Bardzo mnie to nurtuje!:) To było trochę jak relacja mistrz-uczeń?, trochę relacja ojcowsko-synowska,?, trochę przyjacielska? Rozumiem, co Trump widział w utalentowanym i bezwzględnym prawniku - ale co widział Cohn, kiedy patrzył na "złotego" chłopca z Nowego Jorku, z dobrej rodziny, ale przecież fajtłapowatego i narcystycznego już na początku? Przecież nie mógł się z nim utożsamiać, trudno tu nawet mówić o jakiejś jednostronnej relacji romantycznej:). Nie wiem - dziwne to trochę::)
Ale film bardzo mi się podobał - to dobry film biograficzny bo angażuje w poznawanie głównego bohatera! Film nie odczłowiecza Trumpa - przeciwnie można bohatera nie lubić - ale na pewno nie można go ignorować!