Główni bohaterowie Sukcesji stworzyli tak realistyczne postaci, że nie wierzyłem w to, że mogą zagrać kogoś innego.
Kieran Culkin zaskoczył mnie w "Prawdziwym bólu", chociaż jego postać miała coś w sobie z Romana.
Natomiast Jeremy Strong w "Wybrańcu" nie ma w sobie nic z Kendalla. Jedyne co ich łączy, to "Roy", w jednym filmie z nazwiska, w drugim z imienia.