Mówicie "marna prowokacja trollu" tym samym karmiąc potencjalnego trolla. A co do tematu - szanuję obydwoje artystów, słucham z taką samą częstotliwością i dochodzę do wniosku, że prawdziwy fan Michaela nie posunął by się do słów o czysczeniu butów. Nie wiem czy wiesz, ale Michael był jednym z bliskich przyjaciół Freddiego, nagrali przecież kilka numerów. Moje zdanie jest takie - Jackson był utalentowanym tancerzem i piosenkarzem, a sukces - tak jak i Queen - zawdzięczał swojej wielkiej ilości pracy i miłości włożonej w to, co robił. Chyba na tym można zakończyć temat.
Wszystko się zgadza oprócz jednej rzeczy.
Mam na myśli przyjaźń między Jacksonem a Mercurym.
Michael nie należał do przyjaciół Freddiego...ot po prostu nagrali kilka numerów i na tym koniec.
"Bardzo miło wspominam tę współpracę, może między innymi dlatego, że byliśmy przyjaciółmi również poza studiem" - tak Mercury wypowiadał się o współpracy z Michaelem.
Eh, znowu wracam do tego tematu :)
Oj, wybacz ale tego cytatu nigdy nie znalazłem.
Zawsze myślałem że grono przyjaciół Freddiego było bardzo wąskie i Michaela w nim nie było.
Tak przynajmniej wywnioskowałem z książek które dotychczas przeczytałem i kilku materiałów w internecie.
Zwracam honor.
Nic się nie dzieje, z kim jak z kim ale z Tobą rozmawiać bardzo lubię.
Aż się dziwie że jesteśmy w stanie wymienić jakieś zdania a nie tylko "Zgadzam się w 100% jak to bywało zazwyczaj :)
Na razie przeczytałam jedną książkę o Mercurym plus trochę tekstów internecie, dlatego stosunkowo mało wiem o nim i całym zespole. "Życie Freddiego Mercury" Ricka Sky, gdzie znalazłam właśnie ten cytat, pamiętam że czytałam jeszcze parę innych wypowiedzi stąd wiem o ich przyjaźni. A Ty jakie czytałeś książki?
Też lubię z Tobą rozmawiać tym bardziej że tak genialnie się rozumiemy :)
Ja za to czytałem "Biografię Definitywną" Lesley-Ann Jones oraz inną biografię napisaną przez Laure Jackson i niestety nic takiego tam nie znalazłem.
Swoją drogą do czynienia z książkami miałem dość dawno temu także mogłem coś zapomnieć.
Hah, chyba oboje mamy teraz nowe lektury.
W najbliższym czasie wybieram się do biblioteki :)
Chciałbym jakoś skomentować ostatnie zdanie ale nie potrafię wysilić się na nic innego poza "Dokładnie" bądź "NIc dodać nic ująć" :)
W takim razie muszę je przeczytać :)
Najlepiej byłoby przeczytać autobiografię ale niestety wiele z artystów których uwielbiam nigdy jej nie napisało, pozostają wtedy wywiady, których z kolei nie każdy chętnie udzielał.
:)
Bodaj w książce L. Jackson "Freddie Mercury. Biografia" (mówię bodaj bo ostatnio czytałam 4 biografie, które zlały mi się w jedną/ fakty jednak są poparte literaturą) autorka przytacza zdanie Freddiego, który spostrzegał Michaela Jacksona jako "dziwaka i odmieńca", Freddie szybko zauważył jak dziwne stosunki panują w rodzinie Michaela i przeraził się wyalienowaniem Jacksona, jego strachem przed ludźmi i wiecznym poczuciem zagrożenia, podobno były to powody nie nawiązania dłuższej współpracy, którą początkowo planował Fred.
