film o miłości i śmierci bez niej. na pewno warto, gdyż film nie jest natrętny, ale zostaje w głowie, będąc jedną wielką metaforą. polecam.
no ja bym sie klocila czy to jakas wielka metafora. po prostu kawalek zycia, jakich wiele. znam takich ludzi jak Marie i Isa, i wiem ze zycie dla nich toczy sie dalej. czyz zreszta nie widac tego w koncowce filmu, gdy znow widzimy Ise pracujaca w fabryce. se maja dziewczyny wymarzone zycie : Marie z Chrisem, Isa z panna w spiaczce, ale gdy przychodzi co do czego okazuje sie ze to wlasnie bylo tylko to: wysnione zycie. takie rzeczy zdarzaja sie w zyciu kazdego - twarde ladowanie w rzeczywistosci i nie ma w tym nic metaforycznego czy nadzwyczajnego. ot, kawalek zycia.
Czegos tu nie rozumiem. Tym bardziej powinien chyba zachwycac ten film, gdy rozpatruje sie go w ten sposob. Nie napisalam, ze uwazam, iz nie zasluzyl na 'zachwyty', czy jest przereklamowany. Uwazalam tylko, ze przypisywanie mu nadzwyczaj gornolotnych twierdzen sprowadza obraz do kategorii spraw, o ktorych wcale nie opowiada.
Ale szczerze mowiac po drugim seansie nie jestem juz taka pewna i nie jestem do konca przekonana czy iscie kieslowski charakter tego filmu to tylko jego forma.
Za bardzo nie podobał mi się ten film. Nie przepadam za kinem francuskim. Ale uderzyło mnie to, że nikt nie zwrócił uwagi na jeden wniosek z tego filmu. Jak dobrze interpertujemy zachowanie ludzi, jeśli nie dotyczy nas ono osobiście. Iza wiedziała, że ten bogaty bubek traktuje Marie jak kolejną panienkę, ale kiedy ona miała taką sytuacje łudziła się, że facet coś do niej czuje i ją zatrzyma. I to właśnie z niego zapamiętam.