Ważne pytanie - czy odebraliście ostatnią scenę jako samobójstwo? Czy oni połykali tam tabletki? Mi się to wydaje tak niedorzeczne, że odebrałam to jako cukierki, ale nadal nie rozumiem tego zakończenia.
Tak to zostało zaprezentowane przez autora. Ruiny kościoła gdzie dwoje romantykow postanawia zakończyć swoje życie i po śmierci siedzą na ławce Zula mówi, żeby przeszli na drugą stronę. Zresztą te ruiny to mi wyglądało jak nawiązanie do "Popiołu i diamentu"
Dzięki! Rzeczywiście, nie załapałam tego tekstu z przejściem na drugą stronę.
W takim razie, nie jestem w stanie znaleźć wytłumaczenia emocjonalnego przebiegu postaci, który tłumaczyłby ostatnią scenę.
Mi też się te ruiny od pierwszego zaistnienia na ekranie skojarzyły z "Popiołem i diamentem", ale widziałam ten film tak dawno temu, że nie może mi pomóc jako kontekst.
Pawlikowski musiał uznać, że ich miłość jest niemożliwa do realuzacji w tym świecie dlatego wyprawil ich na tamten, tam nie będzie szumu, tylko oni, skupieni na sobie. Bo to przez szum zmieniającego się świata, przez gonienie, przez życie paradoksalnie ich miłość nie mogła się zrealizować. Teraz są razem gdzieś. Trzymają się za ręce i są szczęśliwi.
Dla mnie "nierealizowalność" tej miłości jest mocno wydumana. Szum świata nie miał z tym nic wspólnego. Zula tam czy w jakimkolwiek miejscu i czasie nie była zdolna do miłości. Mogła uciec z Wiktorem, wybrała wygodę i karierę, które też nie dały jej szczęścia. Potem to już było domino.
Miłość naprawdę niemożliwa to Damage czy Bridges of Madison County, ale tutaj to była kwestia wyboru jednej postaci.
Końcowa scena, mimo wszystko, piękna i symboliczna - po drugiej stronie jest lepszy widok. Czy na pewno?
To ja też nie do końca zrozumiałam końcową scenę, to ich samobòjstwo trochę wydumane, Zula mogła zostać z Wiktorem w Paryżu, wròciła do kraju, dlaczego, ktòż to wie? Może kariera była ważniejsza.
Wydaje mi się, że w Paryżu ich związek zaczął się wypalać, Wiktor stał się anemiczny i przestawało im na sobie zależeć. Pojechała do niego z innymi oczekiwaniami, a było to pokazane w ten sposób, że oboje przestawali się dla siebie liczyć. Dopiero, gdy uderzył ją w twarz, powiedziała że wreszcie coś poczuła.
Gdyby znowu wyjechali, po tym jak udało jej się go wydostać z obozu - czy ta miłość miałaby szansę na spełnienie? W końcu w Paryżu byli bezpieczni i mieli siebie, a to okazało się niewystarczające
Wyjechała z Paryża nie dla kariery, ale z powodu rozczarowania partnerem, jego słabym charakterem, koniunkturalizmem, chodzeniem na łatwiznę, także artystycznie. Nie rozumiała artystowskich środowisk, nie czuła się dobrze wtłoczona w sztuczne ramy (tłumaczenie piosenki to był symbol). Wróciła do czegoś, co wydawało jej się szczerze i "swoje".
Mnie zastanowiło, jak to możliwe że tak długo po wzięciu tabletek nie umarli. To samobójstwo też mi się wydawało nierealne
Filmu jeszcze nie widziałem ale słyszałem, że to ruiny cerkwi we wsi Kniazie pod Lubyczą Królewską. Mam stamtąd nawet sesję ślubną ;) Byłem tam wiele razy i polecam odwiedzić te okolice. To moja panorama:
https://www.360cities.net/image/cerkiewkniazie/
Czy to te ruiny?
Tak to cerkiew, dokładnie w Kniaziach. Byłam tam. Wrażenie jest niesamowite - piękniei jednocześne bardzo smutno...
A dlaczego początek i koniec dzieje się w ruinach cerkwi i dlaczego w poczatkowej scenie on jest sam z walizka , a w koncowej są obydwoje.Ja to zakończenie odebrałem tak : ona daje mu placebo , a sama odbiera sobie życie i właśnie początek filmu , pozornie bez sensu jest jego faktycznym zakonczeniem , gdzie on wspomina tam ich tragiczny zwiazek.
To Lech Kaczmarek (Borys Szyc) był na początku filmu w ruinach. Dlatego Twoja teoria niestety upada.