A w zasadzie "proste zdarzenie" jeśli mamy tłumaczyć dosłownie tytuł. W gruncie rzeczy kino irańskie jakie znamy - czyli historia skromnego życia z perspektywy chłopca, chodzącego do szkoły, pomagającemu rodzicom wiązać koniec z końcem, zajmującego się umierającą matką i uczonego odpowiedzialności. Film ten, podobnie jak i życie, składa się z rutynowych czynności, w które niepostrzeżenie wnika śmierć... i też staje się, zwykłym zdarzeniem, nad którym nie ma się co rozwodzić. Mechaniczny rytm filmu przypomina dokonania Chantal Akerman czy Michaela Hanekego, dialogów ilość skąpa, a ze wszystkiego bije rutyna, rutyna i jeszcze raz rutyna.