PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=298581}
5,1 197 tys. ocen
5,1 10 1 197215
6,1 63 krytyków
Wojna polsko-ruska
powrót do forum filmu Wojna polsko-ruska

Najpierw to miałem w ręku książkę, nie wiem, dawno to było dosyć, bo chyba z 5 lat temu. I dobra i zła wydawała mi się ta książka, gdyż z jednej strony wszyscy mówili, w telewizji i w gazecie, że geniusz, że odkrycie, że rewolucja i wszystko naraz, ale inni wszyscy, że szmira, że nie po polsku, że obraza skandal syf i w ogóle. No więc nie wiedziałem co myśleć, kurwią dużo i innych przekleństwa, no i zdania zaczyna autorka od „no więc”, także oburzony jestem wielce, gdyż o czystość języka dbać trzeba i poprawność i oprócz tego, to chciałem robić w kulturze, może recenzje jakieś, albo coś. Ale trochę czasu minęło, blokowisko zrobiło się mniej modne, metafory trochę zwietrzały, a tu film kręcą. Ja trochę inaczej na świat patrzę, książki dobrze nie pamiętam, a bo niby i co tam do pamiętania, ale na sprawę całą inny pogląd przyjąłem, i wybieram się na ten film.

Już na wstępie reżyser wprowadza widza na wyższy poziom rzeczywistości, puszcza do niego przewrotnie oko i sygnalizuje, że nie wszystko jest tu na poważnie, a może nawet nie ma niczego? Czołówka rodem z Matriksa pręży się dumnie przed widownią, symulakry i symulacje wkraczają do dzieła, intertekstualność uruchomiona. Od teraz od nas tylko zależy ile aluzji, nawiązań, cytatów zrozumiemy, a ile umknie naszej uwadze, pozostawiając świat przedstawiony niedookreślony i ciągle możliwy do zaktualizowania. To jeden metajęzyk. Drugim będzie walka o prawa do rzeczywistości, która pojawia się na ekranie. Czy Masłoska kreująca świat w filmie należy do tego właśnie świata, czy też jest poza nim? Czy Masłowska, autorka książki i aktorka, to Masłoska? Znak odnosi się tylko do innego znaku, staje się mniej lub bardziej pusty semantycznie, a autora wirtualnego bardzo łatwo pomylić z realnym i na odwrót. A nad wszystkim czuwa przecież jeszcze reżyser. Literatura miesza się z kinematografią, a realność z fikcją.

Już Dostojewskiemu zarzucano, że przeczy sam sobie, tymczasem z takiego przeczenia powstało arcydzieło, a walczące ze sobą idee, myśli i charaktery stworzyły jedną, odrębną jakościowo całość (polifonia Bachtina). Jednak w przypadku Dostojewskiego, to on sam tworzy tę wielogłosowość, ponadto jest ona wyczuwalna niemal od razu. Odbiorca może albo zachwycić się, albo skrzywić z niesmakiem. W przypadku filmu Xawerego Żuławskiego wielogłosowość ujawnia się dopiero na poziomie odbiorcy, który w zależności od swojej „językowej kompetencji” odbierze tylko jeden instrument, bądź usłyszy całą orkiestrę, ewentualnie może samemu przydać jakąś linię melodyczną, czyniąc tym samym dzieło niepowtarzalnym i silnie zindywidualizowanym.

Jeśli chodzi o fabułę, to wątków jest mnóstwo, ale problem właściwie jeden. Bohaterowie filmu przez cały czas, bez chwili wytchnienia, pragną przeżycia metafizycznego. Chcą wykroczyć poza nakreślony świat, nagiąć jego zasady, zburzyć i zniszczyć. Wydają się być trochę niedojrzali, nieprzystosowani do życia w normalnym społeczeństwie, jednak niedojrzałość, młodość jest błogosławieństwem; świadczy przecież o tym, że jeszcze wszystko jest możliwe, wszystko da się osiągnąć i zmienić (apogeum dzięcięcości następuje w świetnej, pełnej napięcia scenie z krótkofalówkami).