Ja zwykle opieram się na wypowiedziach samych osób o których chcę się czegoś dowiedzieć bo czytając po kilka biografii tej samej osoby można zauważyć jak różnie przedstawione są fakty. Czytałam kilka wypowiedzi Freddiego i Michaela o ich relacjach z których wywnioskowałam że się przyjaźnili. Mercury i Jackson żałowali że byli zbyt zajęci aby skończyć i zrealizować niektóre nagrania. W sumie muzyczno artystyczny świat w którym obracał się Freddie był pełen dziwaków i odmieńców, on sam też odznaczał się z tłumu. Ale fakt faktem że zależy jakie czytamy biografie i materiały o nich bo można wyrobić sobie zupełnie inne zdania o tych samych osobach. Tak jak mówiłam, czytałam jedną jego biografię i trochę materiałów, podejrzewam że z biegiem czasu ich zdania o sobie nawzajem też się zmieniały więc to też zależy z jakiego okresu czytamy wypowiedzi.
Freddie był oryginałem, charyzmatycznym frontmanem ale jego "inność" ograniczała się do bycia na scenie. W życiu codziennym był najzwyklejszym facetem, a grono jego przyjaciół było naprawdę wąskie - niemal wolne od gwiazd show biznesu. Prawdziwie Fred przyjaźnił się z Eltonem Johnem i Rodem Stewardem...
Przyjaźń o jakiej mówisz ograniczała się do porozumienia zawodowego, nie spędzali oni razem czasu, nie wymieniali korespondencji. Jackson nie był nawet na pogrzebie Freda - wg życzenia artysty byli na nim TYLKO PRZYJACIELE w tym Elton John, który stale odwiedzał go, gdy ten był już na łożu śmierci.
Fakty są takie, że żaden z nich w wywiadach nie odniósł się źle do tej krótkiej współpracy (chociażby dlatego, że nie wypadało), ale po latach najbliżsi Freda nie kryli tego, że ten postrzegał Jacksona jako człowieka bardzo dziwnego pod względem konstrukcji psychicznej, był zaszokowany jego fobiami i chęcią niezdrowej izolacji od świata, wyczuwał, że dzieje się z nim coś bardzo złego, a czas pokazał, że miał rację.
Na marginesie
Sięgając po dwa (z trzech) nagrań Mercury' ego i Jacksona, które trafiły do sieci słychać jak wielka dzieliła ich przepaść - głos Michaela jest mizerny przy czterooktawowym wokalu Freddiego. W moim odczuciu wspomniany "brak czasu" uratował Jacksona przed muzycznym blamażem.
Z materiałów, które czytałam i z wywiadów wynika, że Freddie był osobliwy również poza sceną. (przypominam że dla mnie to nie jest negatywne cecha)
Freddie, jak i Michael wypowiadali się o swoich relacjach używając słowa "przyjaźń". Używali tego typu określeń "bo wypadało"? mam nadzieję że nie.
Ale to są tylko przypuszczenia z naiwnie ludzkiego punktu widzenia, który nie może konkurować z namacalnymi źródłami w postaci czyiś wypowiedzi ;)
"a czas pokazał, że miał rację" ehh...
Co do różnicy ich głosu dość mnie to rozśmieszyło ponieważ setny raz odpowiadam na tego typu wypowiedzi. Przede wszystkim moim zdaniem muzyki nie powinno się oceniać pod względem tylko i wyłącznie techniki. Ocenianie muzyki i porównywanie w takim charakterze muzyków jest, moim zdaniem, dość płytkie.
Nie zauważyłam tej przepaści być może dlatego że trochę inaczej patrzę na muzykę, nie kalkuluję jej na ilość oktaw.
hippieturtle, nie cytuj uparcie internetowych materiałów tylko sięgnij na litość boską po rzetelną literaturą, bo z tego co przeczytałam skalałaś się najcieńszą z możliwych biografii Freddiego. Co najmniej dziwne, że opierasz się o wywiady, każdy fan wie, że Fred praktycznie ich nie udzielał, nienawidził dziennikarzy i pomówień na swój temat, które od nich wypływały. Nigdy nie odpowiadał serio na zadawane pytania, wystarczy posłuchać kilku zdawkowych wypowiedzi by wyczuć ironię z jaką mówił o swojej karierze...
