Wszystkie role, prócz Lęku pierwotnego są żałosne. W żadnej roli on nie jest wyrazisty, w wielu przypadkach naciągany wyraz twarzy połączony z banalnymi odruchami. 5/10
Jestem ciekawa ile jego ról tak naprawdę oglądałeś?Nigdy Go nie lubiłam,ale w pewnym momencie uznałam,że jest dobry i obejrzałam wszystkie jego filmy (z wyjątkiem Smootchie) i uważam,że jest rewelacyjny. Polecam "Więźnia nienawiśći".
Widziałem 10 jego filmów i stwierdzam, że jest przeciętnym aktorem:
-Lęk pierwotny
-Więzień nienawiści
-Hazardziści
-Podziemny Krąg
-Zakazany owoc
-Rozgrywka
-25. godzina
-Czerwony smok
-Włoska robota
-Iluzjonista
Lęk pierwotny udał mu się znakomicie, lecz reszta z Podziemnym Kręgiem,25 godziną i Iluzjonista to porażki totalne.
Taki właśnie jest filmweb. Gdy wygłasza się swoje zdanie to jest prowokacja. Uważam Nortona za przeciętniaka,Podziemny Krąg za przeciętny film to oczywiście to jest prowokacją tak? Bo mam inne zdanie niż 'wszyscy'?
haha! Dobre! Gościu ma niezłe problemy ze sobą, zresztą już sama jego ksywka na to wskazuje. Kompleks wyższości być może?
Nie zgadzam się!!!
Więzień nienawiści to jego najwspanialsza rola...
Co do iluzjonisty masz rację, bo nawet nie przyciągnął mnie ten film, także nie obejrzałam go w całości.
Polecam ci obejrzeć "W cieniu chwały", film godny polecenia.
Choć z drugiej strony skoro na tobie nie zrobiły wrażenia takie filmy to ja nie wiem, czy jakikolwiek inny jest w stanie.
Jedno wiem na pewno, Edward jest świetny w rolach tj. w Więźniu nienawiści, czerwonym smoku, cieniu chwały, czy lęku pierwotnym.
Marny to jest Twój gust, bo chociaz sie go nie ocenia, po Twojej wypowiedzi latwo stwierdzic waski zakres upodoban i niesamowita niewiedze na temat gry aktorskiej.
Zgadzam się w 1000%.
Jemu nie podoba się, żaden film, w którym zagrał Eddi, więc po co w ogóle się wypowiada na jego temat skoro i tak, z góry jest nastawiony na nie.
To już jest naprawdę nudne. Ja rozumiem nie lubić jakiegoś aktora, ale żeby w każdym możliwym poście to zaznaczać. Ile można to czytać. Dałbyś już spokój. Nie lubisz, to w ogóle nie wchodź na jego stronę. Dziwie się, że Tobie się chce.
Krytyka często jest wynikiem ludziej zazdrości. Skoro sam jesteś żałosny to poużywasz sobie na Nortonie, który jest dobrym aktorem i coś już w swoim życiu osiągnął, a nóż widelec trochę Ci ulży. To jest dopiero żałosne :(
Po pierwsze, jezeli piszesz, to pisz poprawnie, nie marna aktorzyna, lecz marny aktorzyna, po drugie real, jezeli nie rozumiesz co artysta , w tym przypadku Norton, ma do opowiedzenia to lepiej nie zabieraj glosu, czasami ta dretwosc ma swoj sens, cos znaczy, nie wszyscy sa wylewni, gestykuluja i klepia sie po plecach,rola , ktora gra wymaga i wymusza pewne ograniczenia w tym co robi, idzie to na plus bo nie wyobrazam sobie np. Stallone, zeby przekazal mi to, co przekazal mi Norton, byloby to dla mnie nieprawdziwe i smieszne, jak by nie patrzec Norton nadaje sie do grania pewnych osobowosci, robi to niezle, podoba mi sie ten styl, jak najbardziej zasluguje na dobra ocene, lubie go ogladac
Chryste, dlaczego? Dlaczego akurat Więźnia trafiła etykietka arcydzieła? Skąd to się wzięło? Ktoś musiał zacząć to chore stawianie mu najwyższej możliwej oceny, to chyba efekt domina. To musi być efekt domina. Przecież to taka maksymalnie przeciętna produkcja.
