PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=723705}

Zanim się pojawiłeś

Me Before You
7,5 186 330
ocen
7,5 10 1 186330
5,4 14
ocen krytyków
Zanim się pojawiłeś
powrót do forum filmu Zanim się pojawiłeś

bo trzeba to wkoncu powiedziec w tym slodko-sadystycznym kraju. Jako kaleka z 23 letnim doswiadczeniem moge przewidziec co sie stanie: paniusie se pojde na filmik powzdychaja "Jakie to piekne, bo on na wozku, ladny, ona ladna i wogole ta niepelnosprawnosc to nie przeszkoda w milosci!". Po czym seans sie skonczy, wyjda i pierwsza nadazajaca sie zwiazkowa okazje z prawdziwym niepelnosprawnym ( tak, tak, prawdziwym- nie na filmie lub ksiazce) odepchna paluszkiem "no, bo pewnie eunuch, podcierac go trzeba i wogole jakis taki nieatrakcyjne......nie jak w filmie". I wiecie co....nie mialbym pretensji o takie myslenie, wkoncu ludzie sa ludzmi. Tylko po co ta hipokryzja? Ci niezaradni i beznadziejni w Waszych oczach niepelnosprawni mezczyzni tez maja uczucia, od pieknych do bestialskich. Nie upokarzajcie ich dyplomatycznym "friendzonem". Wsadzcie ich od razu do kategorii 80letnich dziadkow, ktorzy sa uroczy, bo juz nie moga aby by chcieli, bo to jednak faceci. Jak macie uprawiac darwinizm seksualny to robcie to szczerze, bez hipokryzji.

deklinacja

Wszystko jest interpretacją. Jeśli ktoś przedstawia coś jako akceptowalne, normalne czy dobre, to pośrednio to coś promuje - pokazuje, że tak można. To w kwestii słownika. Z innych myśli: zakładam, że Twój światopogląd też wpływa na Twój sposób myślenia. To naturalne, tak samo jak naturalne jest traktowanie swojego własnego światopoglądu jako właściwego i nie wiem po co to roztrząsać. Zastanawia mnie tylko jeden drobiazg; skąd właściwie wiesz ile mam lat (i ile myślisz, że mam, bo to ważne)?

ocenił(a) film na 8
ghania

1. Ad promowanie cd. A w którym miejscu reżyser przedstawił coś z jednoczesnym nadaniem temu czemuś własnej oceny (typu: to jest przeze mnie akceptowalne/normalne/dobre)? Ja nie zauważyłam, żeby owemu przedstawianiu (bo, że taki fakt miał miejsce - z tym zgadzam się) towarzyszył jakiś jawny lub ukryty osąd/ocena reżysera. Czy jeśli w filmie dokumentalnym np. wojennym przedstawiane są obrazy śmierci ludzi, to samo to przedstawienie jest promocją zabijania?!
No przecież nie. Przedstawia się/pokazuje się jakieś zjawisko/a, jakieś działanie/a, jakieś postaci, czasami dodatkowo stanowisko/ poglądy/ uczucia tych postaci, ale to nadal jest TYLKO obraz tego, co istnieje. Interpretację, ocenę pozostawia się widzowi. Owszem są produkowane filmy faburalne (dokumentalne niestety zresztą też) ideologiczne, dydatyczne, z moralnym przesłaniem itd . Celem TAKICH filmów jest rzeczywiście promowanie określonych idei, określonej wiedzy, określonych wartości i stanowisk etyczno-moralnych. Ale ten film - moim zdaniem - nie mieści się w żadnej z tych kategorii. Jeśli uważasz, że mylę się, to proszę wskaż te sceny lub fragmenty filmu, które nacechowane są oceną/ poglądami reżysera i zarazem zawierają podpowiedź widzowi - jak on POWINIEN zinterpretować przekazane w tych obrazach intencje twórcy.
2. Ad roztrząsanie. Ja nie wiem, co jest naturalne, a co nie, mogę co najwyżej myśleć sobie, że to i to jest naturalne, a tamto nie, lecz myśląc tak, uwględniam to, że mogę się mylić, a Ty to uwzględniasz? Jednak wiem na pewno, że niczego w związku z Twoim światopogladem nie roztrząsałam - bo gdzie, w którym momencie (niby) miało to miejsce?
3. Ad drobiazg - zwracam Ci uwagę, że nie powiedziałam, że WIEM , że jesteś młodą osobą, a powiedziałam, że PRZYPUSZCZAM... Przy okazji - myślę, że wiele problemów w komunikacji między ludźmi wynika z tego, że powtarzając cudzą wypowiedź, nie robimy tego dokładnie. Zmiana nawet słowa może powodować zmianę znaczenia wypowiedzi. Wiedzieć/ myśleć/ przypuszczać to nie są synonimy. Dlatego napisałam, że PRZYPUSZCZAM - że jesteś młodą osobą i jednocześnie napisałam, że jesteś osobą wierząca ( w domyśle: wiem) - i tu podłam źródło tej wiedzy - czyli Twoje słowa.
A teraz konkretnie - ponieważ NIE WIEM, ile masz lat, nie jestem w stanie precyzyjnie podać liczby. Ponieważ PRZYPUSZCZAM, że jesteś młoda - to mogę jedynie spróbować oszacować Twój wiek/ podać górną jego granicę. Zatem :) - dalej przypuszczam, że nie liczysz sobie więcej niż 35 wiosen, a może sporo mniej.... :).
Dodam tylko, że wiek metrykalny niekoniecznie ma znaczenie jeśli chodzi odbiór danej osoby w kategoriach: dziecko, młody, dojrzały, starszy, sędziwy. Metrykalnie można mieścić się w kategorii "starszy", a mentalnie/ emocjonalnie plasować się w kategorii " dojrzały" lub nawet "młody" i odwrotnie. Nieprawdaż? :)
A dlaczego ważne jest to, ile myślę, że masz lat? (I przepraszam za tę niepoprawną konstrukcję zdania, ale chodziło mi o to, żeby dosłownie powtórzyć Twoją wypowiedź)

