jest właśnie to, co i ja uważam (i piszę powyżej), tylko powiedziane "nieco" dosadniej. Groteska i odcinanie się od sposobu życia Silnego są wielokrotnie w filmie podkreślane (to "wyłączanie go", ten tok-szoł, te sceny jak z Matrixa, te haluny po łyknięciu pół opakowania Panadolu, czy czegoś tam, itp., itd. - to jest moim zdaniem wyjątkowo dobitnie ukazane, że mamy do czynienia nie z apoteozą zła, ale z przedstawieniem go w krzywym zwierciadle, za pomocą groteski).
Ten film jest za ciężki i zbyt abstrakcyjny, by argument pt. "to film dla łysych, kiboli i blokersów" mógł gładko przejść. Każdy niewyrobiony widz szybko odpada i wychodzi z seansu. To nie jest film dla dresów i dresy nie będą się nim wcale podniecać, jak tu się sugeruje.
Wiem, bo widziałem reakcje. Tak, są entuzjastyczne na kilka scen - jak Silny rozdziewicza Andźelę, jak Natasza pluje jej w twarz, jak się obraża sprzedawczynię z "Polskiego Burgera". Ale na całość są zupełnie inne - znudzenie i niezrozumienie. Gdzieś tak w połowie dresy już wymiękają.