DOGRYWKA: Trylogia "Sly Cooper" na PlayStation Vita

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/DOGRYWKA%3A+Trylogia+%22Sly+Cooper%22+na+PlayStation+Vita-104729
Na samym wstępie muszę Wam się przyznać do jednej rzeczy. Jestem psychofanem trylogii „Slya Coopera”. To dla mnie jedna z najlepszych trójwymiarowych platformówek, jakie kiedykolwiek powstały. Nie traktujcie więc tego tekstu jak recenzję, ale bardziej jak tekstową laurkę. Jeśli wobec tego nie macie ochoty dalej czytać i interesuje Was tylko werdykt, to proszę bardzo: musicie w to zagrać.



Sly Cooper” nie jest przedstawicielem klasycznych platformówek. To bardziej miks parkuru, skradanki i zręcznościówki. Nasz główny bohater jest bowiem… szopem. Szopem pochodzącym z pradawnego rodu Cooperów, najlepszych złodziei, jacy chodzili po Ziemi. W rodzinie Cooperów z pokolenia na pokolenie przekazuje się złodziejska pałeczkę oraz Thievius Raccoonus, księgę skrywającą wszystkiego tajniki bycia złodziejem ponad złodziejami. Naszą przygodę z serią zaczynamy w momencie, kiedy Thievius Raccoonus został skradziony. Sly razem ze swoimi kumplami z sierocińca, żółwiem Bentleyem i hipopotamem Murrayem, wyrusza odzyskać księgę i spuścić łomot paru złoczyńcom.

 

To może Wam się wydać dziwne, ale więcej o fabule lepiej nie pisać. Historia z pierwszej odsłony kontynuowana jest przez dwie kolejne wchodzące w skład trylogii oraz w trochę mniejszym stopniu w wydanym niedawno już na PS3 i Vitę „Sly Cooper: Złodzieje w czasie”. Musicie mi uwierzyć na słowo, że opowiedziana przez Sucker Punch historia to najwyższa półka wśród platformówek i nie warto jej sobie psuć spoilerami z sieci.

Sama rozgrywka zmieniała się przez lata wraz z kolejnymi odsłonami i powrót do 2002 roku za sprawą „Sly Raccoon” może być lekkim szokiem. Gra miała bardzo korytarzową konstrukcję: po wejściu na konkretny poziom nie mieliśmy zbyt dużo możliwości poza parciem do przodu, skradaniem się i zbieraniem butelek. Projekt był prosty. Nasi bohaterowie trafiali do kolejnej krainy, w której, aby dotrzeć do bossa, trzeba było zebrać siedem kluczy na siedmiu niedużych poziomach. Każdy poziom oferował też konkretną liczbę ukrytych butelek, które na koniec dawały nam dodatkowe zdolności (i trofea). Największym oldschoolem był bez wątpienia brak paska życia. Jeden cios przeciwnika i zaczynaliśmy poziom od początku lub od punktu kontrolnego, jeśli udało nam się do niego dotrzeć. Można było też zebrać srebrną podkowę, która pozwalała na przyjęcie jednego ciosu bez umierania. Sama gra nie jest długa, jednak ze względu na ciągłe umieranie i spadanie w przepaście przygotujcie się na osiem do dziesięciu godzin zabawy.

   

Sly 2: Band of Thieves” pojawiło się oryginalne w 2004 i od samego początku czuć, że jest grą bardziej zbliżoną do dzisiejszych standardów. Najważniejsze to oczywiście pojawienie się paska życia oraz zmiany w konstrukcji poziomów. Grę podzielono na części, każda działa się w innym miejscu świata, a konstrukcją przypominała trochę sandboks. W każdej lokacji nasi bohaterowie mieli swoją kryjówkę, w której mogliśmy zmieniać postać, którą graliśmy (tak, poza Slyem zagramy tu również Bentleyem i Murrayem), sprzedawać skradzione precjoza oraz wykupywać nowe zdolności. Tam też Gang Coopera planował kolejne misje, które później musieliśmy znaleźć na mapie i przejść odpowiednią postacią. Zniknęły również butelki z poziomów, mogliśmy zebrać je tylko w hubie, zaś zdolności kupowaliśmy za wypadające praktycznie ze wszystkiego monety.

Wydany rok później „Sly 3: Honor Among Thieves” odszedł już mocno od pierwowzoru i choć wciąż jest świetną grą, to przy dwóch poprzednich wypada po prostu słabo. Twórcy zaczęli kombinować z postaciami, przez co poza trójką złodziei graliśmy „nowymi członkami gangu” spotykanymi w różnych krainach, z gry zabrano zielone butelki, a skradzionych dzieł sztuki nie musieliśmy już sprzedawać w kryjówce, tylko od razu po zebraniu zamieniały się one w monetki na naszym koncie. Nie zrozumcie mnie źle, to naprawdę dobra gra i na tle wielu dzisiejszych produkcji wypada fenomenalnie, jednak zabrakło w niej złodziejskiego ducha poprzedników.

   

Jak prezentuje się w takim razie sam remake HD? Na papierze najlepiej pod względem wizualnym wypada oczywiście wydana jakiś czas temu wersja na PlayStation 3. Wygładzanie krawędzi, rozdzielczości HD i dodatkowy tryb 3D robią swoje. To jednak przestaje mieć znaczenie, kiedy uruchomimy trylogię na PlayStation Vicie. Fakt, mamy tu niższą rozdzielczość, ale za to oglądaną na 5 calach, a nie na 50. Brak wygładzania również nie boli, tak jak powyżej – mały ekran robi swoje. Pamiętajcie też, że to gry przeniesione z PlayStation 2, więc tekstur ostrych jak maczeta nie uświadczycie. Vita oferuje jednak coś, czego na 99% nikt w Polsce nie ma powieszonego na ścianie – ekran OLED. Nieważne, jak dobry i drogi mielibyście telewizor – jeśli nie jest w technologii OLED, to Vita bije go na głowę kontrastem, czernią i nasyceniem kolorów. Jedynym mankamentem są przerywniki filmowe, które na Vicie zostały poddane dramatycznej kompresji, jednak są one na tyle krótkie, że zanim zaczniecie mieć mdłości, już się kończą. Wersja na PS3 może się też pochwalić dodatkowymi czterem minigierkami na PlayStation Move, które nie są powiązane z żadną z gier, ale na parę minut mogą przyciągnąć przed ekran.

 

Zanim przejdę do finalnej oceny, warto się zatrzymać na cenie gry i sposobie sprzedawania. Najlepszym wyborem jest zakup wersji cyfrowej, gdyż obsługuje ona Cross-Buy. Płacąc za wersję na PlayStation 3, otrzymujecie możliwość pobrania gier na Vitę za darmo. Pudełkowa Trylogia na PS3 nie ma takiej opcji, zaś pudełkowe wydanie na Vitę zawiera Slya „1” i „2” na kartridżu, a "trójkę" w formie kodu do zrealizowania na PSN-ie. W ten sposób na PS3 dostaniecie tylko możliwość zagrania w trzecią, najsłabszą odsłonę. To chyba jeden z niewielu przypadków, kiedy cyfrowe wydanie jest bardziej opłacalne niż pudełkowe. Poza tym, wersje na poszczególne konsole mają oddzielne trofea, więc możecie tak jak ja najpierw zdobyć trzy platyny na PS3, a potem przechodzić te gry raz jeszcze na konsoli przenośnej. Jeśli tylko Wam się oczywiście chce. Zabrakło tylko Cross-Save, czyli przenoszenia zapisanych stanów gry.

   

Z pierwszego akapitu już wiecie, że w tę trylogię trzeba zagrać. Nieważne, na czym. PlayStation 3, PlayStation Vita czy nawet oryginalne wydania na PlayStation 2. Najlepiej wypada z nich wersja na przenośną konsolę, bo platformówka i handheld to najlepsza możliwa kombinacja. Dla kogo w ogóle jest to seria? Dla fanów platformówek? Wiadomo. Dla osób lubiących skradanki? Jak najbardziej. Dodam jeszcze trzecią kategorię – osoby lubiące grać w dobre gry. Po prostu. Lepszych platformówek ze świecą szukać. A jak już się skusicie i będzie Wam mało, to w PlayStation Plus można jeszcze zgarnąć za darmo „Złodziei w czasie”. Nie znać tej serii to grzech najcięższy.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones