Właśnie wracam z kina po seansie The Apprentice. Muszę powiedzieć, że mocno się zawiodłem. Film jest przeładowany pogłoskami o "wyczynach" Trumpa. Oskarża się go o niemal wszystko - tylko swastyki na ramieniu mu brakuje... Jedyny plus to ciekawie poprowadzona postać radcy prawnego Roya Cohna, który w przeciwieństwie do Trumpa, nie jest postacią "kartonową", przeżywa rozterki egzystencjalne i jest przekonująco zagrany. I smaczek na koniec: relacja między Royem Cohnem i Trumpem jako żywo przypomina relację Doktora Frankensteina i jego potwora. Pojawia się w filmie symbolika tej historii, np. szwy na skalpie Trumpa niczym łaty na patchworkowym ciele potwora, którym stał się główny bohater.