Po powtórzeniu, razem z całą serią Bonda, filmów Craiga ("Skyfall" po raz pierwszy) mogę się
pokusić o podsumowanie jego wkładu w tą postać.
Od początku Craig musiał się mierzyć z niezasłużoną krytyką, spowodowaną głównie jego
osobliwą urodą, niepasującą do stereotypu "wysokiego, smukłego bruneta". A przecież jego
pierwszy występ w "Casino Royale" jest nie tylko jego najciekawszy Bondem, ale również
najlepiej zagranym, najbardziej różnorodnym w całej serii. Bond Craiga w "Casino Royale" był:
- niewzruszonym, ale charyzmatycznym twardzielem w stylu Charlesa Bronsona ("pokerowa
twarz" uzasadniona fabularnie),
- skupiony i zdeterminowany w scenach akcji (żadne tam idiotyczne poprawianie krawata czy
mankietów),
- ironiczny i sarkastyczny, jak na Bonda przystało ("To ostatnie rozdanie prawie mnie zabiło")
- ujmująco bezradny w chwilach skrajnego zagrożenia (otrucie, tortury),
- dramatyczny wobec śmierci ukochanej.
Duża w tym zasługa znakomitego scenariusza, ale i Craiga, który wszystkie te oblicza oddał
niezwykle przekonująco. Żaden wcześniejszy odtwórca tej roli nie musiał się zmierzyć z takim
zadaniem i wątpię, by któryś podołał (Lazenby? Dobry w melodramacie, nudny jako bohater akcji
itd).
W "Quantum of Solace" przeważa pozbawiona emocji twarz twardziela. No, ale to jest kino
zemsty, więc ten "Charles Bronson" w roli Bonda nie powinien nikogo dziwić. Zresztą Craig w roli
mściciela czuł się dość swobodnie, a scena, w której Bond zostawia Greena na środku pustyni
ino z butelką oleju silnikowego, na pewno zapisze się w historii jego przygód. Zakończenie
"Quantum" obiecywało dopełnienie zemsty i narodziny "nowego Bonda".
Tymczasem w "Skyfall" Bond Craiga jest całkiem niewyraźny. Wiecznie sztywny, jakby połknął
kij od szczotki, kamienna twarz przez cały film (może poza sceną śmierci M). "Nowy, lepszy
Bond" został przyćmiony przez każdego aktora, z którym przyszło mu grać (Bardem, Dench,
Marlohe, Whishaw, Finney). Craig wygląda na znudzonego tą rolą, jak Connery w swoich 2
ostatnich filmach. Nie chcę wszystkiego zrzucać na Craiga. Nie popisał się ani on, ani twórcy,
którzy bawią się w psychologię, alkoholizm, kryzys wieku średniego, śmierć rodziców, powrót do
korzeni. Niestety, wszystkie te tematy traktują zbyt schematycznie, nawet biorąc pod uwagę
konwencję. Nie oszczędzają natomiast na fajerwerkach.
Jak będzie się dalej prezentował Bond Craiga? Czy symboliczne spalenie domu rodzinnego
wreszcie zaprezentuje bohatera odrodzonego z popiołów? Czy może trzeba będzie czekać na
kolejnego aktora, bo Craig się wypalił?
Nie zgadzam się z Twoją oceną Craiga w Skyfall. Moim zdaniem po raz kolejny był świetny, był znakomitą "przeciwwagą" dla "przegiętego" Bardema, Obaj byli świetni, Craig potrafił ukazać wszystko, co było do ukazania - emocje, wypalenie, powrót do formy, był humor, "craigowy" sarkazm, nawet więcej niż w poprzednich Jego odsłonach. Craig się na pewno nie wypalił, pokazał CZŁOWIEKA ze wszystkimi słabościami, zero komiksu czy sztampy, nie wyobrażam sobie Jego poprzedników w tej roli w takiej konwencji.
Uważam, że właśnie w Skyfall Craig poczuł się naprawdę Bondem i to moje zdanie ma zresztą odzwierciedlenie w wielu recenzjach krytyków filmowych.
Craig moim zdaniem nie pasuje do takiego wizerunku Bonda jak w ,,Skyfall ,, -tam próbował naśladować Connerego a to nie było dobre .On bardziej pasuje do mrocznego wizerunku Bonda .W tym nie ma sobię równych .Ostatnio obejrzałem sobię ,,Quantum of Solace ,, i Craig znakomicie wypadł .On jest urodzonym Bondem -Zadymiarzem i niech takim dalej bedzie !!!
Ok, jest "mrocznym Bondem", ma s wobie coś z "zadymiarza", jak napisaleś ale przecież nie tylko, to jakaś stereotypowa etykieta, którą mu przywaliłeś. Przecież juz w CR pokazał Bonda, ktory pomimo swojej bezwzględności potrafi być wrażliwy, zakochany a nawet pod wpływem uczucia zrezygnować z pracy. Potrafi być czarujacy i elegancki - zobacz dialog z Vesper w pociągu, czy podczas jego rekonwalescencji, kiedy usiadła mu na kolanach, czy jak ujmujący był w scenie z Vesper pod prysznicem, itp.W obydwu poprzednich mial także poczucie humoru i z dużym polotem rzucał rożne zabawne riposty, był wyluzowany i cool.
