Nie da się ukryć, że podobna jest do tatusia, a nie mamusi, ale.. i tak uważam, że jest śliczną kobietą. Taką z krwi i kości, niedoskonałą. W czasach kiedy każda ekranowa panienka ma wymiary 90-60-90 i zęby jak z porcelany, patrzenie na zbyt chudą, ale niewystudiowaną chudością i nie - piękną, ale interesującą Charlott jest prawdziwą przyjemnością.
Tym bardziej, że talent też ma po tatusiu :)
To prawda! Jest w Niej coś niezwykłego! Właśnie naturalność dodaje Jej wiele uroku. Charlotte ujęła mnie właśnie tym, że nie jest "wymalowaną lalką", a normalną dziewczyną, czy kobietą (w zależności od filmu). Świetna rola w "Złośnicy". Nic dziwnego, że dostała Césara. Nawet na gali podczas odbierania nagrody świetnie się prezentowała - ubrana ładnie jak normalna dziewczyna, a nie "gwiazdeczka filmowa w sukni" jak to dzisiaj jest praktykowane. Skromna i szczerze wzruszona. Nie jest jakimś wielkim ideałem piękna, ale ma w sobie "to coś", co mnie intryguje :)