Martin stworzył wspaniałe dzieło jakim niewatpliwie jest SOIAF po czym w pogoni za mamona zapomniał je dokonczyć, olewając przy okazji swoich najstarszych fanów. To co ten facet zrobił swoim czytelnikom to zwykła niegodziwość.
Czytałem i byłem fanem już w latach 90-tych. Za każdym razem kiedy publikował nowa część trzeba było czytać sagę od nowa ale nikt nie narzekał, warto było i przyjemnie. Zniecierpliwieni ludzie czekali pokornie na nowe książki, byli wyrozumiali bo wiadomo, to wymaga czasu i skupienia.
I nagle Martin zaangażował się w produkcję serialu dla HBO i wszystko sie skończyło.
Od Tańca ze smokami minęło 11 lat, o nowej części ani widu ani słychu a ja tak szczerze całkowicie straciłem ochotę na czytanie kolejnych (nigdy nie myślałem, że to powiem). Po latach lekceważenia, tonach spojlerów jakich doczekaliśmy się w okresie kręcenia serialu telewizyjnego i momentach wielkiej frustracji coś pękło. Jedyne co teraz czuję to wielkie rozczarowanie tym człowiekiem i pewne poczucie straty. Co do sagi to chyba już nie przeczytam i to nie z przekory czy na złość ale zwyczajnie z powodu utraty zainteresowania i zmiany preferencji tematycznych, co jest w sumie efektem tego o czym napisałem powyżej.
Obecnie czytuję wyłącznie książki historyczne i naukowe i bardzo mi z tym dobrze. Niektóre są nawet napisane z podobnym rozmachem co saga Martina. Literatura faktu bywa nierzadko bardziej interesująca i epicka niż fantastyka. Przy okazji wszystkim szczerze polecam. I choć nie czekam już ze zniecierpliwieniem na kontynuację to zawsze na wspomnienie Pieśni Ognia i Lodu kręci się łezka bo jest to z pewnością jedno z najlepiej napisanych dzieł fantastyki jakie kiedykolwiek powstało. To himalaje gatunku.
Co do Martina to poza tym, że w pełni uznaję jego wielki talent literacki i przez długi czas darzyłem go wielkim szacunkiem to obecnie mogę jedynie powiedzieć....
P.S. Mz dzieło powinien dokończych dla tych wszystkich którzy dalej czekają i dla tych którzy kiedyś w przyszłości odnajdą w nim te wszystkie emocje, jakość i radość którą ja odnalazłem.
Daj spokój. Gruba parówa nie dokończy i czas się z tym pogodzić. Oto właśnie literatura faktu, której stronice sam sobie nieświadomie wypełnił. Jest przykładem, jak z bożyszcza spaść na poziom pogardy... W życiu nie pomyślałbym, że byłbym do tego zdolny. A tu proszę... wszystko się wali. "Co za czasy. Co za parszywe czasy!"
Jest albo nie jest. Kiedyś zabiegał o czytelników po czym ich olał. Nie zmienia to jednak faktu, że jest zwyczajną parówą w której mamona zabiłą poczucie jakiejkolwiek przyzwoitości.
Słowa krytyki i rozczarowania oraz obniżenie oceny dzieła za to, że nie zostało ani trochę zakończone nie jest żenujące, lecz obiektywne. Gdyby Tolkien napisał Władce Pierścieni do Dwóch Wież, a dokończenie obiecywał przez 12 lat bezskutecznie to z pewnością nie miałby takiej renomy wielkiego mistrza literackiego, jaką cieszy się obecnie