deklinacja

Nie chcę się spierać ze słownikowym znaczeniem słowa "promować". Dla mnie przedstawienie decyzji bohatera w sposób tak nieuchronny, i ta ostateczna zgoda jego otoczenia na to, co się stało, ostatnia scena w Paryżu, kiedy Lou czyta list, świadczy o tym, że ogólny wydźwięk filmu ja osobiście odbieram w taki a nie inny sposób. Tak, przyjmuję, że mogę nie mieć racji. Jednakże dotychczasowe argumenty, z którymi się zetknęłam, nie przekonały mnie do zmiany zdania. Więc na razie roboczo przyjmuję, że to ja mam rację, tak jak inni, którzy się ze mną nie zgadzają przyjmują, że to oni mają rację. TO nazywam naturalnym zjawiskiem. Nie odbieram innym prawa do własnej opinii (jeśli któraś moja wypowiedź pozostawiła takie wrażenie, to przepraszam, nie taki był mój zamiar). A dlaczego uważam za ważne to na jaki wiek szacujesz moje wypowiedzi? Otóż, nie pierwszy raz czytam zdanie o tym, że myślę tak jak myślę bo jestem młoda, a nie wiem, co to właściwie znaczy dla osób które to piszą. Ja sama już od pewnego czasu za młodą się nie uważam. Stąd moje pytanie. Bo może faktycznie jestem infantylna i czas naprawdę dorosnąć. Jesteś pierwszą osobą, która mi na to pytanie odpowiedziała i za to dziękuję.

ocenił(a) film na 8
ghania

Piszesz: "Nie chcę się spierać ze słownikowym znaczeniem słowa "promować"." Chciałabym wiedzieć, co to znaczy? Czy w ten sposób próbujesz mi przekazać, że użyłaś słowa "promować" nadając mu własne znaczenie, inne niż to, o którym mówią słowniki? Drążę ten aspekt Twojej wypowiedzi, bo - jak pisałam - stanowił on dla mnie jedyny powód podjęcia z Tobą dyskusji.
Może wobec tego inaczej wyjaśnię, dlaczego ta kwestia jest dla mnie istotna.
Jestem wyczulona i reaguję irytacją na przekazywane mi przez jakiekolwiek medium (film, ksiażkę, radio, telewizję, gazety) treści z mniej lub bardziej ukrytymi zaleceniami co do tego, jak mam myśleć, co powinnam robić, jaki powinnam mieć do czegoś stosunek.
Cenię takich twórców ( w szerokim rozumieniu tego słowa) którzy przekazują mi tylko czyste informacje (również w szerokim znaczeniu tego słowa) a wnioski pozwalają wyciągać samej bez popychania mnie w którąkolwiek stronę.
Kiedy czytam komenatrze tutaj pod jakimś filmem (a dość często to robię) bez cienia zastrzeżeń przyjmuje wszystkie te, w których osoba komentująca mówi o sobie, o swoich wrażeniach, o swoich odczuciach, o swoim rozumieniu przedstawianych w filmie treści, bez próby obiektywizowania tych subiektywnych wrażeń i ujmowania ich w komunikat: tak jest..., tak nie jest..., tak powinno być, tak nie powinno być. Jestem w stanie przyjąć również i taki komentarz, ale pod warunkiem, że ktoś wskaże mi bardzo solidne podstawy uprawniające go do tego rodzaju wypowiedzi.
Kiedy piszesz o decyzji odebrania sobie życia przez Willa, że: "... wydaje mi się niewłaściwa. Więcej, uważam ją za nieodwracalny, najpoważniejszy z błędów...", to nie czuję żadnego sprzeciwu wobec takiego przekazu, ale gdy piszesz dalej: ".....najpoważniejszy z błędów, którego NIE POWINNO SIĘ PROMOWAĆ..." To po pierwsze - sugerujesz, że w filmie "wciskano" widzowi właśnie to, jak ma myśleć, czuć, jakie stanowisko powinien zająć wobec decyzji Willa, a po drugie sama wskazujesz, co powinno, a czego nie powinno się robić... W ten sposób zmieniasz pozycję z : ja tak myślę, ja tak czuję, ja tak sądzę na pozycję: wy ludzie tak powinniście myśleć, tak powinniście czuć, tak powinniście robić..... Owa zmiany pozycji przy dzieleniu się z innymi sobą (swoimi odczuciami, wrażeniami, przekonaniami itd) wzbudza moje, delikatnie mówiąc, zastrzeżenia.
A uzsadnieniem mojego twierdzenia, że film jednak niczego z tego, co Ty sugerujesz, nie promuje, niech będzie scena rozmów w domu rodzinnym Luo przy posiłku po jej powrocie z "wakacji" z Willem. W tej rozmowie reżyser głosem postaci przedstawia RÓŻNE STANOWISKA. Matka Luo reprezentuje podobne do Twojego, bowiem do siostry Luo na jej uwagę, że to jest decyzja Willa, odpowiada: "Niektórych decyzji nie możesz podejmować... Nie myśli trzeźwo... (Will). Tacy ludzie nie powinni mieć prawa..." i - na wypowiedź siostry Luo: "Mamo, to jest skomplikowane" mówi: "Nie, nie jest, jest proste" i dalej do Luo: "Nie możesz w tym uczestniczyć. To niczym nie różni się od morderstwa"
Kolejna scena pokazuje INNE STANOWISKO reprezentowane przez ojca Luo. Luo obwinia się o to, że nie była w stanie zmienić decyzji Willa, choć bardzo się starała. Komentarz ojca następujący: "Kto twierdzi, że zawiodłaś". Nie sądzę, by ktokolwiek na świecie mógł naklonić tego mężczyznę do zmiany zdania". ".... Nie możesz zmienić ludzi". "A co możemy zrobić? - pyta Luo. "Kochać ich" - odpowiada ojciec.
Racje rozłożone są jest po równo - nie widzę przegięcia w żadną stronę. Widz może wybrać, która z przedstawionych racji jest mu bliska. Zatem nie mam wrażenia, żeby doszło w tym filmie do promocji jakiegokolwiek stanowiska. Oczywiscie można by próbować zbić tę moją argumentację powołaniem się na fakt, że reżyser jednak wysyła Luo z Willem do Szwajcarii, ale znowu wystarczy uważnie przyjrzeć się i zachowaniu Luo przy łózku Willa i zachowaniu rodziców, żeby zauważyć, że oni wszyscy nadal bardzo przeżywają jego decyzję. Nie ma w tej scenie akceptacji czynu, jest tylko bolesne pogodzenie się z jego decyzją. Rodzice i Luo nie są już w stanie niczego, co nie byłoby gwałtem na Willu, zrobić. Mogą tylko "go kochać" do ostatniej chwili.
Ale na koniec zapytam jeszcze tak: gdybyś to Ty była reżyserem filmu, to w jaki sposób pokazałabyś ten niezwykle skomplikowany problem, by nie był promocją czegokolwiek poza "refleksją nad.."?






