lepsze od nieporadnej, amatorskiej "WARSZAWA",
i o lata świetlne lepsze od nieznośnie teatralnego"0-1-0",
a jednak to tylko sztuczka.
Formalnie zachwyca, precyzją opowiadania, montażem, zdjęciami (ARKADIUSZ TOMIAK jest jak zwykle bezbłędny),równym aktorstwem, całkowitą kontrolą reżysera nad projektem, a jednak wszystkie te historie tak bardzo skrajne, do tego często wykoncypowane, przewidywalne, sztampowe, co nie zmienia faktu, że przy okazji wiarygodnie zagrane.
Razi tu tylko myzyka, zwyczajnie za głośna, zbyt nachalna, ilustracyjna. Obraz sam się obroni.
W sumie brawurowe kino, bo PAWEŁ BOROWSKI mówi, że w Polsce też można opowiadać tak jak w USA
jak
PAUL THOMAS ANDERSON ("Magnolia")
PAUL HAGGIS ("Miasto Gniewu")
przede wszystkim zaś
Alejandro Gonzalez Innaritu ("Amores Perros", "21 gramów", "Babel")
Problem polega na tym, że PAWEŁ BOROWSKI dowodzi tego trochę za późno, bo forma ta jest już właściwie zużyta.
Ameryki więc Borowski nie odkrywa,
a i o Polsce nie mówi niczego, czego byśmy już nie wiedzieli.
Pozostaje zachwyt nad reżyserską dyscypliną i precyzją opowiadania.
Jak na Polskę to i tak sporo.
HAGGIS, ANDERSON, INNARITU, a nawet ALTMAN
dowodzili jednak czegoś więcej.
Biednie chłopie z Tobą, biednie. W dalszym ciągu ;)
Swoja drogą, nie, "a nawet ALTMAN", bo to on był prekursorem takowej narracji...
Prekursorem to on był
ale to nie oznacza, że był w tym dobry.
Ja osobiście wolę jego mniej liczne w postaci
"MCCABE I PANIĄ MILLER",
i
"OBRAZY"
od "MASH", czy "NASHVILLE", o "Graczu" i "Na skróty" nie wspominając.