I niczym Iwan Karamazow kroczy przez życie Silny – skoro Boga nie ma, to wszystko jest dozwolone. Podążając tym tropem, spotyka się z Architektem swojej rzeczywistości (Matrix, Bracia Karamazow), ze swoim Bogiem, ale nie akceptuje go, odrzuca propozycję takiego świata. Wie jednak, że po takim akcie „nie będzie wiedział na czym stoi”, że straci grunt pod nogami. A stoi wszak na zlepku gazet, telewizyjnych pornosów i amfetaminy. Chciałby złożyć policjantowi (Chrystusowi?) normalne zeznanie, tymczasem świetna w tej roli [sic!], oszczędna w formie, ale bogata w znaczenie Dorota Masłowska beznamiętnie niweczy jego próbę. Tak więc dobra pragnie dla siebie główny bohater, i miłości, i rodziny, ale odwracając faustowską maksymę, wiecznie dobra chcąc, kończy źle.

Nie jestem specjalistą w dziedzinie gry aktorskiej, ale postaci kreowane przez Borysa Szyca (Silny), Romę Gąsiorowską (Magda), czy Michała Czarneckiego (Lewy) wydają się być pełne życia i animuszu, po prostu prawdziwe, choć czasem aktorzy potrafią też spojrzeć na swój twór z dystansem i bawić się nim, tak jak z nimi samymi bawi się reżyser. Na szczególną uwagę zasługuje epizodyczna rola Soni Bohosiewicz, która w gorączkowym przeszukiwaniu mieszkania zatraca się do tego stopnia, że nie wiadomo już, czy to Natasza się zmęczyła wyrywaniem kolejnych drzwiczek od szafki, czy grająca ją aktorka.

Długo jeszcze można by rozpisywać się o technice montażu, muzyce, czy o pozostałych wątkach fabularnych , jakich dotyka ten film. O wpływie języka na opisywany świat. Nie wiem, czy film wyznacza jakiś nowy etap w polskim kinie, nie posiadam kompetencji do formułowania takich opinii, jednak bez wątpienia jest jedną z silniej świecących gwiazd na firmamencie rodzimej kinematografii ostatnich lat.

użytkownik usunięty
ladino

Witam niewymownie.

Z nieukrywaną, wielce dla mojego majndu i harta przyjemną, przyjemnością przeczytałem opinię Twę od deski do deski. I wręcz niemal wniebowzięty jestem. Gdyż od tak długiego czasu, jak tu - na forum tym - stałym gościem jestem, od tak więc długiego czasu wreszcie jakaś merytoryczna i inspirująco-intrygująca wypowiedź padła.

A że chcę, by takie dyskusje nareszcie ze swego marginesowego zepchnięcia wyzerknęły na zewnątrz i choć trochę światła dziennego obejrzały, to Ci spiesznie odpowiem i liczę na kolejnych, co szacunek do siebie samych, kultury, sztuki i innych również mają. I mając, zechcą te nasze podziemie intelektulne wesprzeć.

Twe ego mam nadzieję wpierw nieco podłechtawszy, przejdę teraz do trudniejszego punktu, gdyż merytorycznie nieco odbiegam w swym odbiorze od przedstawionego tu przez Cię.

Zaczynając od Masłoskiej, powiem tak - to chyba ją dawno musiałeś czytać. Spróbuję Ci wyjaśnić, co ja widzę w książce jej i dlaczego za literaturę o poezję w sporym stopniu się ocierającą ją uważam.

