Kiedy chce się pożegnać z tym światem, zachowując godność i uniknąć niepotrzebnego, do niczego nieprowadzącego cierpienia. Także wówczas, gdy jakość życia ulega na tyle pogorszeniu, że nie widzimy sensu po prostu trwania. Poważny temat nakręcony z delikatnością, empatią bez histerii i tragizowania.
Przykro mi to mówić, ale z mojego doświadczenia wynika, że nie ma czegoś takiego jak godna śmierć. Mimo młodego wieku widziałem kilka "zakończeń": w agonii nowotworowej, w samobójstwie i naturalnie, i niestety, wszystko sprowadza się do tego, że na samym końcu bardzo nie chcemy umierać, nawet jeśli sami się na to zdecydowaliśmy. Nie ma nic godnego w umieraniu, bez względu na to, czy padamy na polu bitwy, czy na łóżku z ulubioną muzyką w tle. Bo to instynkt, żeby żyć. Umieranie, mimo że naturalne, zawsze będzie beznadziejne, smutne i, bo w końcu to rzecz najbardziej intymna, samotne.
Oczywiście, wszystko co napisałeś to obraz odchodzenia. I nie ma w nim nic wzniosłego. Dlatego szczególnie ważne jest żebyśmy mieli wybór, jak umieramy.
Nie wiem jak to jest z samobójcami, bo jeśli targają się na swoje życie, to chyba jednak nie chcą żyć
Często próby samobójcze to wołanie o pomoc. Wielu ludzi podcina sobie żyły tak płytko, że krew im krzepnie i nie umierają. Nieraz może być tak, że ktoś się rzuci na pętlę i podświadomie czeka, aż ktoś go znajdzie albo liczy, że lina się zerwie. Wydaje mi się, że samobójca musi być mocno wstawiony, żeby nie próbować jednak zejść z "pętli", bo odruchem człowieka jest walka o życie. Odruchem biologicznym, choćbyśmy jak mieli nawalone w głowie. Oczywiście są i tacy, którzy wiedzą, co chcą zrobić, już nie dają rady i na trzeźwo się zabijają, ale to już muszą być poważne zaburzenia psychiczne.
"niepotrzebnego, do niczego nieprowadzącego cierpienia." pachnie mi to skrajnie materialistycznym podejściem do życia tego i tego co po śmierci...
"niepotrzebnego, do niczego nieprowadzącego cierpienia." pachnie mi to skrajnie materialistycznym podejściem do życia tego i tego co po śmierci...