człowieku, prawdopodobnie nigdy nie spotkałeś się z żadnym przejawem dyskryminacji, stąd u ciebie to płytkie spojrzenie na temat. łatwo powiedzieć 'rasizm jest zły', 'nienawiść jest zła', ale co to tak naprawdę dla kogo znaczy? ludzie, których nigdy nie poniżano, nie nienawidzono ze względu na rasę czy religię, przechodzą często przez życie sami nie zdając sobie sprawy z braku głębi w nim, działając jak automaty z dnia na dzień. książki, filmy, obrazy, muzyka - słowem, sztuka, istnieją po to, aby zmusić nas do przystanięcia na chwilę i zastanowienia się nad rzeczami, nad którymi kupując bułki nie mamy powodu się zastanawiać. trafniej ujmują w słowa czy całe historie coś, co gdzieś tam w środku czujemy, co być może kłębi się gdzieś z tyłu naszej głowy, ale czego nie jesteśmy w stanie lub nie mamy wystarczającego bodźców, żeby określić. nie warto iść przez życie będąc ignorantem, nie rozważając pewnych spraw. american history x w niesamowity sposób ukazuje jedną prawdę - do czego prowadzi nienawiść. na jakim tle jest ona generowana - nie ma większego znaczenia, choć w filmie pokazana jest ona na przykładzie nienawiści rasowej i religijnej. sceny takie jak ta, w której sweeney mówi do derecka: zadaj sobie jedno proste pytanie - czy to, co do tej pory robiłeś, uczyniło cię choć trochę szczęśliwszym?, są potężne w swej prostocie. nienawiść rodzi tylko ból, łzy i cierpienie, to właśnie ukazuje ten film, nad tym pozwala ci się zatrzymać i zastanowić. większość ludzi nie zakłada grup, których głównym celem jest tępienie odmienności - i chwała bogu za to, ale każdy jeden z nas był w swoim życiu uprzedzony do kogoś lub czegoś, każdy z nas nienawidził, mniej lub bardziej, prawdopodobnie był też w taki lub inny sposób odrzucony, wyszydzany, nawet nienawidzony, dlatego inteligentny odbiorca zauważy, że ten film jest tak naprawdę o każdym z nas. skoro nawet ja, zawsze przerważliwiona na punkcie przejawów jakiejkolwiek dyskryminacji potrafiłam z niego wyciągnąć wnioski, to a nuż trafi do kogoś, kto generował w swoim życiu znacznie więcej bezsensownej nienawiści? jeśli nic z tego, co powiedziałam, do ciebie nie przemówiło, to dyskusja z tobą nie ma najmniejszego sensu...
Śmieszny post. Najpierw krytykujesz mnie, zarzucając mi płytkie spojrzenie na temat, a potem piszesz największe banały jakie tylko mogą przyjść do głowy po obejrzeniu tego "dzieła". I w ogóle co to za poronione stwierdzenie "ludzie, których nigdy nie poniżano, nie nienawidzono ze względu na rasę czy religię, przechodzą często przez życie sami nie zdając sobie sprawy z braku głębi w nim, działając jak automaty z dnia na dzień" chłopie skąd ty się urwałeś? Czyli dopiero wtedy, kiedy ktoś mnie przysłowiowo kopnie w rzyć za mój kolor skóry czy wyznawaną religię, wtedy dopiero zdam sobie sprawę z głębi mojego życia? To najgłupsza myśl, jaką można wyciągnąć z tego filmu (chociaż w sumie można wyciągać z niego tylko takie). Tak wiem, zaraz mi odpiszesz, że chodzi o długofalową nienawiść, która mi może zniszczyć życie blablabla, ale na to samo wychodzi. Nad tym filmem nie ma się też co zastanwiać, na Twoim przykładzie to widać- do żadnych ciekawych, oryginalnych myśli nie doszedłeś, wypisałeś kupę pusto brzmiących komunałów i cieszysz japko, że tak mądrze mnie zgasiłeś. "choć w filmie pokazana jest ona na przykładzie nienawiści rasowej i religijnej" Gdyby to była matura z polskiego, to już byś oblał za brak znajomości treści. A wymieniona przez Ciebie "mądrość" Sweeneya może być potężna w swej prostocie jedynie dla człowieka, który zachwyca się banalnym kiczem-piczem. Dla człowieka, który interesuje się światem, któy chłonie sztukę i filozofię brzmi tak, jak dla przeciętnego człowieka słowa "mama" i 'tata" wypowiadane przez niemowlaka. "nienawiść rodzi tylko ból, łzy i cierpienie"- wiedzą to dzieci w przedszkolu, nad czym tu się zastanawiać?
skoro jesteś tak inteligentny, że nie potrafiłeś z mojego postu wywnioskować nawet tego, że jestem kobietą i zwracasz się do mnie per 'chłopie', to nie dziwię się, że nie potrafisz wyciągnąć żadnych wniosków z genialnego filmu. dyskusja z tobą ma mniej sensu niż gadanie do ściany. prowadź dalej swoje bogate życie, musi być naprawdę pasjonujące, skoro znajdujesz w nim czas na wchodzenie na strony nielubianego przez siebie aktora i próbowanie udowodnić ludziom, że coś, co kochają, jest beznadziejne. albo jesteś na tyle głupi, że wierzysz, że kogoś przekonasz i nagle stwierdzi 'nienawidzę nortona', albo na tyle żałosny, że podnieca cię myśl o tym, że ktoś, kto kocha ten film, poczuje się dotknięty twoimi wywodami. pofatygowałam się i weszłam na twój profil - 'aladyn' i 'potwory i spółka'? 'spider-man'? 'różowa pantera'? rzeczywiście, te filmy przebijają 'american history x' pod każdym względem, idź sobie je włącz i powyciągaj własne błyskotliwe wnioski, z pewnością nie znają ich dzieci w przedszkolu.
Nic mnie Twoja płeć nie obchodzi, jak dla mnie możesz być nawet hermafrodytą, na forum jesteś bezpłciowa, ale rozumiem, że chwytasz się tej brzytwy, żeby odeprzeć mój atak i stosujesz najbardziej żałosne chwyty filmwebowo-forumowe
1. Żałosny wniosek, że zwracanie się do Ciebie w formie męskoosobowej czyni ze mnie głąba. Nie potrafisz inaczej obronić swoich argumentów?
2. Pojazd po filmach, które mam w ulubionych, na dodatek po filmach KULTOWYCH, jak "Aladyn", czy "Monsters inc." (znajdź mi drugi, tak oryginalny film). Kultowa jest również "Różowa pantera", ośmieszasz samą siebie ubliżając jej. A "Spider-man" którego mam w ulubionych to nie film, tylko serial i figuruje na liście z sentymentu do pięknych lat dzieciństwa.
Co? Koniec kontrargumentów? To wszystko? Ale jak to? Przecież to ja jestem pusty i miałki, miałaś mi to udowodnić!
Twój post, to po prostu "vanitas vanitatum et omnia vanitas"
nie wiem, co gorsze, moje domniemane banały banalne czy twoje banały pseudofilozoficzne. twój łaciński cytat znajdujący się w programie języka polskiego drugiej klasy liceum też nie robi na mnie wrażenia. popisz się znajomością całego języka, może wtedy komuś zaimponujesz. "sprytnie" wybierasz tylko te części mojej wypowiedzi, na które wygodnie ci odpowiedzieć (i daruj sobie pisanie, że nie warto na nie odpowiadać, skoro już zacząłeś). wciąż faktem jest to, że bardziej niż ktokolwiek wpasowujesz się w schemat internetowego gnoma, bardzo filmwebowo-forumowo (twoje ulubione określenie?) prowokując innych, czerpiąc przyjemność z wylewania swojej żółci w wygodny, anonimowy sposób. nie czyni z ciebie głąba ani niedopatrzenie, ani ulubione filmy. jak dla mnie możesz być fanem kubusia puchatka (kultowy...). staram się stosować w życiu hasło "żyj i daj żyć innym", stąd nie biegam po stronach znienawidzonych filmów czy gatunków muzyki, pisząc, jak beznadziejnie płytko i bezwartościowo się dla mnie przedstawiają. w przeciwieństwie do ciebie i tobie podobnych zdaję sobie sprawę, że ludzie są różni (banał, banał, banał) i wiem, że postem w rodzaju "mierny utwór, kiepski twórca" a nawet "rzygać mi się chce, ilekroć to słyszę/widzę, a wy wszyscy, którzy to kochacie, jesteście żałośni", bo takie wypowiedzi królują w internecie, nic nie zmienię, nikomu niczego nie uświadomię, a jedynie sprawię przykrość komuś, dla kogo dana rzecz być może dużo znaczy i ma do niej osobisty stosunek. i nie chodzi tu o powstrzymywanie się od wyrażania swoich opinii i przytakiwania wszystkiemu, o co za chwilę z pewnością mnie oskarżysz - istnieje po prostu różnica między konstruktywną krytyką wtedy, gdy ma ona sens, a wyrzucaniem z siebie słów zawodu czy nawet nienawiści dla chwilowej satysfakcji. to tylko i wyłącznie moja wina, że dałam ci się sprowokować, bo takie wypowiedzi trzeba najzwyczajniej w świecie ignorować, inaczej dostarcza się trollom pożywki do dalszych działań. do american history x mam bardzo osobisty stosunek z powodów, które gdybyś znał, zapewne i tak uznałbyś za żałosne, banalne, cokolwiek w danym momencie uznałbyś za zabawniejsze. ale (nie zaczynamy zdania od "ale") całym światem kina interesuję się od małego w stopniu znacznie większym od przeciętnego, po tysiącach obejrzanych filmów, wypowiedzi, wywiadów, setkach przeczytanych artykułów i książek wyrobiłam sobie pewien gust i punkt widzenia, do którego mam prawo (banał!) i nawet patrząc obiektywnie, usuwając na bok swoje uczucia uważam ten konkretny film za arcydzieło. cokolwiek myślisz, zrozum jedną rzecz - jestem uparta, ale złośliwa tylko bywam i nie dotyczy to tego przypadku. nie próbuję ci udowodnić, że jesteś "pusty i miałki", co zresztą nomen omen idealnie podsumowuje twoje zdanie na temat filmu, którym nie omieszkałeś się z nami krótko i dobitnie podzielić. nie czerpię przyjemności z równania ludzi z ziemią, pokazywania im, jacy są maluczcy. "Dlaczego muzyka potrafi być tak czysta, tak przekonywająco skłaniać nasze dusze ku sobie, mowa zaś jest zawsze związana z przemocą, z rywalizacją, z pragnieniem, aby bez wahania przekonać - czyli w istocie pokonać - bliźniego, aby go upokorzyć, związać zręcznym opisem jak grubą liną - o, popatrz, jaki jesteś słaby... jesteś nikim, cały w mocy mojej definicji! Dlaczego rozmawiając, pragniemy mieć "ostatnie słowo", czemu tak bardzo chcemy, aby "moje było na wierzchu"? Stalin, Hitler i Mao pragnęli mieć ostatnie słowo - i mieli je, bo potrafili zabijać ludzi i słowa, zanim sami umarli. Ich mali naśladowcy, tyrani dnia codziennego, także polują na ostatnie słowo - bo kto je złapie, ten górą." nie oczekuję, że wiesz, z czego to cytat, książka ta jeszcze nie dorobiła się miana kultowej. irytuje cię, jak czepiam się pojedyńczych słówek? nie wątpię. zakończę swoją przydługą wypowiedź, powtarzając się - nie odczuwam żadnej satysfakcji, nie próbuję cię "zgasić" ani (już) przekonać do swojego zdania. wiele wypowiedzianych przeze mnie słów wynika z irytacji, tak było, jest i będzie, bywa u każdego człowieka. jeśli więc chcesz mnie nazwać hipokrytką, wytykać pojedyńcze zdania i pokazywać, jak sama sobie przeczę, to zrób w zamian coś pożyteczniejszego. okaż się bardziej opanowany, dojrzalszy, nie odpisuj mi już (nie, nie jest to zagrywka retoryczna mająca doprowadzić do śmiesznego zwycięstwa, jakim jest posiadanie ostatniego słowa).
