Utwór łatwy, lekki i nikomu niepotrzebny. Debiut scenariuszowy trzecioligowego aktorzyny, który powinien wrócić do odgrywania swoich ogonów. Konstrukcja historii opiera się na schemacie zaczerpniętym z filmu “Kiedy Harry poznał Sally”. Na tym jednak kończy się podobieństwo do wspaniałego pierwowzoru. Aktorzy grają, jakby chcieli, a nie mogli. Widać, że tekst im nie służy. Music Supervisor oszalał i podłączył MTV pod ścieżkę dźwiękową. Co chwila muzyka wybija człowieka z rytmu, żeby mu uzmysłowić, jaki to znany kawałek właśnie leci. Najbardziej zawiedziony jestem jednak samym reżyserem, który po “Dziewczynach z kalendarza” zrobił krok w tył. Trója murowana.