w historii było sporo różnych kreatur które nie zostały spopielone a co lepsza była spora rzesza kreatur która je popierała, tolerowała albo najzwyczajniej biernie lekceważyła, gdyby rzeczywistość była taka sprawiedliwa takie kutafony nie miały by racji bytu, ale jest tak jak jest, to ludzie tworzą sprawiedliwość a skoro ludzie są zdeprawowani...

to że Lou nie spotkała tzw. ręka sprawiedliwości to jedno... drugie to fakt, że "zainspirował" inne osoby do podobnego patrzenia na świat... nie wiem co gorsze...

Jeśli chodzi o tę ostatnią scenę, kiedy wysyła w miasto dwie ekipy reporterów - to chyba nie zainspirował, tylko znalazł kolejne ofiary, które można wykorzystać mamiąc je wizją kokosów po zakończeniu bezpłatnego stażu.

zdecydowanie się zgadzam i chociaż przez chwilę miałam nadzieję, że się opamięta, ruszy go sumienie tym czasem jego "szaleństwo" niczym nie zmącone trwało dalej...

A czym miało być zmącone? Przecież jego plan układał się wręcz genialnie! Co go miało powstrzymać? Śmierć kilku anonimowych osób i jednego pomocnika, którym gardził? Zrobił materiał życia, co go miało ruszyć?!

tak racja ale przez chwilę, taką malutką, taką tyci liczyłam na drobniutki happy end moralności...tak wiem naiwna "troszkę" byłam, to się więcej nie powtórzy...obiecuję:) pozdrawiam tataaleksandrykatarzyny i dziękuję za dyskusję na poziomie:)

chodziło mi nie tyle o tych "stażystów" (choć jednak coś ich do niego przyciągnęło), co o ekipę wiadomości - Nina mówi w pewnym momencie do Franka (nie jestem pewna imienia, tego jej sceptycznego kolegi z pracy), że Lou inspiruje innych i dzięki niemu chce im się sięgać po więcej. wiadomo, ekipa wiadomości się cieszy że ma takie newsy, bo to zapewnia im wysoką oglądalność. ale jednak - kobieta niezależna, silna i zdawałoby się na początku że mądrzejsza, bardziej doświadczona, ulega jego wpływowi, a nawet idzie z nim na układy o których w pierwszej chwili mówi że ją obrażają.

Stażystów przyciągnęła wizja pracy - w całym filmie gdzieś w tle jest lęk przed bezrobociem, dotyka wszystkich, którzy zgadzają się na kolejne przesunięcia granicy moralności.
Lou może i była silną kobietą, ale Frank (jak przystało na sprawnego manipulatora) odkrył jej słabe punkty i je wykorzystał. Siła i niezależność gwałtownie się złamały, gdy stanęła przed wizją utraty pracy, choćby tylko hipotetyczną.
Naprawdę - szkoda, że psiego syna piorun nie trafił po 15 minutach seansu...