I w sumie kontynuuje to w Skyfall z jeszcze większym polotem, choć tam pojawilo się jeszcze parę innych rzeczy do odegrania, pisalam o nic powyżej, i on to zrobił doskonale.
Szczerze mówiąc nie przekonałaś mnie ;) Choć nie wiem, czy taki był Twój zamiar, czy tylko odpowiedziałaś dla formalności. Nie widzę w "Skyfall" nic, co by wymagało szczególnie Craiga, tak jak "Casino Royale". Mało tego, "Skyfall" przypominał mi pierwsze filmy Connery'ego (świadome nawiązania do "Doktora NO", sugerujące "zapętlenie" serii). I nie widzę w roli Bonda w "Skyfall" jakiegoś wyzwania, z którym nie mógłby sobie poradzić macho Connery (który aktorem był przecież bardzo dobrym). Craig mnie swoją rolą nie porwał i nie wiem, czemu miałbym polecić "Skyfall" komuś, kto nie ma sentymentu do tej postaci.
100 procent racji !!! Już chciałem założyć podobny temat o Craigu ,w którym Bondzię najlepiej zagrał .
Zaprawdę powiadam Ci, że Craig w Skyfall zamiótl pod dywan wszystkich poprzednich odtwórców tej roli. Po pierwsze, NIGDY Bond nie był tak skomplikowaną postacią jak teraz i żaden z poprzednich aktorów nie byłby w stanie oddać wiarygonie całej złożoności tej postaci. Może Dalton, bo on tez ma solidne przygotowanie aktorskie ale nikt poza tym. Nawet Connery, który grał Bonda po "gwiazdorsku", stereotypowo, choć dobrze. Craig jest na pewno najlepszy aktorsko i jego Bond jest najbardziej interesujący, intrygujący, sexowny, złożony i wymagający aktorsko niż każdy poprzedni. O komiksowym Brosnanie i jego "głosiku" nawet tutaj nie wspominam.
Mi taka wersja Bonda przedstawiona w ,,Skyfall ,, nie odpowiada .Nie wiem ,może to nie winna Craiga a scenariusza .
Trochę piszesz nie na temat, bo ja nie porównywałem roli w "Skyfall" do poprzednich odtwórców, a trochę potwierdzasz to, co już napisałem. Czyli Craig jest najbardziej wszechstronnym odtwórcą roli Bonda, czego najlepszym potwierdzeniem jest rola w "Casino Royale" (ze względów, które wymieniłem w temacie). Oczywiście nie jest to jakaś szekspirowska rola, ale jak na bohatera kina akcji, dość skomplikowana, a przy tym przekonująca.
Nie wiem, co jest takiego złożonego w roli w "Skyfall"? Kryzys wieku średniego? Alkoholizm? Przecież te tematy potraktowano "po łebkach" nawet biorąc pod uwagę konwencję. Cóż to za andropauza, skoro Bond ma muskulaturę jak młody Bóg? Cóż to za alkoholizm, skoro raz mu się ręka trzęsie jak w delirce, a następnego dnia strzela jak snajper? Uważasz, że te aspekty postaci zostały oddane przekonująco, a Craig przyćmił rolę Gajosa w "Żółtym szaliku"? Moim zdaniem po prostu nie przyłożył się do tej roli. Nie widać, żeby włożył tyle serca i zaangażowania, co w "Casino Royale". Podrywa kobiety, bo ma podrywać. Biega, bo ma biegać. Strzela, bo tak napisane w scenariuszu. Sądzisz, że Connery nie poradziłby sobie z tą rolą? Nie zagrałby "trzęsącej ręki"? ;)
A cóż to za porównanie do Gajosa? Czy Gajos grał Bonda? Skyfall to nie studium postaci alkoholika, lecz nadal film o Bondzie, ktory ma pewne problemy ale je przezwycięża. I wszystkie niuanse zostały przez Craiga oddane bardzo dobrze. Ty masz swoje zdanie a ja swoje, poza tym pisanie, że biega, bo ma biegać i strzela, bo ma strzelać mozna odnieść do KAŻDEGO z poprzednich odtwórców Bonda. Craig nadał mu więcej wymiaru ludzkiego a trywializowanie typu " Connery nie zagralby trzęsącej ręki?" jest bez sensu. Moim zdaniem Craig w Skyfall był świetny. Tyle.
To porównanie do Gajosa było oczywiście w ramach żartu, zapomniałem tylko mrugnąć okiem, co niniejszym czynię ;) Oczywiście Bond nigdy nie będzie specjalnie skomplikowaną psychologicznie postacią. To tylko bohater kina akcji, który powinien być wyrazisty i charyzmatyczny. Moim zdaniem Roger Moore miał więcej zapału w swoich ostatnich filmach, gdy był już prawie staruszkiem. Craig w "Skyfall" przypomina mi właśnie Connery'ego z "Diamenty są wieczne". Gra nieźle, ale bez przesady. Bardem z łatwością przyćmił go charyzmą, a też nic wielkiego nie pokazał.