Wkładanie sentencji łacińskich w wypowiedź NIE jest zabiegiem mającym robić wrażenie, czysta estetyka, ot, wszystko(a tak w ogóle czy ewentualną wartość sentencji określa, kiedy jej się uczymy? Czy sentencja nauczona w liceum ma mniejszą wartość od sentenscji nauczonej na studiach?). Przedmiotem naszej dyskusji było określenie wartości filmu "American History X", a nie, czy Edward Norton to dobry bądź zły aktor. Pierwsza zaczęłaś mnie obrażać, mimo tego, że żadnego ataku na Twoją osobę nie uczyniłem (na początku, rzecz jasna), więc kto tu na kogo pluje żółcią? Heh, oczywiście, że Kubuś jest kultowy, każdy go zna, prawie każdy go w dzieciństwie oglądał. Chcesz, zapraszam na teren hmm... neutralny, możemy się umówić na kawę, tylko w tym celu, żeby dokładnie obgadać jaką wartość ma AHX i czy w ogóle ją ma. Wolę to o wiele bardziej od anonimowego forum, ale zapewne Tobie taka opcja nie będzie pasować, szkoda. Niesamowitym jest dla mnie, że mimo tylu obejrzanych/przeczytanych pozycji nadal uważasz, że to dobry film. Rozumiem, że może się podobać laikom, ludziom, dla których kino zaczyna się od lat 90. a to i tak jedynie polskie i amerykańskie, ale osobie takiej jak Ty? To po prostu... nie pasuje. Nie aspiruję do bycia dojrzałym, w ogóle mi na tym nie zależy.
Ciekawe, bardzo niewielu moich znajomych dostrzegło wartość tego filmu, a byli to sami pasjonaci kina i ludzie bardzo inteligentni, choć tak różni od siebie. Tych kilkoro, którym nieopatrznie go poleciłam, a dla których kino zaczyna się nie od lat 90., a od roku 2000 (a tak w ogóle, czy wartość filmów określona jest przez datę? no, ale skoro już używamy tej jednostki pomiaru...), zasnęli w połowie. Naprawdę mnie dziwi, że masz takie zdanie na jego temat. Ale cóż, "kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie". Chętnie bym z tobą porozmawiała, internetowa anonimowość często mnie drażni, ale nie wydaje mi się, żebyś znajdował się akurat tam gdzie ja. Jeśli jednak kiedyś będziesz w Londynie, gdzie się niebawem wybieram na studia, to daj mi znać.
Na studia wybierasz się do Londynu, czyli póki co, dopóki trwają matury, znajdujesz się w Polsce? Może w Warszawie lub jej okolicach przypadkiem? Wartość filmów nie jest określana przez datę, nic takiego nie miałem na myśli- chodzi mi raczej o formę kina, która- tak jak wszystko inne- ewoluuje. A dzisiejsza jego forma różni się znacząco od tej sprzed 50-60 lat... natomiast nie tak bardzo od tej sprzed 10-20(oczywiście są nieliczne wyjątki w obu przypadkach, gwoli ścisłości, AHX do nich NIE należy). Zgodzisz się? Ok, obie nasze teorie są subiektywne- weźmy teraz pod uwagę fakty- Krytycy filmowi i koneserzy kina na całym świecie twierdzą, podobnie jak ja, że film jest produkcją słabą pod względem realizacyjnym, jak i pod względem przekazu, który ze sobą niesie. Za to publika (szczególnie amerykańska, a co za tym idzie- najmniej wymagająca) nie szczędziła słów zachwytu.
Ale tą dyskusję naprawdę nie muszę sprowadzać do poziomu zasłaniania się faktami, możemy ją odbyć w 4 oczy, albo wymienić się numerami gg, albo cokolwiek
Do Warszawy jeżdżę odwiedzać ojca, właśnie niedawno stamtąd wróciłam. Na co dzień mieszkam niestety dobrych 500 kilometrów od ciebie, ale możliwe, że jeszcze tam pojadę przed wyjazdem na stałe.
Amerykańscy krytycy czegoś nie lubią, akademia rozdaje oscary, ludzie nienawidzą... i na odwrót. Takie sprzeczności zachodzą w przypadku zbyt wielu filmów, żeby kierować się opiniami innych i nie stać się przy tym marionetką chwalącą to, co chwalić wypada. Nauczyłam się już dawno ufać własnym opiniom i choćby każda jedna osoba na świecie twierdziła, że coś jest słabe/wspaniałe, i tak będę miała swoje zdanie, zupełnie od tego niezależne. Zbyt wiele razy krytyka rozpływała się nad czymś, co uważałam za przeciętne, a gardziła czymś, co dla mnie było prawdziwą perłą. Podobnie wiele razy zgadzaliśmy się, ale uważam to za przypadek. Nie wydaje mi się, aby sztukę, czy jest to muzyka, literatura, malarstwo czy film, można było w ogóle odbierać i osądzać obiektywnie w prawdziwym tego słowa znaczeniu, kłóci się to całkowicie z sensem jej istnienia. Nawet kiedy staramy się na coś spojrzeć obiektywnie, jest to tylko nieco inny punkt widzenia, który przyjmujemy, a który wydaje nam się neutralny. Zbyt bardzo jesteśmy naładowani swoimi przeżyciami, wspomnieniami, odczuciami, nasze umysły to nie tabula rasa, a tylko w takim przypadku możliwe byłoby bezstronne, sprawiedliwe stwierdzenie, że coś jest dobre lub złe, mierne lub genialne.
żal mi cię człowieku, musisz mieć naprawdę smutne życie i mało w nim do roboty, skoro znajdujesz czas na pisanie wielokrotnych wątków na temat aktora, którego nawet nie lubisz. nie wyobrażam sobie robić czegoś tak żałosnego, jak wchodzenie na strony nielubianych przeze mnie aktorów i pisanie, jacy są według mnie beznadziejni. jeśli kogoś nie lubię - nie wchodzę na jego strony, nie czytam o nim, nie tracę czasu - proste, choć dla niektórych półgłówków i to jest za trudne. jeśli masz do siebie samego jakieś resztki szacunku, nie trać czasu na prowokowanie ludzi, dla których dorobek danej osoby coś znaczy, bo stawiasz się tym samym w gronie masy innych debili, którzy robią to samo, a inteligentnym ludziom pozostaje tylko pokręcić głową z uśmiechem politowania.
A czemu nie podobała ci się jego gra w tych filmach, które z nim obejrzałeś? Możesz nie widzieć jego wyrazistości, bo gra tak naturalnie. Świetnie odnajduje się w swoich rolach.
Co twoim zdaniem znaczy wyrazisty, to niby co ma robic, zeby zaspokoic twoje wynaturzone pragnienie ogladania kina akcji, tak, wlasnie, przebija to z twoich slow, brakuje ci strzelaniny, paru bomb, tony dynamitu, jakie to zalosne, nie rozumiesz innego kina,przebija to w twoich wypowiedziach, dretwosc, twoim zdaniem, Nortona, bo co, nie strzela z biodra, i nie wywraca oczami tak, ze widac tyl glowy, zalosne, jak mozna tak pojmowac sztuke, klasyfikujac aktorow, artystow wedlug grymasow twarzy, jest dretwy, wedlug ciebie, dobrze, ze jestes w mniejszosci, obejrzyj sobie lepiej jakis serial, pewnie i tak ogladasz bez specjalnej zachety , na tyle oceniam twoj filmowy gust i intelektualny potencjal
Ja nie siedzę na profilu Hany Montany czy majli cyrus i nie piszę jaką jest denną aktorką. Nie wiem więc dlaczego poświęcasz swój cenny czas na wg Ciebie "żałosnego aktora". Co ty, życia nie masz?
świetny aktor, jeden z moich ulubieńszych (a jest ich ubogie grono), jestem pod wielkim wrażeniem jego roli w Iluzjoniście, film godny polecenia :)