Punkt pierwszy więc - wcale nikt nigdy nie powiedział, że literatura piękna ma być pisana potoczystą, kwiecistą i nieskazitelnie poprawną polszczyzną. A jeśli nawet powiedział, to właśnie po to są zasady, żeby je łamać. I to właśnie zrobiła Masłoska. Powiedzmy taki bunt młodzieńczy (który trwając jednak po dziś dzień dzisiejszy otrzymuje raczej rangę buntu twórczego, artystycznego). Ale żeby to zrobić, trzeba to zrobić z klasą. I to, czy ta klasa jest, można próbować ocenić samemu, ale będąc mało przygotowanym (brak studiów polonistycznych, brak warsztatu, itp.), opinię w tej kwestii lepiej zostawić profesjonalistom. A oni dość zgodnym głosem orzekli. Tak, to jest pisarka najwyższej klasy. Pilch, Nike i te sprawy.

Ale tak naprawdę, jak się do sprawy podejdzie z ociupinkę choć na nieszablonowość uchylonym umysłem, to samemu się ten wniosek wymyśli (że pisarka naj-top). Ja na przykład, powiem szczerze, jestem zatracony i oczarowany jej stylem. Zarówno tym, jak pisze, jak również i tym, co, o czym i dlaczego. A pisze o świecie, o rzeczywistości ją otaczającej, o samej sobie też w tym świecie jakoś chcąc nie chcąc zakotwiczonej mniej lub bardziej. Jest wrażliwa, jest uważną i szczerą obserwatorką ludzi i zjawisk. Jest odważna i w swych poglądach szlachetna. No, to tyle o Niej. Mojej małej Miss M., której do pewnego stopnia wręcz fanem się stałem.

A film, bohaterowie i przesłanie? Niewiele się różni od książkowego, choć wątek Masłoskiej został "nieco" podkreślony. Tyle, że jak Ty widzisz tu głównie bohatera Silnego o swe miejsce w świecie walczącego, go poszukującego, to ja raczej widzę samą Masłoską. Że on - ten Silny - to jej alter ego jest, wytwór z jej głowy powstały, z którym to Ona się sama zmaga, a nie on z nią. Symbol w rodzaju Wejherowo, które ją już dobija, z którego Ona chce się wyrwać, uciec w świat szeroki. A jednocześnie robi to, tej ucieczki poszukuje, właśnie za pomocą tego symbolu, ten symbol wykorzystując. Dla mnie to nie jest Architekt, do którego przychodzi Człowiek i pyta się o sens. Dla mnie to Twórca, który musi zmierzyć się z własnymi demonami i swój własny sens odnaleźć. Taka alternatywa. Bo Twę wersję poważam również głęboko i doceniam.

W jednym się zgadzam dobitnie. Że w fabule, jej osi głównej chodzi o bohaterów przeżycie metafizyczne, którego są spragnieni ponad wszystko, niczym tej kropli wody po czterdziestu czterech dniach na pustyni. Świat dresa to świat szary, nudny i pusty. Stąd spidy, tanie podniety i wymyślanie sobie "wojen polsko-ruskich" (typu "Arka Gdynia k... świnia" czy "Lechia Gdańsk k... szajs"). Chodzi też o wiele innych spraw, które wcale nie tylko w świecie hip-hopowym swe źródło mają. Takich różnych uniwersalnych. Typu że miłość to krzew ciernisty i ból, a nie miód i słodycz. Że relacje międzyludzkie długo się buduje, a szybko niszczy. I tak dalej (jak dalej? - nie wiem, dlatego właśnie piszę "itd", bo już nie wiem, co jeszcze dalej, taki popularny wykręt o moich jeszcze bardzo rozbudowanych dalszych tajemnych przemyśleniach świadczący).

Myślę, że żeby nie przerazić zbytnio popcornowych mniej lub bardziej skrytożerców, to na tym zakończę swą z Tobą polemikę. Jeszcze tylko może zapytam, czy abyś przypadkiem recenzji swej zamieścić oficjalnie na Filmwebie nie zechciał? Bo to pewna alternatywa do mojego punktu widzenia, w mojej - niestety na razie jedynej użytkowników - recenzji zawartego.

