Rewelacja, w filmie zostały ukazane wszystkie strony życia, dobro-nienawiść, chciwość-bezradność, miłość-zdrada. Bardzo dobrze pokazany obraz naszego niestety prawdziwego życia. Film daje mocno do myślenia po wyjściu z kina dlatego wszystkim tym co źle oceniają ten film odradzam komentowania, bo to świadczy tylko o jego niezrozumieniu.
Gotowa byłabym pokłócić się o ostatnie zdanie tego komentarza. Rozumiem zamysł reżysera, obraz przeraźliwej, samotnej rzeczywistości, "kosmicznych mrówek", postaci-symboli, kryzysie międzyludzkiej umiejętności rozmowy w dzisiejszych czasach. Ile w życiu zależy od nas samych, a ile od przypadku? Traktat o miłości, zdradzie, nienawiści, umiejętności przetrwania. Zdarzyło się cholernie dużo, a jednocześnie zaczyna się nowy dzień i bilans wychodzi na zero. Tytułowe zero. Posłużę się dalej cytatem z Szafranowicza, bo ujął to dokładnie wpisując się w moje odczucia: "Do ostatniej minuty nie znika poczucie, że miało być ambitnie, świeżo, wizjonersko, i nie da się ukryć, że ambicja Borowskiego jest imponująca (...) i mimo iż niezręcznie to przyznać, wszystko na marne." Wszystko jakoś tak.. sucho, bez zagłębiania się, od punktu do punktu, ramka. Film nie porusza sfery uczuć widza, co więcej, ani na moment nie zapomniałam, że siedzę w fotelu kinowym, a to przecież bardzo źle. Gdy tylko jakiś z bohaterów zaczyna interesować- Borowski pozbawia możliwości zaangażowania się w jakiś gwałtowny sposób odcinając nas od niego. Czuje się, że od pewnego momentu reżyserowi zabrakło koncepcji na daną postać, że pozostawia to nam, bo sam nie miał czasu na inwencję.. w sumie nie ma się co dziwić przy takiej ilości wątków. Widać dobre chęci, ale..dobrymi intencjami piekło wybrukowane. I czy mój negatywny odbiór i 3/10 wynika z niezrozumienia filmu? Myślę, że nie.