Nie rozumiem, czemu się tak jego czepiacie. Myslicie, że łatwo jest stworzyć bardzo dobry film na podstawie świetnej książki? Otóż nie, wcale to proste nie jest. A Yates mimo wszystkich błędów jakie popełnił sprostał wyzwaniu i chociaż w połowie odzwierciedlił książkę. Zgadzam się, że zabrakło dużo scen, połowa była przekręcona, nieuwzgędniona, ale czemu doszukujecie się w tym samych złych cech a nie dobrych? Ja zauważyłam, że film był mroczny, jeszcze do niedawna byłam przeciwna scenie z płonącą Norą, ale zauważyłam, że wyszło to na plus filmowi, bo dodało dużo akcji, dialogi zabawne...Jak widać są też dobre strony, a nie same złe. Zauważyłam też, że dużo z Was od razu ocenia Insygnie i spisuje je na przegraną, bo "znowu reżyseruje Yates i pewnie spieprzy kolejną czesć". Nie oceniajcie, zanim się sami nie przekonacie. Ja nadal mam nadzieję, że przy insygniac Yates naprawdę się postara i w pełni sprosta zadaniu. Pozdrawiam :)
Na pewno nie można powiedzieć, że tworząc "Księcia Półkrwi" się postarał. A nawet jeśli podobała Ci się scena z płonącą Norą, to była ona zupełnie nie potrzebna. Wiesz, myślę, ze scena walki ze śmierciożercami w Hogwarcie była by równie mroczna, jeśli nie bardziej, plus do tego oparta na faktach z książki gdyby w ogóle znalazła się w filmie. A połowy wątków, które w filmie powinny się znaleźć, nie było. Niestety.