Andrzej Wajda Mu zrobił wspaniałą rehabilitację, chociaż takowej Szalawski nie wymagał. Przypomina mi się scena w ziemi obiecanej, w której Borowiecki (Olbrychski) czyta Buchholzowi korespondencję, w której autorzy listów wyzywają go od "Szwabów", on zaś się z tego śmieje. Wyobrażam sobie autora Kurskiego piszącego w ten sposób do Donalda. Rola Juranda ze Spychowa, w której obsadził Go gość o życiorysie podobnym do życiorysu matki kurskiego była rolą, której nie musiał przyjmować. Jeszcze jedną fajną rolę Andrzeja pamiętam: kierownik Powązek grany przez Człowieka, którego usiłowano pogrzebać za życia. Przypomina mi się piosenka Karela Gotta: Už pohřbili mě stokrát a já jsem stokrát vstal. Nic dodać, nic ująć. Dobrze, że mistrz wstał do tych ról. Ponadto - bo przypomniałem sobie teraz - rola sędziego w "Znachorze". Chylę czoło przed myślącymi Reżyserami :)