Film po raz pierwszy widziałem kilka lat temu, już wtedy zrobił na mnie ogromne wrażenie. Potem zawsze się dziwiłem kiedy komuś o nim wspominałem i nigdy nikt go nie kojarzył. Jak dla mnie powinien mieć miano kultowego...
Wczoraj ponownie miałem przyjemność go zobaczyć a dzisiaj po wejściu na forum jestem bardzo zawiedziony tyloma negatywnymi komentarzami i tak niską oceną. Fabuła filmu przez cały czas balansuje na pograniczu gry i realnego świata, postać Allegry przypomina dziewczynę na haju wyrwaną z narkotycznej ekstazy, pragnącej jak najszybciej do niej powrócić. W grze Jennifer Jason Leigh niemalże mogę dostrzec plastyczną miękkość charakterystyczną dla obrazów Salvadora Dali. To wszystko sprawia że sam czuje się jak bohater filmu a na koniec mam dziwne odczucie nierealności i zaczynam się zastanawiać czy aby na pewno film się już skończył...
To pewnie przez takie filmy mam skłonności do fantazjowania na temat życia i świata ale czy powinienem się się czuć wariatem? Miliony ludzi na tym świecie wierzy w jakiegoś boga, co może stanowić taki sam absurd jak wiara w Matrixa, Jedi czy też właśnie w wymieniony eXistenZ.
"Powiedzcie mi prawdę. Czy wciąż jesteśmy w grze?