Audrey to definitywnie najpiękniejsza kobieta wszechczasów. Zawsze marzyła o dzieciach,
założeniu rodziny i byciu primabaleriną. Miała idealną twarz, figurę, wzruszająco grała,
śpiewała. Dzięki roli w ,, Śniadaniu u Tiffany'ego" została także ikoną ponadczasowej
elegancji. Audrey była idealna!
Okey, każdy moze mieć swoje zdanie i gust, ale definiowanie Audrey jako jednej z najbrzydszych kobiet świadczy albo o nieobiektywnej ocenie albo o wadzie wzroku. Nie musi Ci się podobać oczywiście, ale mogłaś/mogłeś swoją opinię wyrazić w trochę inny sposób, napisać chociażby "Mnie się nie podoba", to od razu zmienia znaczenie wypowiedzi. Pozdrawiam c:
Audrey z profilu jest równie piękna. Nawet, jeśli ktoś nie uważa jej za ideał, po prostu nie sposób na siłę przekonywać samego siebie, że jest brzydka. A takie doszukiwanie się wad w jej wyglądzie to reperowanie własnego ego.
Audrey była niezwykle piękna i kobieca, bił z niej urok i świeżość. Zdecydowanie moja ulubiona aktorka. Powalała grą i urodą. Zazdroszczę jej wdzięku ;)
O tak! Dla mnie chyba już na zawsze pozostanie ideałem kobiety. To smutne, że świat stracił taki skarb tak szybko.
Moim zdaniem w urodzie Audrey chodzi o coś więcej, niż "wygląd". Zjawisko pani Hepburn epatowało eterycznym czarem i kobiecością, wymykając się poza standardowy system oceniania. Bardzo rzadko, ale zdarzają się kobiety z hmm... taką "charyzmatyczną kobiecością". To się od razu czuje.
W 'Miłości po południu' Audrey opisuje nawet "negatywne" elementy swojego wyglądu, jak choćby odstające uszy, niekształtny duży nos, krzywe zęby. Ale w jej przypadku to nie ma najmniejszego znaczenia! Była przepiękna tak po prostu.