Pozdrawiam uprzejmie,
385

ocenił(a) film na 8
ladino

Dodałbym ostatnio zaczytany felieton. Oczywiście nie ja jestem jego autorem. Podoba mi się jednak on bardzo. I podoba mi się bardzo jedyny komentarz do tej pory dodany. Polecam przeczytać tekst jak i komentarz.

http://www.stopklatka.pl/felietony/felieton.asp?f1i=205

Ciekawostka.

użytkownik usunięty
scrow

Felieton-recenzja rzeczywiście fajny, przeczytałem z przyjemnością. Co do autorstwa komentarza nieco powątpiewam, ale wszystko możliwe.

ocenił(a) film na 4
ladino

Jak dla mnie ten film jest poprostu ch....jowy. Ambitne kino hmm moze i tak ale po co to szaremu czlowiekowi ktory wybral sie do kina aby zazyc rozrywki i posmiac sie. Niektorzy przezywaja ze zostal pokazany prawdziwy swiat tylko troche przejaskrawiony moze i zostal ale co z tego skoro 90% osob tego nie rozumie ??

bisonen

No i po rzeczowej dyskusji... Czy Twoim zdaniem każdy film musi być dobry dla mas? Jak chcesz zażyć czystej rozrywki to chyba jesteś na tyle inteligentny, by przed seansem wejść sobie na filmweb i sprawdzić co to za film i czego się spodziewać. Wtedy nie byłoby nieporozumień i głupich komentarzy.

ocenił(a) film na 4
Judy

Czyli uzywajac wyrazu na Ch moja wypowiedz jest nie rzeczowa, a jak pisarka uzyje wyrazu na K to juz jest artystka ??
Nie kazdy ma filmweba a jesli ma to nie jest jego obowiazkiem wchodzenie na niego. A w reklamach zostal przedstawiony calkiem komercyjnie. To ze film jest ambitny nie znaczy ze musi sie podobac nawet jak ktos go rozumie. Nawet kino ambitne moze okazac sie zwykla szmira. Ludzie czesto takie filmy oceniaja wysoko poniewaz czuja presje nawet przed samym soba zeby nie byc "gupim". Nie mowie ze wszyscy i tez nie neguje tego ze komus mogl sie ten film podobac. Dalem 4 za gre szyca.

bisonen

Nie twierdzę, że używanie słowa na ch dyskwalifikuje Twoją wypowiedź jako rzeczową. Nie napisałam też nigdzie, że film musi Ci się podobać bo jest ambitny. Pisząc "filmweb" miałam na myśli jakiekolwiek źródło (akurat Ty z tego korzystasz). Osobiście nigdy nie wybieram się na film w ciemno, staram się dowiedzieć z czym mam do czynienia. Do Twojej wypowiedzi przyczepiłam się ponieważ jedynym argumentem było to, że Wojna polsko-ruska nie jest szaremu odbiorcy potrzebna. Toż napisałam- może i nie jest- ale nie masz obowiązku oglądania. No i przecież było tyle wątków do wyboru, w których pojawiały się podobne opinie. Można było tam się dopisać. No ale tu komentarz bardziej się rzuca w oczy ;)

użytkownik usunięty
bisonen

A ja się tak sumie to z @bisonenem zgadzam. Choć nie tak, żeby od razu w 100%. Ale naprawdę wk...rwiająca jest ta ściema, którą producenci zaserwowali. W zwiastunie i reklamach było, że będzie śmiesznie, że będzie disco-polowo, że zabawa na sto dwa. I żadne Filmweby sprawy nie załatwią (zresztą ciężko z tego śmietniska, z tych rzygowin na forum tym jakiś wniosek wyprodukować).

Bo to producent - ch...j j...bany - zrobił wszystko, żeby ludzi w ch...ja zrobić, żeby zwabić ludzi na prostą, łatwą i przyjemną rozrywkę, a ludź taki wychodzi jak struty, przemielony i wypluty z drugiej strony - sali kinowej.