ocenił(a) film na 8
deklinacja

errta: jest Luo, winno być Lou
(Tak mają dyslektycy :) )

deklinacja

Nie poczułaś, że reżyser coś Ci wciska. A ja subiektywnie poczułam. To właśnie mam na myśli. A ze swoich subiektywnych odczuć, w innym miejscu tej dyskusji wytłumaczyłam się już wystarczająco, mam nadzieję.

ocenił(a) film na 8
ghania

Ok, rozumiem, że tym sposobem zakończyłaś dyskusje ze mną? Nie widzę kontrargumentów , a jedynie podsumowanie, co traktuję jako zamknięcie.
[I na marginesie - dyskusja z czyimiś poczuciami , odczuciami, uczuciami, a także z wiarą, czego by ona nie dotyczyła (to ta sama sfera psychiki) do niczego konstruktywnego nie prowadzi. (Tako rzecze pierwsze prawo ;) psychologiii) Czym innym jest dyskutowanie z czyimiś wrażeniami, przemyśleniami, opiniami, ocenami]

deklinacja

Późno, bo późno, ale pozwolisz, że dopytam o Twoje zdanie względem jednego z twierdzeń, które się w tej szerokiej dyskusji pojawiło. Pominę kwestię promowania (czy też nie) pewnych idei. Czy samobójstwo (w filmie: eutanazja) to rzeczywiście zawsze ucieczka?

ocenił(a) film na 8
Jaret

Hm, w moim myśleniu o motywacjach ludzi, którzy zamierzają odebrać sobie życie lub tych, którzy to zrobili, nie ma miejsca na tego typu oceny. Taką oceną ("ucieka/ wybrał ucieczkę") - moim zdaniem- w guncie rzeczy odcinamy się tylko od drugiego człowieka.
Zatem w sytuacjach, gdy ktoś nawet tylko myśli o odebraniu sobie życia, nie pytam czy ucieka i od czego, a pytam: co dzieje się w jego życiu i jak on sam to odbiera...
Rozumienie ludzkich motywacji/zachowań jest dla mnie ważniejsze niz ich kategoryzowanie/ klasyfikowanie.
To tyle -w ogromnym skrócie.
Jeśli ta skrótowość spowodowała, że masz wrażenie, że w gruncie rzeczy nie odpowiedziałam na Twoje pytanie, to spróbuj je, proszę, przeformułować lub opatrzyć wiekszym poprzedzającym komentarzem.

Kończąc - tylko z jedną oceną Ghani zgadzam się całkowicie- odebranie sobie życia to OSTATECZNY czyn, dramatyczny, NIEODWRACALNY sposób poradzenia sobie z sytuacją, w której ktoś się znalazł.
Bywa, że istnieją inne rozwiazania niezauważane przez potencjalnego samobójcę, bywa, że nie istnieją... Dlatego, myślę, tak istotna jest uważność w kontakcie z drugim cżłowiekiem, rozmowa z nim, dotarcie do istoty jego motywacji, i ewentualna pomoc w poszukaniu innych rozwiazań. A oceny wpychają tylko tego czlowieka (lub, po jego smierci, najbliższe otoczenie) w poczucie bycia nierozumiany, poczucie winy i jeszcze większą samotność.

deklinacja

Z początku rzeczywiście pomyślałem, że po mistrzowsku uniknęłaś odpowiedzi na moje pytanie ;-). Przede wszystkim jednak dziękuję Ci za odpowiedź taką jaką mogłaś mi udzielić. O samobójstwie pomyślałem w nieco szerszym aspekcie. Nie przepadam bowiem za patrzeniem na tego typu czyn w kategoriach grzechu. W takiej bowiem sytuacji można by to odebrać jako manipulację, z góry narzucone zasady odnośnie tego co dobre i tego co złe bez ujęcia w szerszej, dotyczącej konkretnej osoby perspektywie. Moim zdaniem twierdzenie wówczas, że mamy do czynienia z ucieczką oznacza, że uciekamy właśnie od przestrzegania pewnych zasad i postrzegamy sam czyn, jak i osobę, która go popełniła przez pryzmat jej egoizmu (o czym w tym wątku już było). Czy nie spłycamy w ten sposób problemu?

ocenił(a) film na 8
Jaret

Ok :), chociaż – jak pisałam poprzednio – staram się unikać oceny – a zwłaszcza moralnej samobójczego czynu i jego autora , to jednak spróbuję teraz głośno nad tym pomyśleć. (Inaczej mówiąc pomyślę nad tym, czy spłycamy w ten sposób problem czy nie? :))

Płaszczyznę religii oczywiście zostawiam odłogiem, bowiem gdybym pozostała na niej, to z założenia winnam ;) porzucić wątpliwości, wszelkiej maści dywagacja i autonomiczny wybór z wielości dróg myślowych.
Wszak funkcjonowanie osoby należacej do wspólnoty wyznaniowej podlega ścisłym regulacjom i regulacje te obejmują również procesy poznawcze. (Patrz np.: wspólnota katolicka, (i choćby) akt pokuty w trakcie mszy świętej czyli spowiedź powszechna, tekst: „Spowiadam się (… ), że bardzo zgrzeszyłam, MYSLĄ, mową i uczynkiem…”

Ale proponuję w tym głośnym myśleniu zmianę perspektywę z interpersonalnej na intrapersonalną. Czyli podjęcie działania polegającego na chwilowym zawieszeniu oglądu i oceny/osądu cudzych zachowań i skupieniu się na oglądzie własnego procesu oceniania oraz dotarciu do jego podstaw.

Gdy zmienię ową perspektywę, to zauważam, że u źródła negatywnej oceny aktu samobójczego , np. traktowania tego zachowania jako wyraz egoizmu, leży , o ironio, mój własny egoizm.
Akt taki, bowiem, uderza w MÓJ obraz świata, narusza MOJĄ równowagę emocjonalną, w tym: szczególnie MOJE poczucie bezpieczeństwa, dotyka MOJEGO systemu wartości.
Mówiąc krótko i dosadnie - potępiam samobójcę , ponieważ zamiast MNIE wybrał siebie, nad MOJE potrzeby, wartości, uczucia, postawił SWOJE potrzeby, swoje wartości, swoje uczucia.
Jeśli byłam zaangażowana w relacje z nim i włożyłam w tę relację SWÓJ czas, SWOJĄ energię, SWOJE uczucia, to on „wyprowadzając się” ostatecznie, uniemożliwił MI odebranie „należnego”..
To wszystko składa się na wielką „krzywdę”, którą unicestwieniem swoim uczynił MI, zatem oczywiscie zasługuje, by nazwać go: egoistą, tchórzem , nieodpowiedzialnym człowiekiem uciekającym od zobowiązań, sprzeniewierzającym się zasadom.

Ale czy jeśli tak myślę, to nie stawiam właśnie SIEBIE NAD NIM?!

Na koniec powiem coś, co może wydać się mocno kontrowersyjne : uważam, że nawet potrzeba niesienia pomocy osobie, która myśli o odebraniu sobie życia , ewentualne usilne szukanie sposobu na zmianę jej decyzji i bezwzgledne, bezrefleksyjne powstrzymywanie jej od tego czynu, bierze się w dużej mierze z egoizmu.
Ale już próba przyjęcia na chwilę… dłuższą… - jej perspektywy, możliwie najgłębsze jej poznanie ,rozumienie i ”czucie", bez ocen, bez moralizowania, bez naciskania jest - myślę- wyrazem gotowości do przekraczania siebie, do wychodzenia poza własny egoizm.
Przyznaję, to niezwykle trudny proces…
A gdy kończy się pogodzeniem z jej decyzją, staje się również niezwykle bolesny.

Czy to, co wyzej napisałam jest satysfakcjonującą Cię odpowiedzią na Twoje pytanie?

deklinacja

Tak, jestem usatysfakcjonowany :-). O tyle bardziej, że Twój sposób myślenia "zazębia się" z moim. Pomijając na chwilę kwestię samobójstwa bliskiej nam osoby, dochodzimy bowiem do wniosku być może banalnego i prostego, ale miałem właśnie wrażenie, że nasi przedmówcy o nim kompletnie zapomnieli. W Twojej wypowiedzi dostrzegłem nadzieję i się nie pomyliłem ;-). Nikt bowiem poza Tobą, w rozważaniach nad filmem i poruszanymi w nim kwestiami, nie wyszedł poza własny egoizm. Wszyscy patrzyli, chcąc nie chcąc, przez pryzmat bohaterki i z jej perspektywy, do której było im zdecydowanie bliżej, i tak też ocenili sam czyn samobójczy. Dziękuję raz jeszcze za miłą konwersację i do usłyszenia przy komentowaniu innych ciekawych filmów :-).

ocenił(a) film na 8
Jaret

I ja dziekuję i do.... :)

ocenił(a) film na 5
ghania

Nie ujęłabym tego lepiej :)

Fink_2

UWAGA SPOILER PIERWSZEJ I DRUGIEJ CZĘŚCI KSIĄŻKI !!!!



Zgadzam się w Twoją opinią, jak i z tymi powyższymi i poniższymi. Książka i jej filmowa adaptacja wzbudzają w odbiorcach wiele emocji, zarówno pozytywnych, jak i tych negatywnych. Will powiedział Lou, że nie chce z nią zostać, żeby jej nie ograniczać, a tak naprawdę to dzięki niemu Lou próbowała nowych rzeczy (koncerty, wycieczki, nurkowanie itp.) To prawda, że umrzeć można w każdej chwili i czas jaki spędziłby jeszcze z Lou na pewno nie byłby zmarnowany. Może byłby związany z większym lub mniejszym bólem. ale tego nie wiedział. Mógłby się przekonać, ale po prostu nie zależało mu na tym i nie chciał. Taką podjął decyzję i można się z nią zgodzić lub nie. Prawda jest taka, że po jego odejściu Lou nie zrobiła nic ze swoim życiem. Utknęła w podobnym miejscu w jakim była przed poznaniem Willa. To on jej dawał odwagę do poznawania czegoś nowego. Wraz z odejściem Williama straciła odwagę. To jak zostało przedstawione (w drugiej książce) życie Lou po odejściu Willa jest dowodem na to, że niektóre historie nie powinny mieć swoich kontynuacji. Moim zdaniem autorka pisząc drugą część książki, całkowicie ją ,,zbezcześciła,,. Cała ,,magia,, bądź wyjątkowość pierwszej części ulotniła się wraz z przeczytaniem drugiej. Moim zdaniem, ten kto czytał pierwszą część, bądź oglądał film i jest zadowolony lepiej niech na tym poprzestanie. Żałuję, że przeczytałam drugą część, która jest całkowicie bez wyrazu i opisuje bohaterów w samych złych superlatywach.

Ale to wszystko to tylko i wyłącznie moją opinia i mogą się trafić takie osoby, które się z nią nie zgodzą, więc proszę o jak najmniejszą krytykę :) Pozdrawiam wszystkich.

Suupeer

Dzięki za informację. To mnie chyba powstrzyma od dalszej lektury ;) I tak już jestem zbyt emocjonalnie nastawiona do tej historii, więc jeśli jeszcze okaże się, że to wszystko było na darmo, to wolę nie czytać dalszego ciągu. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 6
Suupeer

nie ma czegoś takiego jak "złe superlatywy".

manowce

Dziękuję za zwrócenie uwagi :) Wiele razy spotkałam się z takim określeniem choć może niekoniecznie jest ono poprawne. Dla mnie jest swego rodzaju metaforą :) Proszę o nie obrażanie się za użycie takiego określenia :) Pozdrawiam

manowce

Dziękuję za zwrócenie uwagi :) Wiele razy spotkałam się z takim określeniem choć może niekoniecznie jest ono poprawne. Dla mnie jest swego rodzaju metaforą :) Proszę o nie obrażanie się za użycie takiego określenia :) Pozdrawiam

ghania

Bzdury. Lewitujesz w swiecie idei i wartosci, ktore wywoluja bunt wobec okrutnej prawdy - przyziemne problemy ( fizycznosc, bol, pozadanie) zawsze cie pokonaja. Ciesze sie, ze takie bylo zakonczenie filmu. Jakkolwiek bardzo smutne, to jednak nie naiwne oraz zawierajace wlasnie ten przekaz.

smakoczki

Nie wiesz, co mnie pokona. Ja też nie wiem. Ale wiem, że gdyby nie idee i wartości, wśród których, jak twierdzisz, "lewituję", już bym nie żyła. Nie będę porównywać się, do bohatera tego filmu, ale miałam w swoim życiu czas, gdy nie chciałam żyć. Przez kilka miesięcy wyobrażałam sobie swoją śmierć, rozważałam pomysły na samobójstwo i nie byłam w stanie uwierzyć, że czekają mnie w życiu jakieś dobre rzeczy. Nie zabiłam się w zasadzie tylko z jednego powodu. Bo wierzyłam, że byłby to jedyny grzech, z którego nie mogłabym się już wyspowiadać. Dzięki temu przekonaniu dzisiaj oddycham. Jeśli ktoś z tego kpi i nazywa bzdurą, to dla mnie znak, że nie ma o niczym pojęcia, a już na pewno nie ma pojęcia o mnie i nie ma prawa mnie oceniać. Bo być może nie jestem najszczęśliwszą osobą świata, ale od czasu, gdy nie chciałam żyć, doświadczyłam wielu dobrych rzeczy, które wtedy wydawały mi się absolutnie nierealne.

ocenił(a) film na 5
ghania

Absolutnie się zgadzam! Uwielbiam dramaty, ale ten film, jak żaden inny do mnie nie trafił. Nie jestem w sytuacji Willa, ale śmierć to jedyna pewna rzecz w świecie, mamy jedno życie i nie potrafię poprzeć jego decyzji, tym bardziej po zakochaniu się w Lou. Film za bardzo trąci mi sprzedawaniem eutanazji.

ocenił(a) film na 9
ghania

SPOILER no ale tylko moje przemslenia ...strasznie mi przykro , że film i ksiazka skonczyly sie tak ostatecznie dla Willa ale w sumie ona go karmila , Nathan go mył zmienial cewniki itp. to akurat jest lepiej opisane w ksiazce, ale wystarczylo przeziebienie i goraczka, zapalenie płuc , cokolwiek i stałaby w zawieszeniu , czy to już koniec , jak on bedzie funkcjonowal po takim czy innym zdarzeniu , a poza tym film nie podaje dokladnie tego , że bolał go brzuch od siedzenia na wózku, ciągłe zapalenia pecherza , wrzody żołądka, pieczenie dloni i stop, choc przeciez nie powinien ich czuc , skurcze i cale mnóstwo dolegliwosci , które jeszcze mialy nadejsc , a ona by byla przy nim w szpitalu i byc moze ten widok pszysporzyl by jej wiecej cier

ANULKA870

To co piszesz o książce, może zmieniać ocenę sytuacji. Nie czytałem książki i z tego co widzę jest jak zwykle, scenariusz filmu nie jest w stanie oddać tego co autorka zapisała na kartach. A mówią, że obraz jest wart tysiąca słów :)
W tym wypadku można by mieć trochę pretensje, bo z tego co doczytałem to przy scenariuszu pracowała właśnie autorka książki.
Ale co innego chciałem napisać. Dla mnie albo film niesie jakiś przekaz albo jest czystą rozrywką w stylu głupkowatej, śmiesznej komedii - choć czasem i tam ktoś stara się coś przekazać. Ten film ewidentnie ma nieść za sobą refleksję. Wiem, że jeśli czytało się książkę nie można zapomnieć co w niej było i nawet mimo woli odnosi się to do filmu. Zakładam jednak, że większość widzów nie przeczytała i nie przeczyta książki. W filmie, są więc zawarte najważniejsze z punktu widzenia twórców przesłania, te które mają trafić do widzów. Wydawało mi się, że takim filmem można narzucić ludziom sposób myślenia np. na temat eutanazji. Teraz nie jestem pewien. Staramy się tu na forum roztrząsać co myśleli i czuli bohaterowie, i w ogóle jest to fajna sprawa, bo można zrozumieć, że na tą samą rzecz czy fakt pokazany na ekranie każdy patrzy przez pryzmat swoich osobistych doświadczeń czy poglądów. Właśnie dla tego jestem na forum by sprawdzić czy moje odczucia zgadzają się z tym co zobaczyli i odczuli inni.
Ciągle jednak (patrząc np. na krótkie komentarze filmu na stronach kin) mam taką obawę, że większość ludzi "łyka" przekaz filmu nie zdając sobie sprawy z tego, że jakiś przekaz był. Jeśli tak, to nie ma znaczenia czego autorka nie zdołała pokazać w filmie. Ważne jest to, co z książki w tym filmie zostało.
Zdaję sobie sprawę, że to moje osobiste "skrzywienie" patrzeć na film w ten sposób :) Na swoje usprawiedliwienie mam to, że po tym jak dowiedziałem się, że ministerstwo edukacji wykupiło sobie kiedyś scenkę "jak to wspaniale jest posyłać 6-latki do szkoły" w jednym z popularnych seriali, staram się bardziej zastanawiać nad tym co oglądam.

ocenił(a) film na 9
Fink_2

przede wszystkim to nie film o umieraniu , to film o tym by żyć teraz , chwytać okazje nie zaprzepaszczac szans bo pozniej może braknąć czasu i okazji na życie

film o tym jak żyć pełnią życia i nie bać sie tego co może sie nie udać , ale bać sie tego , że można żałować kiedyś tego czego sie nie spróbowało, no albo już raczej książka , film troche mniej

ANULKA870

A dla mnie ten film wcale nie jest o życiu. Może miał taki być, ale mam wrażenie, że to nie wyszło. Moim zdaniem to jest film o tęsknocie i utracie nadziei. Być może Lou będzie kiedyś żyła pełnią życia, ale gdzieś w tle zawsze już będzie tęsknota. Pewnie jest o tym w drugiej książce, której nie czytałam.

ocenił(a) film na 9
ghania

no moZe bardziej książka , a na drugą czekam ale jakos listonosz nie spieszy sie

ANULKA870

UWAGA SPOILER !!!


Dokładnie tak jak napisałaś. Jestem fanką filmów typu happy end jednak trzeba spojrzeć na to wszystko realnie. W filmie nie ma pokazanych wszystkich przykrych aspektów i powikłań związanych z jego niepełnosprawnością. Tak, więc sama miłość nie wystarczy do pełni szczęścia. W książce jest szczegółowo opisane, że Will próbował wcześniej popełnić samobójstwo, rozrywając swoje nadgarstki o gwóźdź wystający z domowej belki. Moim zdaniem nowa miłość na pewno nie pomogłaby a tym bardziej nie zmieniłaby jego decyzji o zakończeniu bolesnego i przykrego życia. Sam Will powiedział, że nie robi nic, tylko egzystuje. Może, gdyby był sparaliżowany w mniejszym stopniu czyli od pasa w dól, to zmieniłby zdanie. Jedno tylko nie przemawia do mnie a mianowicie tłumaczenie Willa, że nie może żyć z Lou bo nie chce ją ograniczać. A prawda jest taka, że Lou będąc z nim dokonała więcej niż po jego odejściu. Polecam wszystkim osobom, którym podobał się film, aby przeczytały książkę Jojo Moyes "Zanim się pojawiłeś". Dzięki temu dowiedzie się więcej szczegółów niż w filmie.

Jednak ostrzegam przed czytaniem drugiej części "Kiedy odszedłeś". Moim zdaniem książka jest wielkim rozczarowaniem i z tą fabułą w ogóle nie powinna powstać. Cały urok pierwszej części znika po przeczytaniu drugiej. Kompletnie nie mam pojęcia co autorka miała na myśli pisząc taką kontynuacje. Czytając drugą część miałam wrażenie, że nie ma ona praktycznie nic wspólnego z pierwszą częścią a bohaterowie zostali w niej przedstawieni w fatalny sposób. W szczególności Will, którego autorka opisuje jako totalnego chama i łajdaka. A niby nie mówi się ( w tej sytuacji to nie pisze się ) źle o zmarłych. Lou natomiast cofnęła się do początku czyli utknęła w sklepiku i nic nie zrobiła ze swoim życiem po śmierci Willa i po powrocie z Paryża. Kompletna porażka i dowód na to, że niektóre historie nie powinny mieć swoich kontynuacji.

Tyle ode mnie. Jest to tylko i wyłącznie moja subiektywna opinia. Pozdrawiam

ocenił(a) film na 9
Suupeer

a mi kontynuacja sie podoba , ale faktycznie pierwsza czesc traci troche magii w zderzeniu z drugim tomem, mimo wszystko jest to miła i ciepła historia momentami zabawna a momentami wzruszajaca , jednak ME BEFORE YOU to dalej mistrzostwo swiata i nic nie jest w stanie zmienic mojej opini

ocenił(a) film na 6
ghania

a ja myślę, że film w końcu pokazuje coś realnego: że miłość to nie jest magiczne lekarstwo, które wszystko leczy i naprawia.

manowce

Może miłość nie leczy wszystkiego i nie naprawia, ale jestem zdania, że wiele rzeczy ułatwia, a wiele innych, czyni możliwymi do zniesienia. Jest ogromną wartością sama w sobie i wiele innych spraw przy niej blednie. Tak właśnie myślę.

manowce

Może i miłość nie leczy wszystkiego i nie naprawia, ale na pewno wiele rzeczy ułatwia, a inne czyni po prostu znośnymi. Miłość jest wartością sama w sobie. A ten film moim zdaniem odbiera jej jakąkolwiek wartość. Tak ja to odbieram.

ocenił(a) film na 6
ghania

miłość jest wartością i ma znaczenie, ale film pokazuje, że to nie jest rozwiązanie wszystkich problemów. i bardzo dobrze! we wszystkich filmach wystarczy pocałunek księcia, żeby życie zamieniło się w sielankę. to kompletna bzdura, bo ludzie, którzy mają problemy nie przestaną ich mieć tylko dlatego, że kogoś poznali. czemu film odbiera miłości wartość? bo nie pokazuje jej jako magicznego specyfiku na "całe zło"?

manowce

Nie. Nie dlatego że nie jest lekiem. Ale dlatego, że ze względu na to "całe zło" ktoś jest w stanie z niej zrezygnować. Ja tego nie rozumiem.

ocenił(a) film na 6
ghania

czyli Twoim zdaniem chora osoba ma się zmuszać do egzystowania w nieustannym bólu, "bo miłość"? może i zakochanie sprawia, że psychicznie czujesz się lepiej, ale nie leczy fizycznego bólu, paraliżu, infekcji ani innych rzeczy, które zamieniają życie w pasmo cierpienia. mówisz z perspektywy osoby, która jest w pełni zdrowa i nie zmaga się od kilku lat z CODZIENNYM i CAŁODZIENNYM fizycznym cierpieniem. na to żadna miłość nie pomoże.

manowce

Nie jestem sparaliżowana, to fakt, ale skąd właściwie wiesz, że jestem "w pełni zdrowa i nie zmagam się z fizycznym cierpieniem"? Zakładasz to. Tak samo jak zakładasz, że jestem gówniarą, bo mój światopogląd nie przystaje do Twojego światopoglądu osoby dojrzałej.

Już wielokrotnie w tym temacie pisałam jakie jest moje zdanie i nie chce mi się powtarzać tego po raz kolejny. Uszanuj proszę moją opinię i ciesz się własną. Jeśli nie jesteś sparaliżowana od szyi w dół (czego nie wiem, ale mam nadzieję, że nie jesteś) to tak samo jak ja w tym momencie możesz sobie tylko wyobrażać, co czuł bohater tego filmu. I tak samo jak ja tylko snujesz teorie o intensywności jego przeżyć (zarówno tych bolesnych jak i przyjemnych). Możesz opierać się na zeznaniach osób, które tego doświadczyły, ale nie możesz tego odczuć i wiedzieć, co mogłabyś znieść, a czego nie. Przeczytaj ze zrozumieniem wszystko co w tym temacie napisałam, to może zrozumiesz mój tok myślenia. Nie musisz go przyjmować, ale nie każ mi przyjmować swojego.

ocenił(a) film na 6
ghania

tylko osoba niedojrzała może twierdzić, że miłość jest wystarczającym powodem, by żyć w cierpieniu. tyle.

ocenił(a) film na 7
Inna_odInnych

Ponoć ponad 90% kobiet, gdy ma faceta, który zostanie sparaliżowany odchodzi od niego,
gdy wiek kobiety jest między 20-30. Nieważne czy to związek chłopak/dziewczyna czy mąż/żona.

Oczywiście im kobiety starsze tym mniej wredne, ale jednak to pokazuje jaką bajeczką jest miłość.

Kobiety łatwe są, bo ktoś ich przyciągnie:
1) Próżnością (dobrym wyglądem)
2) Cwaniactwem (przebojowym charakterem)
3) Egoizmem (Kasą)
Gdy braknie tego atutu kobieta ucieka.

ocenił(a) film na 5
elgina

Film bardzo spłycił fabułę, w książce to wszystko miało sens. W filmie też ma, jeśli czyta się między wierszami, ale jest trudniej do odnaleźć.

SPOILER!!!! ---->
.
.
.
.
.
Sam nie kochał Lou, nie miłością mężczyzny do kobiety, może trochę, ale nie w taki sposób, żeby nagle porzucił pragnienie śmierci. On widział w niej zagubioną dziewuszkę, która nie widziała świata, nie zna życia. Rozpromieniała swoją energią i dziecinnym spojrzeniem na świat jego ostatnie dni, bardzo się do siebie zbliżyli, ale nie był to poryw serca kochanka. On robił to wszystko - wyjścia, wycieczki, imprezy - tylko po to, żeby jej pomóc. Tak jak rodzic pomaga dziecku. Przeanalizujcie krok po kroku wydarzenia. Już po pierwszej wpadce [wyścigach konnych] Sam miał dość. Nie chciał wychodzić, bawić się. Ale widział zafascynowanie i radość w oczach Lou. Chciał, żeby przy nim skosztowała tego, co umyka jej przed nosem. Pokazał jej muzykę, zabawę, emocje jakie niesie za sobą życie. Za każdym razem poświęcał się, żeby ona mogła żyć. Wesele? Nie dbał o swoje życie, o to, że będzie cierpiał, jeśli Lou nie zaopiekuje się nim właściwie, wręcz sam zachęcał ją, żeby się zapomniała, napiła, zabawiła.
Cały sens tej historii nie opiera się wbrew pozorom na motywie 'ona kocha kalekę pomimo paraliżu, a on głupi i tak nie chce żyć'. To historia o tym, że nigdy nie wiadomo, ile czasu nam jeszcze zostało, więc trzeba czerpać z życia pełnymi garściami, póki to możliwe. I tak na prawdę, to Sam zaopiekował się Lou, nie odwrotnie. Pokazał jej życie, a potem odszedł. On nigdy nie zmienił zdania, nigdy nie planował żyć dłużej niż uzgodniony z rodzicami czas.

W tej historii nie ma ani grama romansu osoby sparaliżowanej ze zdrową kobietą, no może poza jednostronnym.

----> KONIEC SPOILERA

ocenił(a) film na 5
Veleha

* Oczywiście nie Sam, tylko Will, wymieszałam imiona aktorów z postaciami :)

ocenił(a) film na 9
Veleha

no myśle, ale mimo ,że on nie mówił o miłości to nie wydaje mi sie , żeby to było tylko ze strony Lou

ocenił(a) film na 7
Veleha

Zastanawiam się czy niektorzy tu naprawde odnoszą się do filmu, czy raczej do swojego ewidentnie zbyt subiektywnego wyobrażenia o postaciach i fabule. Ten Will, który wyznał Lou, że już od pierwszego spotkania go poruszyła, niewątpliwie wytrącony przez nią z równowagi podczas sceny na plaży, wołający za nią, pozornie ale jednak wciąż skutecznie panujący nad sobą w zetknięciu z rodziną, starymi przyjaciółmi, a zupełnie poniesiony przez emocje wywołane przez dyskusje z Lou nie był w niej zakochany? Traktował ją z góry? Jak dziecko? Można rozważać czy ją prawdziwie kochał, ale zaprzeczenie zakochaniu to zignorowanie emocji jakie odegrał (swoją drogą bardzo autentycznie) aktor. Może w książce wyglądało to inaczej, ale wątpie, bo przecież to romans i jest to wyeksponowane od pierwszych chwil.

ocenił(a) film na 7
Golden_Rose

ja też dziękuje za spoiler.... :/

Golden_Rose

ZGADZAM SIĘ Z TWOJĄ WYPOWIEDZIĄ W 110%!!! Książki nie miałem okazji przeczytać ale byłem dzisiaj w kinie i jest wszystko pokazane tak właśnie jak napisałaś. Końcówka filmu mnie bardzo zaskoczyła ponieważ myślałem że zmieni on zdanie i nie popełni tego samobójstwa. Film bardzo dobrze zrobiony, polecam wszystkim fanom tego gatunku filmów.

ocenił(a) film na 8
Golden_Rose

Niestety doczytałem o eutanazji, przyjemność z oglądania filmu o polowe mniejsza. Zbanujcie go

ocenił(a) film na 8
Golden_Rose

Czy aby na pewno eutanazja jest głównym problemem?

Tyle już napisano, że więcej nie popsuję - co najwyżej mogę zachęcić zniesmaczonych problematycznym spoilerem do poszukiwań własnych wyjaśnień końcówki filmu. Jest mi przy tym zupełnie obojętne, czy spoiler pojawił się w Twojej wypowiedzi, czy dopiero w komentarzach do niej.

Muszę zastrzec, że filmu nie widziałem a książkę czytałem wyłącznie w oryginale - zarówno film jak i polskie tłumaczenie z całą pewnością odbiegają od oryginału. Podobnie polskie napisy (lub lektor) od oryginału filmu. Dodatkowo sprawę komplikuje osoba autorki, jest Brytyjką a pisała to dla Amerykanów (pierwsze wydanie przez Pamela Dorman Books) - prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy ile w książce brytyjskiego a ile amerykańskiego angielskiego, to w pewnym stopniu decyduje o interpretacji niuansów i niedopowiedzeń.

Przechodząc do meritum. Mimo że eutanazja dominuje film dostrzegam ją tylko w tle a zasadniczy problem w konflikcie odpowiedzialności, egoizmu i siły głównego bohatera. Will zbyt mocno kocha Lou aby "zmarnować" jej życie wiążąc ją ze sobą. Jest przy tym zbyt zapatrzony w siebie by dostrzec ile Lou może wynieść z tego związku oraz zbyt słaby by zakończyć związek i żyć bez ukochanej osoby.

staryzgred

Zgadzam się z Tobą. Na film idę jutro, ale książkę przeczytałam. [uwaga niżej SPOJLER, jak nie czytałeś książki, oglądałeś filmu lepiej odpuść :D]
Według mnie głównym problemem, z którym borykają się bohaterowie jest ten tragizm niczym z czasów antycznych. Po lekturze wstawiłam się zarówno w miejsce Lou, jak i Willa i nie potrafiłam znaleźć rozwiązania.

Czy można kochającej osobie dać się zabić, by z jednej strony uwolniła osoby z najbliższego otoczenia od "męki" a sama nie czuła się zależna od reszty? A z drugiej czy możliwa jest taka miłość, która widzi śmierć ukochanej osoby jako ulżenie od cierpienia i rozumie, że wstręt do samego siebie wynikający z niemożności wykonania podstawowych czynności jest na tyle dokuczliwy, że odbiera chęć do życia?
Ja nie potrafię zrozumieć takiej miłości...
Potrafię zrozumieć jednak, że Will ze względu miłości do Lou nie chciał jej na swój sposób " unieszcześliwić" związkiem z kaleką. Chociaż też sam nie powinien definiować jej szczęścia.
Uważam, że Will jednak się poddał. Czyż w jego przypadku kwestia przeżycia kolejnego dnia jest taka oczywista? Każda godzina jest walką o to czy uda mu się jeszcze raz wyjrzeć na świat. Ja bym o to walczyła, sama wizja zaplanowanej śmierci przeraża mnie i napawa lękiem.

Reasumując za problemem eutanazji poruszanym w filmie kryje się głębsze znaczenie. Nie jest to problem typu czy nie uznaje eutanazji i w konsekwencji czy film mi się podobał. Zakończenie zmusza do refleksji. Takie jest przynajmniej moje zdanie.

Nieudany

Akurat w książce są opisy jak Lou opiekuje się Willem, włączając w to te czynności, które opisałeś. Poza tym, wbrew pozorom, to jest mega dramat, prawdziwie pokazujący jak wygląda życie z osobą z niepełnosprawnością a nie komedia romantyczna. Przeczytałam książkę w kilka dni, nie jednym tchem, bo to jedna z tych "ciężkich" i dających nieźle do myślenia. Uważam, że większość widzów, którzy nie sięgnęli po książke nie spodziewa się czegoś takiego...

asusRM

Zgadzam się całkowicie, zwiastuny przedstawiają tę historię jako klasyczna komedię romantyczną, ale jeśli dobrze im się przyjrzeć, szczególnie jeśli ktoś ma za sobą lekturę książki to można dostrzec, że to zupełnie nie taki gatunek na jaki powierzchownie jest kreowany.

ocenił(a) film na 9
asusRM

przeczytalam ksiazke w ciagu jednej nocy zamiast pospac przed praca, w momencie w którym ona dowiedziała sie do czego jej potrzebuja wiedzialam , jak skonczy sie historia, ale to droga Lou i Willa do konca odgrywa tu największą role i film mysle ze bedzie łzawy i piekny az nie moge doczekac sie weekendu

nawiazujac do pierwszego posta ; nie chodzi o to zeby pokazac niepelnosprawnym, ze jesliby byli piekni i bogaci ale nie mogli ruszac konczynami i prawie niczym ponizej karku to sie zawsze znajdzie jakas blachara na loda

Will chce podjac najwazniejsza a jednoczesnie pierwsza od czasu wypadku i ostatnia w jego zyciu decyzje , ktora zapewni mu spokój , bo on chce zyc na swoich warunkach i na swoich warunkach umrzec, nie jest to choroba smiertelna ale dla czlowieka aktywnego pelnego pasji, brak jakiegokolwiek ruchu i samowystarczalnosci jest gorszy niz smierc. wiec teraz pojawia sie pytanie dlaczego mu tego zabronic, bo to nie moralne, niechrześcijańskie ale kto tak naprawde ma prawo decydowac o nas jesli nie my sami

to tez opowiesc o tym , jak zycie umiescilo nas w jakiejs szufladce a my z wygody i strachu boimy sie z niej wyjsc i jak ktos kto nie ma szansy na normalnosc tej normalnosci i ciekawoscvi swiata nas uczy, piekna ksiązka i mam nadzieje ze filmu te same baby w produkcji nie spierniczą

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones