Najbardziej dziwi mnie, że pomimo, że 5 i 6 podobały mi się najmniej ze wszystkich
filmów, a 7 cz. 1 najbardziej.
I wszystkie wyszły spod ręki tego samego reżysera. Interesujące.
A mnie najbardziej ciekawi dlaczego po słabych częściach 5 i 6 dostał jeszcze dwa filmy z serii. Co do Insygniów to według mnie nie podołał. Magię starał się zastąpić efektami specjalnymi co mu niespecjalnie wyszło, są fajne ale nie można na nich oprzeć filmu. W filmie nie ma napięcia ani mrocznego klimatu. Nie jesteśmy specjalnie ciekawi co za chwilę się wydarzy, ogląda się to bez większych emocji. Dodatkowo niektóre sceny wciśnięte bezsensownie jak ta z tańcem. Film lepszy niż Zakon i Książę ale nadal jest to gorsza ekranizacja niż ekranizacje Columbusa, Cuarona czy nawet Newella.
Zupełnie was nie rozumiem. Mnie bardzo podobają się wszystkie części Harry'ego które wyszły spod reki Yatesa. Pewnie dlatego, że ja czytając książki bardzo podobnie sobie to wszystko wyobrażałam. Napięcia ani mrocznego klimatu tym filmom nie brakuje (szczególnie w 7-emce). Wiadomo, że pojawiło się kilka absurdów i niedociagnięć, ale trudno ich uniknąć kiedy kręci się film na podstawie tak obszernej książki. Ludzie burzą się, że wiele scen zostało pominiętych. Gdyby trzymać się ściślej książki i pokazać dosłownie wszystko film musiałby trwać chyba z 5 godzin. Pod tym względem wcześniejsi reżyserzy mieli prostsze zadanie, w końcu pierwsze części w porównaniu do tych późniejszych są króciutkie.
Ta cała nowoczesność, efekty, zdjęcia, krajobrazy (i tu znowu muszę wspomnieć 7) jak dla mnie rewelacja. Dużo lepiej mi się również patrzy na głównych aktorów, kiedy są juz dojrzalsi i to kolejny powód dla którego tak sobie ukochałam części od 5 wzwyż. W 6 części Yatesowi brawa się należą za kreację małego Riddla, który jest fenomenalny. Lepszego dzieciaka do tej roli nie mogli znaleźć.
Czuję się usatysfakcjonowana, bo jego wizja pokrywa się z moją, w dużej mierze dostałam to, co chiałam dostać. No ale dogodzić każdemu się nie da.
do DoomedMistress piszesz ze chcaz pokazac wszystko dosłownie film trwałby 5 godzin i zgadzam sie.... Jednak wprowadzanie na przykład sceny z Nora i Harry "buszujacym w zbozu" w 6 czesci, gdzie tej sceny w ogóle w ksiazce nie było jest bez sensu w tym czasie mozna by pokazac cos co mialo wiekszy wplyw na fabule. Jeszcze zaznacze ze pierwszy rezyser wcale nie mial łatwiej bo musial obsadzic głowne role i zbudowac cały świat Pottera od poczatku a późniejsi reżyserzy mieli juz jakas baze (w tym yates) wiec nie mówmy o tym ze mial latwo. Jeszcze wracaja na chwile do Księcia Półkrwi to gdybym chcial obejrzec film gdzie 16 czy 17 latkowie zachowuja sie jak 13 i ich "miłość" jest podana w cukierkowy sposób to obejrzał bym sobie zmierch czy jakis podobny film, no ale jak sama zauważyłaś wszystkim sie nie dogodzi.
p.s chcialem tylko zwrócić uwage na pewne negatywny cechy jego filmów
pozdrawiam
Mam podobnie... Piątka jeszcze ujdzie w tłumie, szóstka była dnem nie do opisania... Książka wspaniała, film okropnie nudny i z dupy wzięty... Ogólnie co do cz. szóstej zgadzam się z paciolino.
Część siódma pozytywnie mnie zaskoczyła. Oglądałam z rozdziawioną buzią, najbardziej podobała mi się chyba historia o trzech braciach. Tym razem reżyser starał się trzymać książki. I tak Insygnia Śmierci Part I ma u mnie chyba najwyższą ocenę 9/10. Trochę niepokoi mnie, że w kolejnej części zapowiedziane zostały duże zmiany, ale cóż... Pożyjemy zobaczymy.
duże to mało powiedziane - te skoki z mostu HP i V. to chyba się scenarzyści przyśniły w twórczym koszmarze, byle tylko film nie stał sie nim.
Piątka była totalną tragedią, szóstka - pod względem filmowym całkiem niezła, ale jak jestem z tych osób, które uważają, że film nie musi się w 100% pokrywać z książką, tak w ,,Księciu Półkrwi" Kloves po prostu przesadził. Ile tam było wspomnień Voldemorta? Dwa?
A siódma część - wspaniała! Nawet lepsza niż ,,Więzień..." (swoją drogą, nie rozumiem fenomenu tejże części, ale to nieważne). Wszystko świetnie zrealizowane, wreszcie pozbyto się beznadziejnego Hoopera. Bardzo mi się to podoba. A scena z tańcem była bardzo fajna, przypominam, że akcja filmu dzieje się w roku 1997.
A po za tym to chwała Yatesowi za to, że dzięki niemu w filmie pojawiła się Helena Bonham Carter :-) (choć może nie dzięki nie mu, bo tam McCrory była w ciąży, ale to nic :D).