Po siedemnastu latach adaptowania książek lub kręcenia remake'ów starych filmów Kanadyjczyk David Cronenberg powrócił do pisania scenariuszy. Co więcej, "eXistenZ", jego najnowszy film na podstawie jego scenariusza przypomina treścią jego ostatni przed wieloletnią przerwą scenariusz, "Videodrome" z 1982 roku, opowiadający po wszechwładzy telewizji i ludziach od niej uzależnionych. Ale czasy się zmieniają i teraz, w epoce powszechnej komputeryzacji, Cronenberg napisał film o wirtualnej grze komputerowej.
Antenna Research wprowadza na rynek nową grę pod tytułem "eXistenZ" ("pamiętajcie - jedno słowo, duże X, duże Z!"), którego premierowy pokaz prowadzić ma twórczyni gry, Allegra Geller, zwana Boginią Gier Komputerowych. "eXistenZ" uruchamia się podłączając aktywator przypominającą pępowinę rurką do bioportu, jaki każdy gracz ma w kręgosłupie. Same aktywatory wyglądają dość dziwnie - są bezkształtne, koloru takiego, jak ludzka skóra, wydają pomruki jak zwierzęta, bo w istocie są to żywe istoty, powstałe w wyniku badań genetycznych. Służą dla graczy jako aparaty, wysyłające do mózgów graczy obraz świata gry, na który składają się elementy psychiki gracza - jego ukryte myśli i lęki, tak więc gra dla każdej osoby wygląda inaczej. Także gracze się zmieniają - w świecie gry ich psychika w części zastępowana jest przez psychikę postaci, w jaką się wcielają, tak więc czasem nad graczem kontrolę bierze jego postać (Gdy jeden z bohaterów otrzymuje w knajpce jakąś obrzydliwą papkę z mięsa i kości, najpierw na nią patrzy i myśli, czy by nie zwrócić śniadania, a potem nagle zaczyna ją jeść. "Co ty robisz? - Nie wiem. To ohydne, ale nie mogę się powstrzymać.").
Potem ktoś strzela do Allegry z dziwnego pistoletu, miotającego ludzkie zęby. Allegra zostaje wyprowadzona przez młodego pracownika Antenna Research - Teda Pikula (Jude Law). Okazuje się, że Realiści - przeciwnicy Allegry, uważający, że jej gry niszczą ludzką duszę, wydali na nią wyrok, oferując 5 milionów dolarów dla tego, kto ją zabije. Za Tedem i Allegrą rozpoczyna się pościg, ścigani natomiast nie mogą nikomu ufać - nawet spotkany po drodze mechanik Gas (świetny Williem Dafoe), który najpierw twierdzi, że Allegra zmieniła jego życie, daje się skusić nagrodą i próbuje ją zabić. W końcu bohaterowie decydują się wejść w świat eXistenZ. I zaczyna się zabawa...
Pierwszy raz usłyszałem o "eXistenZ" czytając o jego premierze, przyćmionej jednak przez premierę podobnego tematem "Matriksa" braci Wachowskich. Potem, gdy "eXistenZ" pojawił się w Polsce, przeczytałem jego kilka recenzji, które w większości były albo kompletnie niezrozumiałe, albo nie bardzo przychylne. Tylko z jednej recenzji dowiedziałem się, że film jest "obrzydliwy, ale fascynujący". Idąc na film zastanawiałem się, jaki on jest - spodziewałem się czegoś uporządkowanego, jak w "Matriksie" - że bohaterowie będą do świata eXistenZa wchodzić i z niego wychodzić, i w obu światach będą uciekać przez anty-eXistenZ-jalistami. Poza tym zastanawiałem się, czy film będzie tak obrzydliwy, jak wyczytałem, jak we wcześniejszych filmach Cronenberga ("Mucha", "Nagi lunch", "Videodrome").
Cóż mogę powiedzieć, zostałem bardzo mile zaskoczony. Po pierwsze - film wcale nie był tak obrzydliwy, jak to wszędzie pisali. Niektóre sceny rzeczywiście obfitowały w narządy wewnętrzne niekoniecznie znajdujące się "wewnątrz", ale nie jest ich wiele i są one pokazanie jakoś tak bardziej subtelnie niż w "Musze". Co więcej - scena w chińskiej restauracji, gdy Ted z kości buduje pistolet, należy do najlepszych w filmie. A w innych scenach akcji krew leje się równie gęsto, co w typowych filmach sensacyjnych.