Bardem na pewno nie przyćmił Craiga żadną charyzmą, Silva to przecież płaczek, w sumie przez wiekszość filmu było mi go żal, że taki biedny i poszkodowany i chce się zemścić na "mamusi".... Grał psychopatę, więc siłą rzeczy musiał być bardziej "over-the-top" niż pozostali ale ten jego "złoczńca" nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, jak porównać go z większością poprzednich "villains". Za to Craig zrobił na mnie wrażenie, znowu pokazał niby tego samego ale jednak innego Bonda niż np. w Casino Royale. Był zblazowany, przez moment "wypalony" i spsiały ale do czasu. Moim zdaniem był i wyrazisty i charyzmatyczny. Fragmentu o zapale Moora w Zabójczym Widoku nie komentuję.
Bardem jako Silva był jednym z najmocniejszych stron ,,Skyfall ,, Pozamiatał ostro Craiga aktorsko ! .A to że ty uważasz inaczej to nie znaczy że tak musi być .
Nikogo nie pozamiatał, bo Silva był "jokerowy" i żałosny. A powinien budzić strach. Nie mówię, ze Bardem zagrał źle ale to nie był charyzmatyczny "zły". A to, że ty myślisz inaczej, to nie znaczy, że tak musi być. Le Chiffre był bardziej charyzmatyczny a Silva był komiczny i komiksowy i budził raczej moje współczucie. Jeszcze nie widziałam, żeby w jakimkolwiek filmie ktoś "pozamiatał" Craiga aktorsko i tu też nie miało to miejsca.
,,Jeszcze nie widziałem ,żeby w jakimkolwiek filmie ktoś pozamiatał Craiga aktorsko i tu też nie miało miejsca ,, Miało ,miało miejsce i ty dobrze o tym wiesz ,tylko kochasz Daniela Craiga bezgranicznie i nie potrafisz być obiektywna i sprawiedliwa ,brońisz go bezgranicznie .Jakoś dziwne ze nigdy o nim żle nie powiedziałaś ,ani rąbka małej krytyki co też powino nastopić .Nie widzę dalszego sensu prowadzenia już z tobą dyskusji .
Skoro nie widzisz sensu prowadzenia ze mną dyskusji, to po jaką cholerę ciągle mi odpowiadasz? Nie widzę powodu, żeby krytykować Craiga, skoro nie zasługuje na krytykę, proste. Tak, uwielbiam go, czczę i modlę się do niego - zadowolony? Jak brakuje ci argumentów, to wyskakujesz z takimi tekstami, które nic a nic nie wnoszą do dyskusji. Ja napisałam dlaczego uważam, że Bardem NIE pozamiatał Craiga aktorsko, zagrał poprawnie, tak jak należy grać psychopatę z komiksu i tyle, bez fajerwerków a ty tylko, że ja się mylę i kropka. Nie będę krytykowała Craiga tylko dla twojej przyjemności.
Z góry przepraszam że to co napiszę nie będzie do końca na temat. Może i Craiga ograniczał nieco scenariusz itd. ale faktycznie trzeba przyznać że Bardem zagrał lepiej, jakby Craig był dla niego tłem. Silva był (nie wiem czy to do końca dobre określenie) barwniejszą postacią, chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, że on właśnie taki miał być-trochę przekolorowany, trochę komiczny, trochę przesadzony- jak dawni wrogowie Bonda. I mówię to jako wielka fanka Craigowych Bondów i w ogóle Craiga. Pozdrawiam.
Zdaję sobie sprawę z tego, że Bardem miał być przekolorowany i przesadzony i chyba właśnie coś takiego napisałam a przynajmniej taki był mój zamiar. Chodziło mi o to, że złoczyńca ZAWSZE jest barwniejszy niż "ten dobry", bo to z reguły psychopata i taka rola stwarza więcej możliwości. Akurat Silva, moim zdaniem, nie był specjalnie demoniczny, bo był to skrzywdzony biedak, który ześwirował i szukał zemsty. Ale nadal była to postać z definicji bardziej "odjechana" i dlatego w sumie łatwiejsza do zagrania dla dobrego aktora, który mógł się popisać swoim kunsztem. Nie znaczy to ABSOLUTNIE, że Bardem zagrał lepiej. Zagrał INACZEJ. Craig zagrał swoją postać bardzo dobrze a to, że komuś bardziej odpowiada efekciarstwo, to już nie moja wina. Bardem grał psychopatę a Craig Bonda, trudno, żeby Craig w tej roli stosował technikę a la Bardem. Obie role były bardzo dobre, każda w swojej konwencji.
Równie dobrze możesz napisać, że KAŻDY "złoczyńca" z poprzednich Bondów był lepszy niż sam Bond, bo był "barwniejszy". Po prostu taka uroda "złoczyńcy". Akurat Craig jest dosyć "barwnym" Bondem, bo nie jest tak jednowymiarowy i schematyczny jak poprzednicy.
Też pozdrawiam.