Każdy na swój sposób jest, jak to mówisz osobliwy ale nie da się porównać Freda z Jacksonem pod względem dziwności zachowań. Freddie wspominał dom Jacksona i atmosferę tych czterech ścian jako najdziwniejsze miejsce, gdzie przebywał, z fatalną atmosferą i kiczowato urządzone - z pewnością tak się nie mówi o domu przyjaciela, bo u przyjaciela człowiek czuje się jak u siebie...
Freddie z Davidem Bowie śmiali się z siebie wzajemnie, że są największymi dziwakami na Wyspach ale ich dziwactwo objawiało się wizerunkiem scenicznym, sposobem bycia w artystycznym świadku i podejściem do kariery.. Słuchałam kiedyś ciekawej audycji na antenie PPPR, gdzie psychologowie dość trafnie skwitowali postać Michaela Jacksona, odwołując się do ich słów mogę powiedzieć tylko, że Freddie może miał osobliwe nałogi i zachowanie za to Michael był po prostu schorowanym człowiekiem, którego dziwactwa ciężko ogarnąć zdrowemu człowiekowi.
Bynajmniej nie odbieram muzyki płytko jak mówisz, po prostu nie ulegam modzie i reklamie, Jackson w moim odczuciu miał mizerny głos o małych możliwościach, był skazany na popowe brzmienie i ratowały go tylko świetne na owe czasy klipy i to jego rytmiczne podrygiwanie. Wielu muzyków również nie dorównuje głosowi Mercuremu ale bardziej ich cenię niż Jacksona, dziecko amerykańskiego mitu sławy...
Fenomen Freda nie polega na tym, że posiadał cztery oktawy, można śpiewać wspaniale - czysto technicznie a nie porywać ludzi, a Freddie miał głos, warsztat i charyzmę - był artystą kompletnym, sprawdzał się w każdym gatunku, nie wiem czy Jackson potrafiłby śpiewać jak równy z Caballe, Fred potrafił (mimo zaawansowanej choroby) .
Nie musisz doprawdy odpowiadać po raz setny na wypowiedzi w tym samym tonie - zapewniam Cię nie jesteś na tym forum ojcem opatrznościowym, ani adwokatem Jacksona.
Tak, czytałam tylko jedną biografię ale podkreślałam to, że zacytowałam słowa Freddiego. Gdyby były to słowa autora musiałabym dowiedzieć się o wiele więcej aby wyrobić sobie zdanie na ten temat.
Wszystko co napisałaś jest Twoim subiektywnym odczuciem. Równie dobrze można byłoby napisać że nie chcę ulegać modzie i reklamie dlatego nie słucham Queenu. Czy nie był modny?
Geniusz nie polega na technice, ale na wielu innych czynnikach, czasem technika jest jednym z ostatnich. Lubię stosunkowo prostą muzykę, może dlatego zależy mi tylko na emocjach które u mnie wywołuje. To też pewnie jest dość płytkie.
Ale jeśli uważasz że Twoje subiektywne zdanie jest jedynym słusznym, to że nie lubisz Jacksona czy kogokolwiek innego znaczy że po prostu był gorszy to nie mamy o czym rozmawiać. Mam nadzieję że tak nie jest.
Pewnie, że nie muszę, ale zdaje się że rozmawiamy na ten temat. Adwokatem Jacksona? :) Ja nie jestem po niczyjej stronie (jej, jak to brzmi...). Ty chyba chcesz za wszelką cenę udowodnić wyższość Freddiego nad Michaelem. W moim przypadku uwielbiam ich tak samo, wydaje mi się że możemy zakończyć wątek muzyki bo czuję że nie dojdziemy do niczego.
Gdybym uważała, że moje zdanie jest jedynym właściwym nie wypowiadałabym się na forum a skupiła na pisaniu np. bloga.
Głównym powodem moich wypowiedzi od początku był post o rzekomej przyjaźni ich łączącej, której notabene nie potwierdzają biografowie, bliscy obu muzyków i oni sami. Przyjaźń, o której mówisz odnosi się tylko do sympatii na polu zawodowym.
Moje wypowiedzi mają na celu jedynie zwrócenie uwagi na rzetelność informacji, posługiwania się wiedzą nabytą, potwierdzonymi faktami - dobrze by było gdyby takie wypowiedzi miały swe źródło w czymś innym niż Wikipedia, amatorskie strony, blogi i "pocięte" wywiady z youtube. Łącznie przeczytałam 9 książek o Queen/ Freddiem, ostatnio 4 - w żadnej nie ma słowa o przyjaźni Freda z Jacksonem, wszystkie słowa Mercury'ego, które odnoszą się do Michaela ujęłam w powyższych postach.
Czy chcę udowodnić wyższość Freddiego? Nie... ale skoro pozwoliłaś sobie skomentować moją uwagę na temat nierozwiniętej współpracy obu artystów ja pozwoliłam sobie odnieść się do Twojej wypowiedzi.
Jest jeszcze jedna rzecz mianowicie sukces Jacksona a Queen to dwie różne rzeczy.
Michael pochodził z Ameryki i było mu o wiele łatwiej natomiast Queen robili karierę w Wielkiej Brytanii a żeby tam osiągnąć ogólnoświatową sławę trzeba o wiele więcej ciężkiej pracy i przede wszystkim talentu.
Nie jestem pewien czy Jackson robiąc karierę w WB osiągnąłby tyle...
To nie jest rzecz gustu.
Jackoson jest produktem - otoczony tysiącami osób które go stworzyły.
Freddie jest naturalny. Jest artystą.
Tyle w temacie.
Głos to mało powiedziane - głosisko :D!
Do tego Freddie, Roger, John i Brian do wszystkiego doszli sami, sami komponowali, pracowali nad wizerunkiem. Na samą płytę "Thriller" dla Jacksona pisało piosenki przeszło 60 osób... Michael to sztuczny twór jak Britney, Bieber i inne maskotki show biznesu. Ci ludzie są w gruncie rzeczy ofiarami tej machiny - robi się z nich gwiazdy nie bacząc na predyspozycje psychiczne i zdolności by potem zniszczyć i szydzić masowo.
Dangeris uwielbiam cię, tylko ty potrafisz tego typy komentarze napisać. Normalnie zawsze wybucham śmiechem jak czytam twoje mądrości, jakie fora byłyby nudne bez tego szympansa xD
Ludzie wyluzujcie, gościu nie pisze tego na poważnie, to prowokator, ale ze swoim specyficznym stylem xD
Niezła dyskusja :) To i ja powiem coś od siebie.
Otóż jestem od kilku lat fanką MJ. Słucham go codziennie, znam ponad 200 piosenek i każda, ale to każda jest mi bardzo bliska. I mimo, że MJ miał małą skalę głosu, nie oszukujmy się - jego głos mnie po prostu zachwycił. Kocham teksty jego piosenek (oczywiście najbardziej te które sam napisał), melodie, po prostu wszystko :) I nie zgadzam się z opinią, że zdobył sławę dzięki pracy innych. Bo wiadomo, że od małego, bardzo małego musiał ćwiczyć i polepszać swoje zdolności, które odkryli jego rodzice. Miał miliony prób, konkursów młodych talentów i wiele ciężkich chwil. I moim zdaniem całkowitą bzdura jest, że Michael Jackson to taki sam "twór marketingowy" jak Britney Spears, Bieber czy kto tam jeszcze. Tu nawet nie ma czego porównywać.
A jeśli chodzi o Freddiego - szanuję go, uwielbiam i podziwiam. Był wspaniałym artystą, tworzył niezapomniana muzykę i na zawsze pozostanie w pamięci ludzi. Ale po prostu - dla mnie MJ jest mistrzem. Do mnie przemawia własnie jego muzyka (ale popu tego co teraz tworzą nie znoszę!).
Ani Freddie ani Michael nie mogliby sobie czyścić butów, bo każdy był najlepszy w tym co robił i ja staram sie nie porównywać ich. Inna muzyka inne style. Po prostu kocham muzykę Michaela Jacksona :)
Ależ kochani Michaela i Freddiego sie nie da porównać :) obaj mieli wysoki poziom i byli królami :) to tak jakby porównywać Tupaca i Eminema ;) trzeba mieć szacunek zarówno do artystów jak i do ich fanów ;) dziękuje pozdrawiam
Michael i Fredy to, jakby nie patrzeć, dwie wielkie postaci współczesnej muzyki i dyskusje na temat kto komu może buty wycierać, są wg. mnie trochę nie na miejscu, a w każdym razie postrzegam to jako prowokacja i pożywka dla forumowych trolli.
Może to już oznaki starzenia ;) jednak gdy dowiedziałem się o śmierci Jacksona, to uzmysłowiłem sobie, że coś się skończyło i chociaż nie przepadałem bardzo za jego twórczością, żal mi się trochę zrobiło, bo "to se ne vrati" :(
A Fredek, cóż niesamowity tembr głosu i świetne piosenki - do tej pory mam mu za złe, że tak wcześnie odszedł :( i osierocił nas, wszystkich miłośników jego twórczości! Chociaż z drugiej strony żył tak jak chciał i lubił, a ocena muzycznego dorobku nie powinna być postrzegana przez pryzmat jego prywatnego życia(oczywiście zakładam, że nikomu nie robił krzywdy)
Pozdrawiam fanów Fredy'ego :)) ..... i Jacksona też.
Jestem pod wrażeniem obu panów,od lat...choć może nie zaliczam się do grona intensywnych wielbicielek to wiele o nich wiem,interesowałam się życiem muzycznym jak i (powiedzmy) prywatnym - oczywiście chodzi o biografie (niekoniecznie zapewne zgodne z prawdą). Obaj są ikoną i legendą naszej epoki,ale zakładać że Freddie nic nie zbroił...no nie wiem...nie bardzo pozytywne jest narażanie i zdrowia innych gdy się ma hiv...choć głos miał wyjątkowy,a Jego muzyka robi wrażenie na średnim,młodszym jak i duuużo starszym pokoleniu.Myślę że muzyka Queen miała większą szanse na dotarcie,już za życia Freddie'ego,do dużo starszych pokoleń.
Witam Tamilina.
Ja jestem dość specyficznym fanem Queen, a miłośnikiem Fredka w szczególności - uwielbiam jedynie wybrane piosenki i .... nic po za tym :(
Tzn. nie przywiązuję wagi do dogłębnej znajomości biografii,dyskografii itp. Nawet nie pamiętam tytułów wielu utworów, które doprowadzają mnie prawie do ekstazy ;) I dlatego zaznaczyłem, w poprzednim poście, że to są tylko moje przypuszczenia.
Zainspirowany Twoją wypowiedzią, pogrzebałem dziś trochę w "necie"(tak dokładnie jak pozwalał mi na to czas i chęci). W sumie o życiu prywatnym Fredka dużo szczegółów nie znalazłem, a to co jest, to są mniej lub bardziej wierne kopie informacji z tego samego źródła.
A na podstawie tego co wyczytałem, nadal będę obstawiał przy swoim - w okresie gdy "dawał" na prawo i lewo ;) (tzw. przypadkowe kontakty), o AIDS jeszcze nie było tak głośno, a on sam nie był świadomy swojej choroby, więc jeżeli kogoś zaraził, zrobił to bezwiednie.
A po "drugie primo"- gdy zdiagnozowano u niego chorobę, prywatnie "wyciszył" się, no i był to również czas gdy był w związku z Jimem Huttonem. Wierzę, że nie przyprawiał rogów Jimiemu, narażając tym samym innych, być może na śmierć.
Tamilina jeżeli masz jakieś inne informację, chętnie się z nimi zapoznam.
Pozdrawiam :)