Ludź nastawiony na zabawę idzie, a tu psikus. Kino ambitne ukryte pod maską taką. No i jak się tu nie wk...rwić?! Więc nie, ja się nie dziwię. I komentarz za jak najbardziej merytoryczny, rzeczowy uważam.


P.S. Do ludzi inteligentnych lub przynajmniej z taką aspiracją - taki apel:

Jeśli chcecie coś zmienić, chcecie dyskutować, a nie rzygać i być obrzygiwanymi, to nie możecie się wywyższać, nie możecie udowadniać na każdym kroku, że jesteście ponad innych i że tych innych komentarze są do d...py. To nic nie da. Jedyny sposób to 100% spokoju. I rzeczowa odpowiedź na każdy, nawet najbardziej przez was nieakceptowalny, was odpychający komentarz. I to odpowiedź z szacunkiem, ze zrozumieniem drugiej strony. Bo po drugiej stronie jest człowiek, który coś przeżywa, który ma prawo do swego zdania. Nikt nie ma prawa do podsumowywania nikogo innego w jednym zdaniu.

Więc krótko - myślimy, co autor miał na myśli, produkujemy na to swoją odpowiedź bez obrażania drugiej strony i czekamy na reakcję. I pełen spokój. To ta druga strona się sama obnaży. Każdy potem z łatwością oceni po czyjej stronie woli się opowiedzieć. A siła nie jest w obrażaniu, tylko w szacunku i miłości do bliźniego - i to nawet do zwykłej k...rwy. Już kiedyś na to wpadł jeden taki Żydek. I ja mu wierzę...

Pamiętajcie -> PEACE! ;)

ocenił(a) film na 10

Do 385:

Dziękuję bardzo za merytoryczną odpowiedź!

Jeśli chodzi o samą książkę, rzeczywiście, czytałem ją dawno i, powiem szczerze, nie zachwyciła mnie. Natomiast nigdy nie twierdziłem, że literatura piękna musi być pisana pięknym językiem. Nie musi. Trzeba sobie zadać raczej inne pytanie. Czy konstrukt językowy, eksperyment formalny jakiego podjęła się Dorota Masłowska jest uzasadniony? (Czy pozwala lepiej wykreować świat przedstawiony? Buduje nastrój? Lepiej wyraża emocje bohaterów?) Potrafię sobie wyobrazić dresa wysławiającego się w sposób poprawny, ba, nawet poetycki. I to też mogłoby być pewnym eksperymentem. Także po przeczytaniu książki miałem mieszane uczucia. Jednak po upływie kilku lat, a ostatnio po obejrzeniu filmu stwierdzam, że użycie takiego stylu było jak najbardziej wskazane.

Nie sposób się nie zgodzić - literatura Masłowskiej ociera się o poezję. Mnie kojarzy się trochę z twórczością Edwarda Stachury, niegdyś również kontrowersyjną i ciężką do sklasyfikowania. Zasadne wydaje mi się przytoczenie w tym miejscu, co pisał o Stachurze Henryk Bereza:

"To jest ktoś bez wątpienia we władzy słowa pisanego, to jest ktoś bez reszty opętany."

Dalej pisze jeszcze Bereza o nurcie lirycznym, o tym, że Stachura mógłby uprawiać poezję, ale skoro już zdecydował się na prozę, to ona musi być właśnie taka. Takie "życiopisanie". Większość z tych stwierdzeń można by odnieść także do twórczości Masłowskiej.

Co do Silnego jako alter ego Masłowskiej (Masłoskiej?). Taka interpretacja jest oczywiście uprawniona, a co więcej nie wyklucza się z moją. Masłowska jest Twórcą, który mierzy się ze swymi demonami. Ale zakładając, że "nasi bogowie są tu, na ziemi, wśród nas - w Urzędzie, w kuchni, w pracowni, w klozecie; bogowie stali się jak my: ergo - my staliśmy się bogami" (Eugeniusz Zamiatin "My"), to Masłowska jest także Architektem. Stwarza swój świat, stwarza Silnego, droczy się z nim i walczy. I nagle, pragnąc odwołać się do wyższej instancji (symbol: policjantka), odkrywa że wraca do punktu wyjścia, do samej siebie mianowicie. Czy jest coś dalej?

