PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=101831}
4,4 9
ocen
4,4 10 1 9

Yeti il gigante del 20. secolo
powrót do forum filmu Yeti - il gigante del 20. secolo

Gianfranco Parolini najbardziej jest chyba znany ze swojej trylogii filmów o Sabacie. Był on również reżyserem kilku filmów z serii 'Kommissar X". Jak większość włoskich reżyserów z tego okresu był on bardzo elastyczny i tworzył bardzo różne gatunkowo filmy od peplum przez spaghetti westerny aż po macaroni combat. W swoim przedostatnim dziele Parolini zaprezentował widzom przygodowe kino z Yeti w roli głównej. W kanadyjskich górach zostaje odnalezione zahibernowane ciało Yeti. Profesor Wassermann postanawia przywrócić Yeti do życia. Nie wie jednak, że zlecający mu pracę magnat Hannicut postanawia wykorzystać Człowieka śniegu do własnych celów. Cała opowieść to znana wszystkim historia pięknej i bestii. Ba to niemal kopia opowieści o King Kongu z tą różnicą, że tu mamy Yeti. Znając praktyki włoskich twórców/producentów z tych lat nie zdziwiłbym się gdyby była to ich odpowiedź na King Konga Guillermina. Jako, że już chyba niemal każdy zna tą historię film zwyczajnie nie wciąga. Twórcy w tej kwestii nie mają nic nowego do powiedzenia. Oczywiście zamiana King Konga na Yeti wprowadziła kilka zmian. Nasz olbrzymi przyjaciel nie został wyciągnięty z wyspy, a twórcy postanowili go rozhibernować w bardzo ciekawy sposób. Początkowa warstwa lodu została usunięta za pomocą miotaczy ognia, a samo obudzenie Yeti odbywało się w dopasowanej do wielkości potwora oszklonej klatce przyczepionej do helikoptera lecącego 10 tysięcy stóp na ziemią. Po co? Podobno dlatego by Yeti mogło swobodnie oddychać w naturalnej dla siebie wysokości bytowania. Dalej to już klasyka. Yeti jest prezentowane zebranym ciekawskim jednak szybko uwalnia się z klatki przy okazji porywając, wybaczcie jeśli się mylę córkę oraz syna profesora. W między czasie bestia zakochuje się w dziewczynie pokazując przy tym swoje dobre serce. Nieco oswojona bestia zostaje przewieziona do miasta gdzie znów sprowokowana przez ludzi zaczyna siać panikę w mieście. Niestety po krótkie sekwencji "zdrapywania" się z budynku następuje pół godziny nudy. Bestia się męczy a film staje w miejscu. Pojawiają się tu pewne zbiry chcące przeszkodzić naszym protagonistom jednak ma to wszystko jakieś drugorzędne znaczenie. W ostatnich 10 minutach zaczyna się coś naprawdę dziać. Yeti szaleje jak trzeba jednak znów na bardzo małą skalę. Jak to zwykle bywa plakaty bardzo koloryzują całą akcję, a w samym filmie działania Yeti są bardzo mało spektakularne. Sam Człowiek śniegu i jego design to beczka śmiechu. Wygląda on jak normalny człowiek tylko z większym owłosieniem całego ciała. Spotkałem się z opiniami, że wygląda on jak nieogolony Barry Gibb z zespołu Bee Gee. W większości kadrów dalekich czy ogólnych postać Yeti została przeniesiona z blue screenu. Ostateczny efekt wypada tu bardzo kiepsko. Obrys jest bardzo wyraźny, postać ewidentnie odcina się od tła. Zastosowano tu prawdopodobnie technologię znaną z filmów z lat 50 jak np. Zdumiewająco kolosalny człowiek. Dodatkowo mocno razi w oczy niekonsekwencja twórców co do wielkości potwora. Twórcy nie przyjęli chyba standardu co do rozmiaru bestii przez co w każdym kadrze wygląda on jakby miał inny wzrost. Strasznie irytujące są również wszelkie odgłosy wydawany przez Yeti. Brzmi to jak skrzyżowanie odgłosów słonia, lwa i jeszcze paru zwierząt. Rani uszy za każdym razem. I gdyby nie te dźwięki to można by się było przynajmniej uśmiechnąć na jego widok. Aktorstwo bardzo przeciętne, tak samo jak zdjęcia. Muzyka była albo skrajnie pompatyczna albo skrajnie melancholijna. Sam motyw muzyczny Człowieka śniegu przywodził mi na myśl muzykę z jakiegoś filmu historycznego. Sam miałem do czynienia z amerykańską wersją filmu trwająca 105 minut i jestem ciekaw czy w dłuższej włoskiej wersji nie znalazły się może jakieś krwawe sceny związane z atakami Yeti. Jednak i one z pewnością nie uratowały by tego dzieła. Sam się sobie dziwie, ze potrafiłem o nim tak dużo napisać. Parolini stworzył obraz bardzo mocno wymuszony rynkiem i ówczesną sytuacją we włoskiej kinematografii. Obecnie film może dostarczyć widzowi nieco radości gdy na ekranie pojawia się dość nieudolnie skomponowany z tłem Yeti. Jeśli ktoś chce koniecznie obejrzeć King Konga a la Italia to powinno mu się udać dotrwać do końca bez krwawiących oczu i uszu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones