Przyznam bez bicia że nieco wymęczyłam ten film. Wcześniej widziałam Don't turn the other cheek i ten film w ogólnie w fabule jest niemalże kalką, ale że z tego co wiem to jest taka odmiana spaghetti westernu, więc schematyczność poniekąd usprawiedliwiona. Daję naciągane 7/10 ze względu na badassowego Franco Nero (choć jak dla mnie chłop lepiej wypada w włoskich kryminałach tych tzw. poliziottesco) no i za muzykę Morricone. L'arena jest genialna i scena pojedynku na arenie jest przekozacka.