No cóż, ona pochodzi z artystycznej rodziny, domyślam się, że jej dzieci zostały wychowane tak samo, jak ona. Czyli ponad wszystko cenią sztukę. Wiesz, każda rodzina jest inna, ty może nie zrozumiałbyś takiej matki. Oczywiście wiem, o co Ci chodzi, w przeciętnej rodzinie wystąpienie w takich filmach jak Antychryst czy Nimfomanka byłoby powodem do wstydu. Ale jak już wspomniałam, to na pewno nie jest typowa szara rodzina i u nich priorytety są zapewne nieco inne, niż "co ludzie powiedzą" (:
Może inaczej pojmujesz sztukę, niż rodzina Charlotte, no cóż. Pozwolę sobie jednak stwierdzić, że ta rodzina w sumie żyje sztuką od pokoleń, więc ich definicja jest zapewne trafna. Nie oznacza to, że nie masz prawa do własnej definicji. Oczywiście je masz i to się liczy najbardziej :)
Puszczalska na swój sposób hłe.A tak serio gdybym był mężem takiej aktorki nie pozwolił bym jej na tak odważne sceny dlatego nigdy taka kobieta jak ona by się mną nie zainteresowała.Jednak ludzie są różni i git malina
Polecam film "Moja żona jest aktorką" w reżyserii męża Charlotte - Yvana Attala. W filmie między innymi został poruszony problem nagości ukochanej na ekranie - myślę, że odwoływał się do ich życiowych doświadczeń.
Nie znam autora postu ale wiem, że wielu mężczyzn głoszących taką samą opinię na temat np. Charlotte. jednocześnie nie ma nic przeciwko epatujących nagością, pozbawionych wyższego celu rozbieranych scen takich "aktorek" jak Jessica Alba czy Halle Berry. Wiadomo, jest śliczna lala, jest zadowolenie. Gainsbourg wyzywają od dz*wek, a Alba to ich kobieta marzeń... Denerwuje mnie to, jak można być takim hipokrytą. Mam nadzieję, że nikt z tego wątku nie zawiera się w opisanym przeze mnie wzorcu ;) A książkę chętnie przeczytam!
Alba? Berry? Proszę Cię, to nawet nie jest śmieszne. Zupełnie nie o to mi chodziło. Ech te stereotypy;)
Właśnie napisałam dość ogólnie, nie było to skierowane bezpośrednio do Ciebie i nie miało także Cię opisać (albo raczej Twoje poglądy). Mam nadzieję, że doczytałeś do fragmentu: "Mam nadzieję, że nikt z tego wątku nie zawiera się w opisanym przeze mnie wzorcu". Doczytałeś, prawda...? ;)
nie oto mi chodziło na prawdę,ale rozumiem że tak można bylo odebrać moją wypowiedż.Po prostu mam w sobie taką mentalność,że byłbym zazdrosny o swoją kobiete gdyby wzdychała i szczytowała z innym facetem na ekranie,nawet gdyby to była gra aktorska.Jednak nie chcę potępiać tej kobiety bo jej postawa życiowa jest dla mnie obca,nie wiem jak to być mężem aktorki grającej w ambitnych filmach i nie chcę wiedzieć bo to nie moja bajka
Myślę, że wg tej definicji porno to też swego rodzaju sztuka w takim razie. Ilu artystów mamy na świecie! Jak można posądzać ludzi o zezwierzęcenie, skoro zwyczajnie uprawiają poezję w najczystszej postaci. O my głupi, szarzy ludzie, którzy tego nie rozumiemy...
Zgadzam się. Piepr_zenie na ekranie to zwykłe pie_prze_nie, a nie sztuka. Do rangi sztuki to już wszystko można podnieść. A sztuką jest to co ma idealne proporcje.
Widzicie, to wszystko jest nieco skomplikowane...
Tez nie jestem za przesadnym eksponowaniem nagosci i seksu w roznych jej odmianach na ekranie, wiec obejrzenie Nimfomanki z Charlotte nie bylo dla mnie latwe - I po seansie mimowolnie poczulam do niej odraze.
Ja, ktora nigdy nie ma prpblemow z obejrzeniem filmow stricte erotycznych z udzialem tzw. anonimowych aktorow, tu poczulam jednak gleboki niesmak...
Moze tez dlatego, ze jednak wedlug mnie pani aktorka przekroczyla granice tego, co uznawane jest za "normalne", a jednak nawet SZTUKA i ARTYZM maja swoje granice. I tu pojawia sie pytanie - czy naprawde nie dalo sie zrobic filmu, ktory pokazalby mniej, a bylby po prostu dobry?