Po drugie - fabuła była o wiele głębsza i bardziej zakręcona, niż myślałem, chociaż niewiele się pomyliłem co do ogólnej koncepcji - bohaterowie ciągle wchodzili i wychodzili, ale w trochę innej kolejności, tak, że po pewnym czasie kompletnie traciło się rozeznanie, czy to gra, czy już nie, a jeśli tak, to która? Bohaterowie, grając w eXistenZ, wchodzą do kolejnego świata, potem z niego wychodzą, potem już nie wiadomo, gdzie są. Nie wiadomo też, po czyjej są stronie - spotykają Realistów, wrogów eXistenZjalistów, którzy przygotowują partyzancką wojnę przeciw Antenna Research. Ted i Allegra najpierw im pomagają, potem z nimi walczą, a na koniec okazuje się, że od początku byli przeciw "rozrywce zżerającej duszę". właściwie do końca nic nie jest wyjaśnione i widzowie jeszcze po wyjściu z kina zadają sobie pytanie, jakie pada na samym końcu filmu - czy to jeszcze gra?
Zresztą, jak to napisał Jacek Nawrot w książce "A w Patafii nie bardzo" - "Bajka w dziwny sposób wplątała się w rzeczywistość i za nic nie chce się skończyć". Cronenberg zadaje pytanie, na które nie ma odpowiedzi - czy nasza rzeczywistość jest tą prawdziwą? Czy może jest jakąś grą, w której jesteśmy uwięzieni? Może cały świat jest wirtualny? Koncepcja jakby skądś znana - to samo przecież przedstawiał "Matrix", ale tam wszystko zostało wyjaśnione. Co więcej - wszystko dobrze się skończyło. Ale Cronenberg okazuje się być kolejnym zatwardziałym pesymistą, jak najsłynniejsi twórcy SF - Dick, Gibson czy Sterling, a także jak reżyserzy, którzy trzeźwo patrzą na otaczający nas świat - Scorsese, Michael Mann i inni.
Oczywiście recenzenci filmu Cronenberga nie powstrzymywali się od porównań obu filmów, w których "Matrix" wypadał o wiele lepiej. Rzeczywiście - wizualnie, "Matrix" jest o wiele "doskonalszy" - perfekcyjny montaż, rewelacyjne zdjęcia i efekty specjalne, prawdziwa perełka. Co do treści jednak, można się kłócić - można by rzec, że "Matrix", który jest nowoczesną ekranizacją Biblii w wersji kung-fu, sięga głębiej, bo dotyka odwiecznych dogmatów chrześcijańskiej wiary, ale ja osobiście uważam, że wpływ rozrywki komputerowej na współczesny świat i na ludzką duszę jest o wiele ważniejszą sprawą, a tym właśnie zajmuje się "eXistenZ".
Wiele elementów filmu stanowi dowód na to, że "eXistenZ" jest jakoby kontynuacją "Videodrome" - przede wszystkim ukazanie twórców rozrywki masowej (tam - telewizji, tutaj - przemysłu komputerowego) jako bogów dla populacji. Poza tym główni bohaterowie także wciąż zmieniają front - raz walczą w obronie gier, potem chcą je zniszczyć. Znów mamy uczucie zagubienia w wielowarstwowym świecie - nie wiadomo, co jest prawdą, a co jest tylko urojone (w "Videodromie" główny bohater miał halucynacje i nie wiadomo było, co się dzieje naprawdę, a co jest tylko jego przywidzeniem). Kolejnym podobieństwem jest sprawa seksu - w "Videodromie" główny bohater uprawiał seks z... telewizorem (tego się nie da opowiedzieć, to trzeba zobaczyć), w "eXistenZ" dla bohaterów namiastką tego jest uruchamianie aktywatorów eXistenZa - aby to zrobić, należy potrzeć go ruchem, że tak się wyrażę, "dwuznacznym". Aktywator reaguje zresztą na to podobnie, jak człowiek (to też trzeba zobaczyć). Poza tym do zbliżenia między Tedem i Allegrą dochodzi tylko w świecie gry, i to w momencie, gdy nad bohaterami biorą górę ich postacie z gry.
Jednak nie można powiedzieć, że Cronenberg się powtarza. On po prostu pokazuje, że gry stanowią podobne niebezpieczeństwo, jak telewizja. Że wszystko jest w porządku, dopóki nie straci się rozeznania między rzeczywistością a światem gry. Bo jeśli gry będą zbyt realne, łatwo można je zatracić ("Dlaczego go zabiłaś? - Przeszkadzał mi. Zresztą to tylko postać z gry. - Ale jeśli już nie gramy, to znaczy że właśnie zabiłaś człowieka"). Bo, mimo, że pod koniec gracze zdejmują sprzęt do grania i chwilę rozmawiają o rozgrywce, jeden z nich zadaje pytanie, czy to już na pewno koniec gry. I to pytanie zostaje bez odpowiedzi.
eXistenZ
mzywiol@kki.net.pl
PS. Film jest fascynujący, ale nie jest filmem "na każdy żołądek". Powinni go oglądnąć przede wszystkim ci, którzy widzieli "Matriksa" - film jest mniej widowiskowy, ale zdecydowanie jest głębszy. I rzeczywiście fascynuje.
PS2. Cieszę się, że "eXistenZ" pojawił się tak późno - nie musiałem go porównywać z "Matriksem", a nie jest to łatwe.