Ogólnie:

Obserwując forum zauważyłem, że nieświadomie pojawia się tutaj Wielkie Pytanie. Pytanie o sens sztuki (Sztuki?). Czy szukamy beztroskiej rozrywki i zabawy, czy przeżycia estetycznego? A jeśli i jedno, i drugie znajdziemy? Wszak "tylko jako zjawisko estetyczne jest istnienie świata usprawiedliwione." (Nietzsche...)

użytkownik usunięty
ladino

> Czy szukamy beztroskiej rozrywki i zabawy, czy przeżycia estetycznego?

Moim zdaniem film dostarcza obu tych rzeczy naraz, więc i szukający rozrywki, i przeżycia - ja bym raczej powiedział - duchowego, powinni odnaleźć to, czego się spodziewali. A jednak w wielu, bardzo wielu przypadkach tak się nie dzieje. Wychodzą z kina rozczarowani. I do tej pory nie zrozumiałem tak naprawdę powodu. Nie usłyszałem żadnego argumentu, a jedynie odczucia, przemawiające przez nich emocje. Ale jakie jest źródło tych - wręcz skrajnych - emocji?

Dlaczego ja, który się uważam za wrażliwego i kulturalnego (w miarę) człowieka, wychodzę z kina wniebowzięty, zachwycony kunsztem artystów, a inni - nawet tacy mi zupełnie bliscy - wychodzą zniesmaczeni, oburzeni? Czy użyty język jest wystarczającą przyczyną do odrzucenia treści? Czy może tej treści jednak nie ma? Ale jak w takim razie udowodnić mnie czy @ladinowi, że sobie po prostu zmyślamy i widzimy coś, czego nie ma?

I stąd właśnie się wzięła moja - może dość brutalna - hipoteza zawarta w recenzji, że film po prostu nie jest ani dla hipokrytów, ani dla wykształciuchów, ani "dzieci Neo", ani dla prostaków (w sensie na przykład dresów). Że jednak trzeba mieć za sobą pewien bagaż doświadczeń literackich i kinematograficznych, żeby móc ten film w pełni docenić. Znajdzie się ktoś, kto na swoim przykładzie mógłby tezę tę obalić, czy może jednak mam rację?

A jeśli mam, to czemu tak ciężko ludziom taki fakt zaakceptować. Że po prostu mają zbyt małe doświadczenie, by film im się spodobał. Dlaczego od razu taki atak potworny? Mnie to trochę przeraża. Bo tak samo się ocenia i wybiera na przykład polityków. Tak jakoś powierzchownie, tak nonszalancko, tak bez przygotowania i tak emocjonalnie. I dlatego właśnie potem takie kuriozalne przypadki jak Kaczyńscy nami rządzą.

Ale mimo wszystko jestem optymistą. Uważam, że to taki etap przejściowy - ta kultura internetowa, to krytykanctwo i powierzchowność odbioru. Po prostu trwa teraz etap wyrównywania szans, ginie podział na wieś i miasto, na plebs i inteligencję. Miesza się to wszystko w jednym internetowym kotle. I choć pozornie poziom dyskusji publicznej się obniża, bo bierze już w niej udział każdy kto chce, to jednak sumarycznie moim zdaniem rośnie.

Na efekty tego zjawiska trzeba będzie poczekać, ale uważam, że to jest coś podobnego do przejścia od średniowiecza ku oświeceniu. Jak już szanse się zrównają, to ruszy ten "postęp społeczny" w tempie wykładniczym. Tak, jak postęp techniczny ruszył swego czasu i trochę nas zostawił w tyle. Ale stopniowo go doganiamy.

Przepraszam, trochę chyba odbiegłem od tematu. ;)