Wyrazy szacunku i dozgonnej miłości dla Mistrza w rocznicę urodzin!
Czy ktokolwiek wyobraża sobie 67- letniego Freda? :)
Nawet w wieku 67 lat wyobrażam go sobie jako króla rocka pełnego energii, wbiegającego na scenę w białych spodniach z mikrofonem na stelażu, który służy za wszystko co tylko przyjdzie do głowy Freddiego. Wystarczy popatrzeć na Briana May i resztę członków grupy jak nie dają się upływowi czasu.
Freddie for a day.
pozdrawiam
Sądzę, że Freddie miał zbyt duże wyczucie stylu by jako starszy pan chadzać w białych spodniach :), choć niewątpliwie w odróżnieniu od swoich kolegów z zespołu, nawet jako 67-latek chciałby być twórczy i aktywny, zamiast poświęcać się działalności marketingowej - wydawaniu kolejnych składanek, filmów dokumentalnych, ksiąg pamiątkowych czy graniu koncertów ze starym materiałem we współpracy z "artystami" typu Lambert i Jessie J... Przykre, że Taylor i May stracili pazur i poszli w taką chałturę :(.
Niestety kierunek w jakim zmierza współczesna muzyka nie do końca jest właściwy, i nawet takim osobom jak May i Taylor przytrafiają się złe wybory i odcinanie kuponów od tego co już było. Pomimo tego ten zespół tworzył coś tak niesamowitego w muzyce, że chyba nic nie zaszkodzi ich wizerunkowi.
Co do jasnych spodni, jestem pewna, że Freddie nawet w wieku 67 wyglądałby w nich zjawiskowo :)
Pozdrawiam
Niestety współcześnie muzyka/sztuka ma schlebiać upodobaniom odbiorców, zamiast kształtować te upodobania.
Deacon, May, Taylor i Mercury tworzyli niesamowitą muzykę, która była odbiciem ich różnorodnych osobowości, sumą niecodziennych talentów ale zespół to jedność, braterstwo i współpraca - 2/4 to nie 4/4. Wydaje mi się, że powinni skończyć działalność po nagraniu "Made in heaven". Queen plus nie ma nic wspólnego z dawną wielkością, to romans z marnością, wtórnością i groteskowy sen starców o młodości. Zdecydowanie bardziej podoba mi się postawa członków Led Zeppelin po śmierci Bonzo - klasa sama w sobie. May i Taylor w moich oczach bardzo stracili występując z tymi pseudogwiazdami - Rogers był do zaakceptowania, ale Jessie J. to już przegięcie, kolejna w kolejce do koncertowania z Mayem i Taylorem jest ponoć Gaga (a jej możliwości wokalne są żadne)... Niedługo nawet zespół Weekend będzie mógł ich supportować :D
Pięknie powiedziane i idealnie podsumowane. Cóż więc nam pozostaje, jak tylko włączyć dobry, stary kawałek Queen i cieszyć się tym co pozostawił po sobie Freddie :)
P.S. Mam nadzieję, że nigdy nie dojdzie do tego, że zespół Weekend i inne Lady Gagi będą mieć coś wspólnego z Queen. :)
Pamiętajmy również, że Queen zaczął ponownie występować po śmierci Freddiego z powodu uczczenia pamięci o nim. Być może to było również powodem dalszego grania, ale na pewno nie tylko. Wielu muzyków wraca do tego, bo jak mawiają "wspaniałego uczucia, które towarzyszy występowi na scenie nie da się zastąpić czymś innym" :) Tak naprawdę głową w tym zespole był właśnie Fred, co jest widoczne np. w dokumencie o zespole pt. "Days of our lives". Brian próbował już samodzielnych starań na rynku muzycznym w latach 80-ych bodajże i już wtedy mogliśmy poznać jego zamiłowanie do lekkiej tandety, więc to na pewno nie efekt wieku. Po prostu w Queen był Freddie :) Co do występów na scenie w wieku 67 lat to powiedział, że nie chce na starość skakać po scenie, bo wyglądałby idiotycznie :) Niesamowicie ambitny człowiek, posiadający zarazem duży dystans do siebie.
Tribute Concert bez wątpienia miał charakter uczczenia pamięci i w moim odczuciu na tym jednym występie mogli zakończyć. Chociaż i ten koncert był nie do końca przemyślany... Wielu ekspertów zwraca uwagę na fakt zaproszenia gwiazd przypadkowych, które wcale nie były ważne w życiu Mercury'ego - szczególnie razi ich że zaproszono Guns n' roses, których Fred wprost nienawidził i z pewnością nie życzyłby sobie, żeby Axl śpiewał "Bohemian Rhapsody"... Sam Freddie ponoć powiedział, że ma głęboko w d...pie czy będą dalej grać czy nie, pewnie jednak nie sądził, że przybierze to tak jarmarczny kształt.
Co do upodobania Maya do tandety zgadzam się, niektóre jego kompozycje (nawet spod szyldu Queen) są przaśne, inna sprawa, że facet nie ma kompletnie warunków głosowych - ani barwy ani skali, ciężko mu się wybić, pozostało śnić na jawie i przypominać sobie stare dobre czasy :D.
Te grupy opowiedziały się za tym, by wystąpić, bo Queen inspirowało wielu muzyków. Jeśli ktoś dużej rangi (nieważne, czy się go lubi czy też nie) chce w takim czymś wziąć udział to brzydko byłoby odmówić w stylu: "Wiecie co..wybaczcie, ale chcemy zaprosić jedynie osoby, które miały większy wkład w życiu Freddiego" . No bo co mieliby zrobić z takim wielkim show - zaprosić kogoś z rodziny? :) Nie wiem czy dokładnie tak mówił, że ma gdzieś czy będą grać. Wiem za to, że powiedział: "Gdyby wszystkie moje pieniądze jutro się skończyły to nadal byłbym tą samą osobą." i "Kiedy będę martwy to kogo to obchodzi..?..Nie mnie..On się mną opiekuje (wskazanie palcem w górę)" :P
Wiadomo, show to show, prawa rynku są nieubłagane - pytanie tylko gdzie kończy się idea koncertu ku pamięci przyjaciela, a gdzie zaczyna się biznes :/.. Jeszcze innym zagadnieniem jest to, że przecież Fred przyjaźnił się z wieloma topowymi muzykami, których nie zaproszono wcale np. Rodem Stewartem czy Cliffem Richardsem, a jeszcze innymi artystami się inspirował - de facto z tych inspiracji pojawiła się tylko Liza Minnelli i Robert Plant... Można powiedzieć, że pewne ówczesne marketingowe posunięcia zło wróżyły na przyszłość.
Myślę, że przede wszystkim nawet On sam sobie tego nie wyobrażał, co zwykł czasem powtarzać w wywiadach.