... to po prostu mistrzostwo świata. Jack Nicholson musi się pogodzić z tym, że 24 lutego 2012 roku niejaki Daniel Day-Lewis zrówna się z nim pod względem ilości zdobytych Oscarów. Z tym, że DDL zdobędzie je wszystkie za role pierwszoplanowe.
Oj żebys sie nie zdziwił, wątpie zeby dali mu tego oscara nawet jesli zasłuzył kolejny gosc z trzema oscarami to nie przejdzie.
Myślę, że gdyby nie mieli zamiaru dawać mu trzeciego Oscara - nawet nie dostałby nominacji. A tak oburzenie byłoby jeszcze większe.
Oglądałem wczoraj "Lincolna", sam film mi się nie podobał, ale trzeba przyznać, że Daniel Day Lewis swoją grą aktorską praktycznie zmiótł resztę obsady. Bardzo dobrze się stało, że Neeson zrezygnował z tytułowej roli. Raczej nie byłby wstanie dojść do tego poziomu interpretacji postaci co DDL. Jeśli 24.02.2013 (rok 2012 już się skończył ;p) Day-Lewis dostanie Oscara to będzie to z pewnością decyzja sprawiedliwa. Osobiście jednak bym wolał aby akademia wyróżniła Coopera, którego tak dobra forma aktorska może już się nigdy nie powtórzyć. Co do DDL to nie mam takich obaw, on praktycznie zawsze jest w formie i z całą pewnością w przeciągu najbliższych 10-12 lat zgarnie jeszcze co najmniej 2(!) statuetki.
Nie widzę nigdzie w swojej wypowiedzi zdania, które by sugerowało, że DDL nie może dostać 3 oscara. Podałem tylko mój typ.
Niema też bardzo wielkiej konkurencji. Może Joaqin Phoenix, ale "Mistrz" poza kategoriami aktorskimi został pominięty, więc raczej niema szans.
Wydaje mi się, że to Phoenix powinien dostać Oscara. Day Lewis w Lincolnie był świetny, choć w prawdziwy zachwyt nad nim wpadłam po obejrzeniu "Aż poleje się krew". Tak więc: moje życzenie - nagroda dla Joaquina Phoenixa, ale pewnie i tak padnie na Day Lewisa.
Day-Lewis Nicholsonowi może buty czyścić, nie ma co porównywać tych dwóch Panów. Jack jest niezastąpiony i jest najbardziej wszechstronnym aktorem wszech czasów. Day-Lewis jak narazie grywa w smętnych dramatach i nie wychodzi mu to najlepiej. Przeważnie jest pretensjonalny - "Ostatni Mohikanin", "Moja lewa stopa", "W imię ojca". Jak narazie to on nie zasłużył w moim odczuciu na nazywanie go jakimś wielkim aktorem, chociaż w "There will be blood", "Gangach Nowego Jorku" i "Lincolnie" zagrał naprawdę bardzo dobrze. W 1990 lepszy był Williams.
U Sherridana Day-Lewis gra po prostu nienaturalnie, tak jakby na siłę starał się sprawić wrażenie, że jego rola jest poważna i ambitna.
Temat rzeka. Podobno ktoś kogoś kiedyś przekonał o swojej racji :-) Dodam od siebie, że obaj są jedyni w swoim rodzaju.
Rola W aż poleje się krew bardziej przypadła mi do gustu. Natomiast Lincoln jest dojrzały, przemyślany i zagrany z dumą. Rola dekady to nie jest, ale Oscara ma jak w banku, tylko Pheonix może mu odebrać nagrodę.
Hoffman pozostaje moim ulubionym aktorem, widziałam o wiele więcej jego filmów niż Lewisa i wszędzie mnie zachwycał (no, może oprócz MI3). Ale muszę przyznać, że DDL rolą w "Lincolnie" po prostu powalił mnie na kolana.
magazyn Time wybrał Day Lewisa najlepszym aktorem wszech czasów ostatnio czytałem gdzieś w necie .
Moim zdaniem Leo to bardzo dobry aktor choć też wole Philipa .DiCaprio tworzył znakomite role choćby w Awiatorze czy Drodze do szczęścia
w Django też spoko ale o wiele bardziej mi się Waltz podobał i Jackson a ogólnie wyje.bany film polecam
Widziałeś już Mistrza? Ponoć Pheonix stworzył znakomitą (choć i tak obejdzie się smakiem) kreację, lepszą od Daniela.
hehe z początku chciałem go zmieszać z błotem za ten irracjonalny wywód ale pózniej zrozumiałem to co wyżej napisałeś.
ja myślę odwrotnie, przecież J.N. to miał po prostu szczęście do kilku dobrych filmów i nic więcej dla mnie to on jest średniawy i nie bardzo rozumiem zachwyt jaki ludzie wokół niego roztaczają ....
Nicholson w każdym filmie zagrał wyśmienicie... dla mnie. Day-Lewis to sprytny cwaniaczek pod względem doboru ról, pazerny na nagrody. Tak mi się właśnie wydaje, że on to robi tylko żeby grać w filmach, które mogą przynieść mu automatycznie nagrody. Takim filmem bez wątpienia jest "Lincoln" - Spielberg, ważny historycznie, poprawny politycznie, patetyczny amerykański film o jednym z najbardziej znanych prezydentów USA. Choćby zagrał słabo to i tak Lewis dostał by nominacje do Oscara, bo to jest jeden z tych filmów, który jest nominowany automatycznie. Podobnie zresztą jak "Wróg numer 1" Bigelow, bo jak niby zapomnieć o filmie, w którym wspaniała, wszechmogąca Ameryka walczy z tą "złą" Al-Kaidą, kolejna propaganda.
Nie oglądałeś żadnego z tych filmów. A co do "Wroga numer 1", to przeczytałeś tylko opis. A Nicholson trzeciego Oscara zgarnął za powtórzoną rolę z "Czułych słówek". W 1975 lepszy był Pacino.
"Day-Lewis to sprytny cwaniaczek pod względem doboru ról, pazerny na nagrody. Tak mi się właśnie wydaje, że on to robi tylko żeby grać w filmach, które mogą przynieść mu automatycznie nagrody."
Kpisz czy o drogę pytasz? Gościu gra raz na kilka lat a ty go podejrzewasz o to, że gra w filmach tylko po to żeby zdobywać nagrody? A to nie powinno być tak, że skoro jest na nie pazerny, to co roku bierze jakąś rolę, bo Oscary nie odbywają sie co 3-4 lata tylko właśnie co roku? :)
"Takim filmem bez wątpienia jest "Lincoln" - Spielberg, ważny historycznie, poprawny politycznie, patetyczny amerykański film o jednym z najbardziej znanych prezydentów USA. Choćby zagrał słabo to i tak Lewis dostał by nominacje do Oscara, bo to jest jeden z tych filmów, który jest nominowany automatycznie"
To, że film jest patetyczny i poprawny politycznie musi oznaczać, że nominują aktora, który w nim grał? Co ty piłeś?
". Podobnie zresztą jak "Wróg numer 1" Bigelow, bo jak niby zapomnieć o filmie, w którym wspaniała, wszechmogąca Ameryka walczy z tą "złą" Al-Kaidą, kolejna propaganda."
I co to ma do Day-Lewisa?