Tak najkrócej można określić ten film. Może jest to pół klasy mniej, niż „Magnolia” – tam każda z postaci była lepiej napisana, a i sama historia była bogatsza i pełniejsza, lepiej sfilmowana. Czemu porównuję te dwa filmy, mimo że ostatecznie różnią się od siebie? Ponieważ taki był najważniejszy motyw mojego wyjścia do kina na ten film. To miała być pełnoprawna, krwista ojczysta produkcja wzorowana na najlepszych. I tak się stało. „Magnolia” była tylko inspiracją. Borowski w swoim filmie podkręcił tempo, zwiększył ilość bohaterów i całkowicie odmienił sposób przenikania się kolejnych wątków. U Andersona czy Altmana wyglądało to tak: była sobie jedna scena, kończyła się, cięcie, następna. U Borowskiego wygląda to mniej więcej tak (jeśli ktoś nie chce sobie zdradzać dwóch pierwszych minut filmu – bez żadnych szczegółów - tego ostrzegam SPOJLER: biznesmen w gabinecie odbiera telefon od kierowcy busa, rozmawiają chwilę. Gdy kończą, kamera zostaje z kierowcą, który jedzie dalej. Staje w korku, woła na sprzedawcę gazet stojącego na poboczu, kupuję ją. Kamera zostaje przy sprzedawcy, który opyla kolejną pasażerowi taksówki. Taxi jedzie dalej, kierowca nawija o pogodzie. Dojeżdża, pasażer płaci, wchodzi do biura, jego asystentka rozmawia przez komórkę ze swoją matką, która jest dyrektorką w szpitalu. (Koniec SPOJLERA).
Tak, każda z tych postaci – biznesmen, kierowca busa, kierowca taksówki, sprzedawca gazet, pasażer taksówki, asystentka i jej matka powrócą, niektórzy zrobią tu niemałe zamieszanie... I tera bum! – nie wymieniłem nawet 1/3 bohaterów tego filmu. A conajwyżej 2-3 minuty z całego filmu. Co ciekawe, mimo że tempo filmu potrafi być naprawdę zabójcze, to Borowski umie w ciągu sekundy zmienić je na powolne, stonowane – jeśli wymaga tego sytuacja. I są to decyzje często zaskakujące. Przykład: wspomniana jazda taksówką – kierowca gada jakiś czas o niczym. Naprawdę. A to, że gaz lepszy od benzyny. I że gaz gazowi nie równy... Takie spowolnienie akcji naprawdę mnie zdziwiło. Potem jest jeszcze ciekawiej: matka asystentki bierze prysznic – w migawkach. Ale już herbatę potem robi w jednym, długim ujęciu. Czuć w powietrzu, że na coś czeka. Oj, czekała...
Oprócz tego są niesamowite sceny po potrąceniu żony asystenta, czy jedzenie zupy w wykonaniu akwizytora. Potężne sceny. Wielki szacunek dla reżysera, że potrafił tak skroić akcję, by te dwa różne światy się przenikały, nie gryzły ze sobą, uzupełniały się. Brawo na stojąco!
I ten motyw burzy w tle... To tylko sekundy, nic nieznaczące... Ale jednak.
Ogląda się to znakomicie! Daję głowę, że bez problemu mógłbym tu streścić całą tą wielowątkową epicką opowieść, wątek po wątku. Wymieniając po kolei każdego bohatera i jego prawdziwe ja.
I chyba właśnie to mnie tak zaintrygowało w tym filmie. Pełnia szczerości, otwartości, brak wstydu i zainteresowania, multum wszystkiego co znane a jednocześnie odkrywcze i zaskakujące. Film łapiący za jaja tak szybko, że nawet tego nie zauważasz. Ale Ci się to podoba.
8+/10.
Zgadzam się - reżysersko się pan Borowski popisał, muszę przyznać - precyzja i konsekwencja. Aktorów również świetnie poprowadził, nie ma tu słabych występów, a kilka scen faktycznie bardzo mocnych, walą prosto w twarz(kasztany! - oj zamurowało mnie, btw dobrze, że nie widziałem zwiastuna, bo tam niestety pokazują ten moment).
Ogólnie, faktycznie mistrzowska robota - rzemiosło filmowe, które w polskim kinie zawsze kulało, tutaj odrobione wzorowo. Nareszcie!